31 sierpnia 2008

Brotherhood już JUTRO!!

Premiera albumu już jutro. Wszystko, co było do odsłonięcia - odsłoniłem. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wrzucić ostatni klip i odliczać godziny. Chociaż, przyznam, maniakalnym fanem nie jestem, to jednak bardzo nakręciłem się na tę płytkę. Ciekawe czy równie entuzjastycznie będzie wyglądać recenzja, która pojawi się, gdy tylko zdobędę krążek. A ponieważ w dzień premiery się po niego wybieram, więc spodziewajcie się szybkiego wpisu. Nie będę osłuchiwał się z nim cały tydzień;)

Klip na dziś.
Zastanawiam się, co tu wybrać. Chciałbym wrzucić 'Hey Boy, Hey Girl', ale te które widziałem na youtube są w fatalnej jakości. Klip do 'Star Guitar' już się pojawił na tym blogu, a ten do 'Midnight Madness' nie przypadł mi do gustu. Może coś wylosuje?
Ten jest ciekawy, do tego zrobiony do bardzo fajnego kawałka z płyty 'Push The Button'.

The Chemical Brothers - Believe

30 sierpnia 2008

Brotherhood za 2 dni.

Tak prezentuje się traklista pierwszego krązka albumu 'Brotherhood'.

1 Galvanize
2 Hey Boy Hey Girl
3 Block Rockin' Beats
4 Do It Again
5 Believe
6 Star Guitar
7 Let Forever Be
8 Leave Home
9 Keep My Composure
10 Saturate
11 Out Of Control
12 Midnight Madness
13 The Golden Path
14 Setting Sun
15 Chemical Beats

Poniżej jak wygląda krążek w wersji promo.


Do premiery albumu 'Brotherhood' pozostały 2 dni.


Chemical Brothers - Let Forever Be

Fajnie zrealizowany klip w reżyserii Michela Gondry. Tak, tak, tego co to robił klipy również dla Bjork:)

29 sierpnia 2008

Brotherhood za 3 dni.


Powyżej okładka płytki 'Brotherhood'. Ze zdjęć zamieszczanych na stronach przeróżnych sklepów internetowych wygląda na to, że będzie identyczna dla obu wersji. Dodatkowo ma się pojawić także wersja winylowa albumu.
Jeden spośród 15 utworów zawartych na podstawowym krązku to nowa kompozycja. Nosi tytuł 'Keep My Composure. Gościnnie pojawiają się w nim baltimorowi raperzy ze Spank Rock.

Do premiery albumu 'Brotherhood' pozostały 3 dni.

Klip na dziś:

Chemical Brothers - 'Block Rockin´ Beats'

28 sierpnia 2008

Sissy Records.

Z zamiarem napisania tego artykułu nosiłem się długo. Nie wiedziałem tylko, jak do tego podejść. W końcu uznałem, że to napiszę - wszak Sissy Records to dla mnie bardzo ważna wytwórnia. Równocześnie kazdego z czytelników proszę o komentarz na temat artykułu, to dla mnie ważna rzecz - chciałbym wiedzieć czy dobrze to zrobiłem:)


SISSY RECORDS

Przez wiele recenzentów i osób z branży muzycznej nazywana wytwórnią dla tańczących inaczej. To chyba jedno z lepszych określeń charakteryzujących muzykę wydawaną w Sissy Records. Dla sporego grona muzycznych pasjonatów to wytwórnia legenda, o której może już teraz się nie mówi tyle, co dawniej, ale zawsze będzie się o niej pamiętać. Płyty pochodzące z tego labelu będą zajmowały szczególne miejsca na półkach wielu fanów i słuchaczy. W jaki sposób tworzy się taką markę?

Wszystko zaczęło się w styczniu 2001 roku. A w zasadzie zaczęło się oficjalnie, gdyż pomysł i marzenie o takiej wytwórni w głowie Pawła Józwickiego pojawiło się już wcześniej. Momentem przełomowym, który nadał sprawie tempo, był koncert Ścianki, który odbył się w październiku 2000r. w Łodzi. Zachwycony ściankowym brzmieniem U-zek przeprowadził rozmowę z Biljaną Bakić (kierownictwo BMG), której rezultatem było zielone światło dla Sissy. Zresztą BMG już wcześniej nosiło się z zamiarem założenia labelu, który mógłby wydawać płyty o bardziej niszowym profilu niż te wydawane przez firmę-matkę.

Pierwszy krążek wydany przez Sissy Records to EPka Ścianki zatytułowana ‘…Only Your Bus Doesn’t Stop Here’, która pojawiła się na rynku 25 stycznia 2001 roku. Pierwszą pełną płytą, która ukazała się pod sissy-barwami było również dzieło Ścianki zatytułowane ‘Dni wiatru’ (22 luty). Ale dopiero kolejne wydawnictwa przyniosły wytwórni większy rozgłos i rozpoznawalność. 11 maja 2001 roku ukazuje się pierwsza solowa płyta klawiszowca z Wilków – Andrzeja Smolika, zatytułowana po prostu ‘Smolik’. Poprzedza ją singiel, w którym gościnnie pojawia się Artur Rojek. I taka jest właśnie polityka Sissy – pełnowymiarowy krążek poprzedzić akcją promocyjną opartą na singlach – dodajmy: handlowych. Paweł Józwicki: „Najpierw singiel, potem drugi, potem nagrywanie i wydanie płyty” Taka polityka dotyczyła każdego, kto zapisał się do labelu. Czy mowa o Cool Kids Of Death, Homosapiens, czy Futrze, zawsze wyglądało to tak samo. Na singlach można było znaleźć bardzo ciekawe kąski typu nigdzie indziej niepublikowane nowe utwory, remixy czy nagrania live. Nie raz pojawiały się klipy. Teledyski w Sissy to osobna sprawa. Każdy klip promujący artystę spod jej skrzydeł można by potraktować jako alternatywną mini etiudę filmową. Przywołajmy choćby teledysk w stylu retro do znanego kawałka Smolika nagranego z Noviką – ‘T.Time’ czy klip do ‘Białych Wakacji’ Ścianki.

Warto wspomnieć również o tym, że Sissy Records nie skupiało się na jednym, konkretnym gatunku muzycznym. Tam nie było miejsca na szufladki. W jednej małej wytwórni wydawało się alternatywnie rockowe kawałki Ścianki, pulsujące punkową energią Cool Kids Of Death, łagodne chilloutowe numery Smolika czy avant-popowe dokonania Futra. Dla szefa Sissy liczyło się jedynie to czy ta muzyka jest warta pokazania, promocji wśród słuchaczy – wtedy jeszcze bardzo chłonnego, otwierającego się rynku muzycznego w Polsce. U-zek: „Jedyne kryterium, jakim się kieruję przy doborze artystów, to jest to, żeby starzało mnie na maksa. Jeśli jest dobre, albo poprawne, to mnie nie interesuje. Jeśli jest zajebiste - wchodzę w to. Jeżeli ludzie, którzy je tworzą, są okej (bo to jest drugi, nieodzowny warunek) to zaczynamy...”

Sissy Records to także wytwórnia wydające świetne kompilacje. Pierwszą z nich była ‘Sissy Light’. Zestaw 16 lekkich i płynących numerów głównie zagranicznych artystów. „Odkąd miałem magnetofon to zawsze zgrywałem różne składanki. Wybierałem utwory pod swoim kątem, a później nagrywałem znajomym różne rzeczy. (…)chciałem, żeby ta płyta była wizytówką dla całego Sissy (…) To bardziej składanka o charakterze edukacyjnym niż komercyjnym”. Tracklista obejmuje m.in. Antosh, Badly Drawn Boy czy Stereolab. Rok później na rynku ukazuje się kolejna, choć tutaj poprawniej byłoby nazwać ją koncept-albumem. Artyści reprezentujący różne kierunki i sposoby patrzenia na muzykę zebrali się, aby wspólnie nagrać szesnaście świeżych, ciekawych i nowych kawałków pokazując przez to, że w Polsce jest możliwość pojawienia się takiego projektu. Wszystko odbywa się oczywiście na zaproszenie i pod kierunkiem Pawła Józwickiego. ‘Projekt SI 031’ ugruntowuje pozycję wytwórni na rynku. Po pół roku – w sierpniu 2003 ukazuje się ostatnia wydana pod szyldem Sissy kompilacja: Sissy Sleeper. To zestaw utworów lekkich, bujających, mających zrelaksować słuchacza. Mlecznoróżowe barwy na okładce i w muzyce. Wśród artystów pojawiają się m.in. Cornelius, Lali Puna, Saint Etienne czy polskie Old Time Radio ze świetnym premierowym ‘Snowy’. Niedługo potem na rynku ukazuje się podsumowanie dwóch lat Sissy Records w postaci DVD. Na płytce znalazły się wszystkie klipy, dyskografie, fragmenty koncertów czy wywiadów a także biografie i galerie wykonawców nagrywających dla Sissy. Futro, Smolik, Cool Kids Of Death, Homosapiens, Ścianka i Lenny Valentino. Dodatkowo materiały dotyczące wydanych kompilacji.

W 2004 roku Sissy Records zostaje rozwiązane. Niektórzy wykonawcy rozproszeni po różnych innych labelach (Novika i Smolik nagrywają dla Kayaxu, CKOD wydają płytę w Agorze), o niektórych robi się cicho (Homosapiens). Lenny Valentino i Futro zostają rozwiązane, zaś skład osobowy Ścianki ulega zmianie. Sam Paweł Józwicki zakłada z Bogdanem Kondrackim Jazzboy Records.

Brotherhood za 4 dni.

W ramach oczekiwania na kompilacje the best of, którą 1 września puszczają w świat The Chemical Brothers, codziennie, aż do dnia premiery, będę wrzucał jeden klip braci.
'Brotherhood' ma ukazać się w dwóch wersjach. Pierwsza to jednopłytowy zestaw największych hitów beatmakerów z UK, zaś druga wersja to dwa krążki. Na dodatkowej płycie znajdą się wszystkie częsci Electronic Battle Weapons - seria, która dotąd dostępna była nielicznemu gronu odbiorców, stanie się ogólnodostępna. I dlatego robię taki szum wokół tego wydawnictwa. Szczerze powiedziawszy nie mogę się już doczekać.

Do premiery albumu 'Brotherhood' pozostały 4 dni.

Klipem na dziś będzie obrazek do kawałka 'Elektrobank'. Nie ma co opisywac numeru, gdyż jest to klasyk. W teledysku najbardziej podoba mi się motyw ze wstęgą, obroty i podrzut na koniec układu. Ogólnie bardzo dobry klip powiązany z dyscypliną sportu, którą mnie się cholernie podoba.

The Chemical Brothers - 'Elektrobank'

27 sierpnia 2008

Garść newsów z Galapagos.

Niedawno wytwórnia galapagos, która głównie specjalizuje się w wydawaniu i dystrybucji filmów na dvd, zajęła się muzyką. I podeszli do sprawy nie byle jak. Już we wrześniu, a dokłądnie 19 września nakładem Galapagos ukaże się debiutancka płyta Natu (Natalia Przybysz z Sistars), którą to nagrała wrac z Enveem i innymi muzykami. Poniżej klip do 'Lion Girl' piosenki, którą zapowiada całość. Warto także zajrzeć na Myspace Natu lub Envee'ego, na których znajduje się inny utwór z płyty 'Maupka Comes Home' zatytułowany 'Embrace'. Naprawdę warto, ja już zacieram ręcę.

Kolejny news powiązany z Galapagos to wydanie przez nich kompilacji. Niedawno w roli kompilatora mógł sprawdzić się Rawski, który złozył dwie cd odprężajacych, wzruszających i ładnych utworów połączonych ze sobą hasłem lounge. Tym razem kompilacje zatytułowaną 'CAN'T STOP MOVING' zbudował dla nas Harper (czyli kolejny przedstawiciel Beats Friendly). Na dwupłytowym albumie, jak głosi zapowiedź, znaleźć można wiele rówznych utowrów funkowych, soulowych jak i disco. Pierwszy krążek 'New School' to numery oparte o brzmienie lat 70. Z ujawnionych wykonaców: Kelis i Macy Gray. Druga płyta - 'Old School' zawiera numery prosto z lat 70. I tu w zapowiedzi pojawiają się Elvis Presley czy Diane Ross. Ale nie bójcie, bo Harper zamieścił zapewnie i tych mniej znanych wykonawców. Tylko zapowiedź musi musi być 'super-kusząca' i przyciągać znanymi nazwiskami. Wydawnictwo ma uzupełniać booklet z opisami utworów, więc może to być fajna rzecz, dla osób, które o muzyce lat 70 wiedzą bardzo mało - dla mnie na przykład. Całość ma się ukazać już 29 sierpnia.
A poniżej okladka albumu.



Przypominam także o 12 września. Wtedy to ukazać ma się kompilacja kolektywu Beats Friendly zatytułowana 'Friendly Beats 2 - Moves & Grooves'. Playlista wygląda ciekawie, a wydanie kompilacji wiąże się z minitourem releasowym, który obejmie także Katowice. Wszystko to już niedługo. Warto zachować czujność!:)


Natu - 'Lion Girl'

26 sierpnia 2008

Sigur Rós - Með Suð Í Eyrum Við Spilum Endalaust

Sielska droga przerwana pasmem jezdni i barierką, przez którą przebiega czterech golasów. Tak wygląda okładka płyty 'Með Suð Í Eyrum Við Spilum Endalaust' autorstwa czteroosobowej załogi z Islandii - Sigur Rós.
Przyznam, że kiedy w 2005 roku usłyszałem album 'Takk' nieco nużyły mnie kompozycje na nim zawarte. To było powodem odstawienia zespołu na bok i braku zainteresowania wcześniejszym dorobkiem. Nie wiedziałem nawet, że wydają płytę. Ale postanowiłem zaryzykować i spróbować poznać ich jeszcze raz, uważniej przysłuchując się ich dokonaniom. Wszak w ciągu trzech lat na tyle dojrzała i zmieniła się moja wrażliwość na dźwięki, że tym razem mogło się udać. I rzeczywiście - udało się.
Nie słyszałem singli ani żadnych fragmentów płyty, kupiłem. Zaskoczenie przyszło w domu, bo okazało się, że muzyka, którą panowie oferują na piątym już albumie to dość radosne, pełne ciepła i nadziei, rozbudowane kompozycje. Zestawiając je z poprzednimi krążkami ktoś mógłby stwierdzić, że albo się starzeją, albo potrzebują kasy, albo skończyły im się pomysły na nieco bardziej - powiedzmy to - ambientowe kawałki. A ja nic na ten temat nie powiem poza stwierdzeniem, że mnie Sigur Rós w takiej wersji odpowiada.
Gdybym miał porównać muzykę zawartą na "Með Suð Í Eyrum Við Spilum Endalaust" rzuciłbym nazwę The Cinematic Orchestra. Rzecz jasna, mniej tu jazzu, a już na pewno hiphopowej rytmiki, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że to islandzka wersja projektu Johna Swinscoe. Nie żeby mi to przeszkadzało - bardzo lubię muzykę serwowaną przez projekt z Ninja Tune. Równocześnie uspokajam: żaden to plagiat, a jedynie moje luźne skojarzenie. Dużo tu dźwięków pianina nadającego utworom łagodności i nieco nostalgii. Spory udział ma również gitara, z której wykrzesano nie tylko 'naturalne i standardowe' odgłosy lecz również nieco dziwniejsze - za pomocą smyczka... Do tego w kilku numerach, jak na przykład w otwierającym album 'Gobbledigook' pojawia się perkusja, w którą w rytmicznym szale wali Orri Páll Dýrason. I to chyba właśnie perkusja nadaje kompozycjom, prócz skoczności rzecz jasna, tą wesołość i atmosferę beztroski. Jednocześnie wywołuje ciarki. Jest nieodłącznym elementem tego krążka, dodaje mu charakter i tempo, które gdzieś w połowie płyty ginie. Po świetnym 'Festival' pozostawieni jesteśmy w towarzystwie rzeczonych wcześniej gitar i pianina, pojawiają się smyczki i sekcja dęta... Robi się o wiele bardziej spokojnie i poważnie. Rzekłbym nawet, że wzniośle, co niekoniecznie każdemu może przypaść do gustu. To właśnie w nagrywanym na żywo 'Ára Bátur' najpełniej ujawnia się romans Sigurów z muzyką klasyczną, a wrażenie potęgowane jest dodatkowo przez udział The London Oratory School Schola.
Nie sposób pominąć udziału wokalisty. Jego śpiew dodaje utworom nieco sentymentalnego, może i infantylnego elementu. Jón Þór Birgisson śpiewając używa islandzkiego, często wspomina się też o wymyślonym przez niego na użytek zespołu, własnym języku. Ale tutaj pojawia się jeszcze coś nowego - angielski, który do tej pory konsekwentnie pomijano. Nie ma go zbyt wiele, bo użyty został tylko w kończącym płytę utworze lecz może to być zapowiedź zmian, które nastąpią na kolejnym krążku. Czy wyjdą na dobre zespołowi z Islandii? Chyba jednak wolałbym, aby wokale były w ich ojczystym języku - to jeden z tych elementów, które pozwalają zachować im niezwykłość i mistyczność kompozycji. Na razie jednak mamy 'Með Suð Í Eyrum Við Spilum Endalaust' i dla mnie to po prostu piękna płyta, która mimo iż nagrywana w kilku studiach na świecie (kolejne nowum), wydaje się być nieskalana światowym blichtrem, pośpiechem i gonitwą za pieniądzem. Warto.

23 sierpnia 2008

Krakowskie impresje

Kiedy plany nie siadają, nie potrafie sobie ułożyć nowych. Wtedy zawsze jadę do Krakowa, żeby nie nudzić się w domu. I dzisiaj też pojechałem. Dla mnie Kraków to przede wszystkim obchód po płytowych sklepach. A dokładniej: empik, saturn i music corner. I to w tym ostatnim wypatrzyłem całkiem fajne płyty - którę zapewnie każdy zna. Sigur Rós - ( ) i jakaś kompilacja kawałków Tricky'ego. Leciało w tle i mi się wkręcił jeden numer. Wypatrzyłem i.... nie kupiłem. Wróciłem do domu bez żadnej nowej płyty, co zdarza mi się niesamowicie rzadko. Uznałem, że skoro czekam na złożone zamówienie - trzy częsci Brownswood Bubblers:) - to i tak wydam jeszcze sporo kasy. Widziałem nową płytkę Mariki. Słuchałem nawet promomixu tejże i przyznam, że niezbyt mi się spodobał. No wszystko byłoby ok, gdyby nie Fisz powtarzający na entej płycie fraze "hrabia cud miód" i ci ragga mc, rozwalający mnie śpiewaniem z tym akcentem. To też nie kupiłem. Widziałem jeszcze płyty Goldfrapp i Portishead, którzy wiszą na mojej liście chcianych - ale też nie kupiłem. Wszystko dla Brownswood:)
Głupi jestem. Za późno doszedłem do wniosku, że mogłem sobie poratowac weekend (bo nie byłem w Rondzie jednak) imprezą w Qushi. Kiedy sprawdziłem odjazdy busów do Krakowa, okazało się, że ostatni odjechał 6 minut wcześniej. No i co tu więcej pisać. Następna szansa na premierowe zobaczenie Mcuta dopiero 6.09. I tym razem będę napewno choćby nie wiem co!
PS. na dniach dwie następne recki :)

21 sierpnia 2008

Zawsze świetne #13


Każdy label, który wydaje muzykę stara się jak najlepiej wypromować. W tym celu wydaje się kompilacje, na które albo trafiają utwory wydane w danym labelu albo utwory, które najlepiej reprezentują brzmienie wytwórni. Tak robią np Compost Records, tak robi Sonar Kollektiv (spece od kompilacji...) czy Freerange (kolorowa seria). I w Polsce taki ruch wykonała - nieistniejąca już - Sissy Records. Tylko, że Sissy wyłamało się z powyższych typów kompilacji i wydali coś innego. Paweł Józwicki - sprawca zamieszania - na albumie zatytułowanym PROJEKT SI031 (31 numer w katalogu:) zebrał mnóstwo muzyków, którzy niekoniecznie byli związani z Sissy, ale którzy dla Sissy zdecydowali się wejśc w kooperację z innymi muzykami i nagrać coś ciekawego. I tak na płycie pojawiają się Katarzyna Nosowska, Smolik, Bogdan Kondracki, Novika, Homosapiens, Ania Dąbrowska i wielu innych. Stworzyli łacznie szesnaście kawałków i bez nadawania tytułów wypalili na albumie stylistycznie pomieszanym. Mimo to całość jest spójna, mało tego - to jest niesamowicie ciekawa płyta.
Wszystkie kolaboracje wyszły każdemu na dobre - a już najlepiej wyszły słuchaczom i fanom poszczegółnych artystów. Można tu usłyszeć np Anię Dąbrowską śpiewającą wraz z zespołem Homosapiens całkiem przyjemny utwór 'Trzynastka' (chociaż tekst raczej smutny) czy też zaskakujący 'Trójka' tria Kondracki, Smolik, Venturella (swoją drogą, ta kobieta ma niesamowicie intrygujący głos i szkoda, że z tej współpracy nie wyszedł jakiś longplay). Równie świetnie spisał się KAŻDY, kto udzielił się na PROJEKCIE SI031. Nie rażą rockowe wpływy niektórych grup, melancholijny klimat utworów Old Time Radio czy minimalistycznie zaranżowany kawałek Lachowicza. Wszystko tu jest świetnie dobrane. Ta płyta to była także pierwsza okazja do zapoznania się z grupą dr.no, która wtedy jeszcze nagrywała z Karoliną Kozak na 'feat' - potem stali się triem (teraz spowrotem jako duet).
Warto posłuchać tego krązka, dla mnie jest niesamowicie ważny, gdyż:
-pochodzi z kultowej jak dla mnie wytwórni
-pozwolił mi się zapoznać ze sporą grupą nowych, wtedy mi nieznanych ludzi (Marsija, Silver Rocket czy OTR)
-nagrany został przez osoby, które muzykę kochają
-pokazał, że w Polsce również da się tworzyć takie wspaniałe projekty, wystarczy tylko odrobina chęci
-i był jedną z moich pierwszy płyt...

Logistics - REALITY CHECKPOINT


Dzisiaj nie będę się jakoś szczególnie starał o to, żeby tekst bardziej przypominał recenzję. Spróbuje luźno opisać, co sądzę i ciekawe, co z tego mi wyjdzie.

Drum'n'bass to, przyznam, dla mnie nieco tajemniczy gatunek. Na jego temat mam blade pojęcie lub zupełnie go nie mam. Czytałem kiedyś o nim artykuł, ale szczerze mówiąc nie pamiętam, gdzie się narodził, nie pamiętam, kim byli prekursorzy i jakie były pierwsze d'n'bowe krążki. Pamiętam jedynie kilku producentów, choć ich produkcji nie znam wcale, a jedyny label, który wydaje płyty z drum'n'bassem, jaki jestem w stanie wymienić to Hospital Records. Chociaż przyznam, że bardzo lubię słuchać muzyki opatrzonej tą łatką. Nie muszę wiedzieć o niej wszystkiego, znawcą tematu nigdy nie będę (chociaż kto wie), bo moje muzyczne horyzonty są jak na razie szerokie - etap ciągłych poszukiwań.
Jakiś czas temu usłyszałem 'Slow Motion' autorstwa Logistics. Nie wiedziałem nic o tym producencie, a przecież to on wraz z bratem współtworzył słynny Nu:Logic. Kawałek wkręcił mi się na tyle mocno, że postanowiłem zdobyć cały album pt. 'Reality Checkpoint'.
Nie chcę tutaj w jakikolwiek sposób kozaczyć terminologią lub wykazywać się porównaniami czy odniesieniami, bo jak już pisałem - jestem początkujący. Może dlatego ta płyta tak bardzo mi się podoba. W Laifowej recenzji Wax przyznał jej jedynie 3 oczka na 6, dodając, że warto by CD znalazło się w naszych odtwarzaczach. Wspominał o udziwnieniach. Może to te udziwnienia (choć nie jestem w stanie ich jeszcze wychwycić) powodują moją sympatię do tej płyty?
Całość trwa 70 minut i przez cały ten czas w uszach rozbrzmiewa – jak nakazuje nazwa samego gatunku - perkusja i bas. Jednakże spotkać można się z totalnie objechanymi i zaskakującymi numerami. Przykładem może być ‘Cocoon’, wkręcający się kawałek, który mało przypomina typowy dla drum’n’bassu sound. Nie ma tu specjalnie szybkiego bitu, są za to dziwne dźwięki, które ciężko opisać. Nie dziwie się autorowi, że właśnie tak go zatytułował. Innym, wyłamującym się spod – powiedzmy – stereotypowego brzmienia jest utwór ‘Cold World’. Szczerze powiedziawszy kojarzy mi się on z dupstepowymi dokonaniami Buriala. To zdecydowanie najcięższy kawałek na tej płycie w 90% złożonej z lżejszej odmiany d’n’b, do której dodaje się słowo ‘soulful’.
Pod względem technicznym zastrzeżeń nie mam. Jestem wręcz zachwycony tym, jak kolejne numery są poskładane, jak rozwijają się i na tyle mocno wbijają w głowę, że trudno je zapomnieć, nawet gdy skończymy słuchać albumu. Cieszę się, że trafiłem na tego producenta i że jego płyta jest pierwszą z drumnbassowych, bo jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że d’n’b to naprawdę ciekawy sort muzyki.

20 sierpnia 2008

Maria Peszek @ onet.pl

"A nuż Feel nagra płytę, po której wszystkim spadną kapcie? Nie czuję antypatii do żadnego artysty. Po prostu niektórzy mnie nie interesują."

Maria Peszek
A cały wywiad TUTAJ

18 sierpnia 2008

Underworld part2.

Underworld na Loveparade2008 w Dortmund to jest mocna rzecz.
Ściągajcie klikając TUTAJ.

Ja się zastanawiam nad zdobyciem całej serii Brownswood Bubblers. Podobno świetna seria. Fragmenty też zachęcające bardzo a do tego Gilles Peterson to kompilował. Nie to, żeby był jakimś moim guru, ale kompilacja 'In The House' wyszła mu naprawde bardzo dobrze (jedna z lepszych kompilacji tego roku).
Poza tym rozglądając się ostatnio po empiku wypatrzyłem dwa krązki: Boys Noize i Pendulum nowe. I sie zastanawiam-brać czy nie?

Garstka premier drugiej połowy '08.

22.08 - Marika - Plenty / EMI
29.08 - O.S.T.R. - Jak nie ty, to kto? [cds] / asfalt
01.09 - The Chemical Brothers - Brotherhood / freestyle dust
05.09 - The Jonesz - Season One /asfalt
12.09 - v/a - Friendly Beats - Moves & Grooves / Kayax
19.09 - Maria peszek - mariaawaria / kayax (?)
13.10 - Deadbeat - Roots and Wire / Wagon Repair
październik - Roisin Murphy - live DVD / EMI (?)
21.11 - FiszEmade - nt / asfalt
Zapowiada się ciekawie.

16 sierpnia 2008

Persepolis

W Krakowie, że jest fajnie - wie każdy. najlepiej tam mają z kinami, bo za 5 złotych polskich można obejrzeć... perełki! Taką perełką jest na pewno film 'Persepolis' - animacja, która opowiada o życiu Iranki. Marjene, bo tak ma na imię główna bohaterka, opowiada o swoim życiu, przedstawia niejako swoją biografię, która oprócz tego, że jest niesamowicie ciekawa, jest równie smutna. Zaczynając od roszad na samej górze piramidy władzy, przez wojnę z Irakiem,wyjazd do Wiednia, na pobycie w Paryżu kończąc.
Nie jest to jednak typowy dramat. Pojawiają się momenty w trakcie których widz wprost zwija się ze śmiechu. To świetne rozwiązanie, bo pokazuje nie tylko dystans do głównej bohaterki i jej losów, ale pozwala również uniknąć moralizatorstwa. To po prostu bardzo dobrze opowiedziana historia, świetnie narysowana i udźwiękowiona - chodzi mi tutaj o muzykę, która jest na wysokim poziomie. Produkcja jest francuska, w dubbingowaniu postaci wzięła udział m.in. Catherine Denevue. Jeśli tylko będziecie mieli okazje obejrzeć 'Persepolis' - polecam. Kawał dobrego kina. I tyle.

15 sierpnia 2008

Gus Gus - 'Forever'


Jest coś takiego na tym świecie, że niektóre zespoły się rozpadają, bo poszczególni członkowie chcą rozpocząć karierę solową. Dotyka to najczęśćiej boysbandów. Gus Gus rozpadł się, ponieważ ze składu, z którym nagrywali 'Polydistortion' odeszło 7 osób. Usciślę: Gus Gus się nie rozpadł. Oni się skurczyli do duetu. Ale zanim ze składu odeszła wokalistka Earth, zdążyli nagrać jeszcze płytę. Krążek nosi tytuł 'Forever' i ukazał się w lutym 2007. Do Polski dociera rok później. Ten fakt pozostawię bez komentarza, skupmy się na samym albumie.
Wszyscy jednym głosem wyją, że to już nie to Gus Gus, co kiedyś. Mają rację - to już nie to samo. Subtelne nieco trip hopowe dźwięki obecne na debiucie, gdzieś zniknęły. Wyparowały wraz z kolejnymi, którzy opuszczali szeregi zespołu. W ich miejscu pojawia się tech-house. Żadnych producenckich sztuczek czy czarów. Proste klubowe kawałki. I tutaj znowu wszyscy jednym głosem wyją, że nuda, że wtórność, że beznadzieja i że w ogóle oni zrobiliby to inaczej. Proszę bardzo - umiecie, róbcie. Ja się z tego chóru wyłamuję. Mnie się 'Forever' podoba. Nawet bardzo. Możliwe, że momentami oparte na jednostajnych bitach, możliwe, że istnieją lepsze tech-housowe numery, możliwe też, że Gus Gus nie zaprezentowali nic nowego. A jednak coś tkwi w tej płycie, co mną porusza. Ja przy takiej muzyce bardzo chciałbym bawić się w klubie podczas imprezy. Równie świetnie album sprawdza się w domowym odsłuchu.
Zanim pani od śpiewu uciekła, pozostawiła bardzo ładne próbki swoich umiejętności. Te, splecione z produkcjami panów stworzyły przyjemne kompozycje. Wśród nich najbardziej wyróżniają się singlowe 'Need In Me', 'Lust' czy 'Moss'. Reszta kawałków - moim zdaniem - również nie jest przeciętna.
Coś przyciagającego pozostało w Islandczykach. I mimo że to nie jest już Polydistortionowy przełom, to trzeba przyznać, że krązek jest ciekawy. Mnie nie nudzi i żałuje tylko, że danceflooru nie mam. Poza tym należy pamiętać, iż dzieło można nagrać tylko raz i tak wysokiej poprzeczki przeskoczyć się po prostu nie da...

Miss Kittin - 'Batbox'


Coś tu się Miss Kittin nie udało. Czytam, że jej nowa płyta 'Batbox' jest nagrana z myślą o aktywnych kobietach, które album włączą podczas gotowania czy sprzątania. I jeśli mam jej muzykę rozpatrywać pod tym kątem, to - jak już napisałem - nie wyszło jej. Cała reszta jest w porządku. Dlaczego? Bo to bardzo mroczny album i jako tło do gotowania się nie nadaje, chyba że pieklibyśmy nietoperza.
Na nowej płycie francuzki znalazło się 13 utworów. Electro-house to motyw przewodni. Pełno na 'Batbox' dźwięków, które electroloversi łykną i będą się przy nich świetnie bawić lub po prostu przyjemnie spędzać czas słuchając tych produkcji. Bo mimo iż album mroczny, to jednocześnie jest w nim coś, co przyciąga. Mówię i o kontrowersyjnym głosie pani Herve - wielu jest zwolenników teorii, że ona śpiewać nie potrafi (ja do nich nie należę), i o talencie producenckim. Miss Kittin Stworzyła bardzo taneczne numery, które emanują piosenkowością. Eksponują jej wokal i czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy nim elektryzowani. Chłód fraz, które niekiedy wypowiada wywołuje ciarki. Podobnie jak mój ulubiony na tej płycie utwór 'Metalhead', w którym producentka wykorzystała ciekawy sampel przypominający odgłos piły tarczowej.
Niektórzy twierdzą, że Kittin zapożyczyła nieco gotyckich patentów. Ja takich tutaj nie znajduję. No może poza oprawą graficzną krązka, którą wprost świeci czernią. Grafika znalazła świetnego, bo upiorny dom i stado nietoperzy które zdobią digipacka z płytą fantastycznie oddają charakter albumu. Pełen gęstych kompozycji, z których ciemność wylewa się strumieniami, a jedynym światełkiem bywa jej śpiew - i to też nie zawsze. Jeżeli ktoś się przestraszył takim opisem, to zapewaniam, że koszmarów po niej mieć nie będzie, bo paradoksalnie 'Batbox' to fajna płyta - do słuchania w sam raz.

13 sierpnia 2008

Zawsze świetne #12

Siedzę, patrząc na pustą 'kartkę' w notatniku, bo cholera, nie wiem, jak zacząć pisać o tej płycie. Że jest wielka - wie każdy, kto jej posłuchał. Można ją albo kochać, albo nienawidzić - nie ma półśrodków. Mało jest takich płyt, a przynajmniej mało jest ich w sorcie muzyki, którą słucham. Sam tytuł płyty jest równie tajemniczy, jak jej autorka. Muzyka, od której bije chłodem, jak z kraju, z którego pochodzi. I ta cisza stanowiąca tło do wspaniałego wokalu. Jeśli ktoś wciąż zastanawia się, o jakiej płycie piszę: Björk - 'Medúlla'. Podobno najtrudniejsza płyta w jej dorobku (nie licząc 'Drawing Restraint 9' - która momentami jest hardcore'owa). Słuchać Björk zaczałem własnie od tego krążka. Najpierw wciągnął mnie singiel Oceania. Powstał do niego całkiem ciekawy klip. A ten wrzask... Potem zachciało mi się zgłębić dalej. Bo wszyscy mówili o niej. O wielkiej artystce z Islandii. Czy to Karolina Kozak z dr.no, czy Novika wymieniały ją jako jedną z ulubionych. Wreszcie i do mnie trafiła Medúlla. Pełna wokalu - reszta się nie liczy. Beatbox, gardłowe śpiewanie, gdzieś pojawia się pianino - jak we wspaniałym utworze 'Ancestors'. Brak tu przypadku czy zapychaczy. Każdy kolejny kawałek, w którym słychać charakterysztyczny śpiew Islandki i jej emocje, nie pozwala oderwać się od albumu. Trudno tu wyróżnić cokolwiek, bo żadnego numeru nie można oderwać od całości. To jest, jak układanka - poskładana, więc żal niszczyć. Najlepiej posłuchać wszystkiego - od początku do końca, zgłębiając się w ten niesamowity projekt. To album, na którym Björk chyba najpełniej objawiła swój talent, a ponieważ takie rzeczy nie zdarzają się dwa razy poztstaje jedynie ...Medulla.

11 sierpnia 2008

Chyba chcę Różę Zwycięstwa na cd

Kiedy moje ostatnie potrzeby płytowe zostały zaspokojone, a portfel spustoszony, na horyzoncie pojawili się kolejni, którzy burzą mój spokój. Pochodzą z Islandii - krainy magicznej, kojarzącej się z wolno płynącym czasem, chłodem ale jednocześnie niesamowitym ciepłem, które generowane jest przez tamtejszą atmosferę. Nazywają się Sigur Rós. A niedawno puścili w obieg kolejny - piąty już - studyjny krążek o bardzo intrygującym tytule: 'Med Sud I Eyrum Vid Spilum Endalaust', co można przetłumaczyć jako 'Z brzęczniem w uszach gramy bez końca'. Zdecydowanie bardziej podoba mi się islandzka nazwa. Jeszcze wcześniej - w 2005 roku, panowie wydali album 'Takk'. I ten krążek też chce mieć, bowiem bogaty jest w piękne, przestrzenne kompozycje budzące w człowieku pozytywne odczucia, przywołujący na myśl cudownie sielskie obrazki i nadający życiu inne tempo przemijania. Jak to w Islandii... Założe się, że nie wytrzymam długo i oba albumy znajdą miejsce w moim wiernym odtwarzaczu CD. Niech tylko dotrze do mnie płytka Hot Chip, która się śle już od tygodnia i przez opieszałość poczty jeszcze mi nie wpadła w ręce (i uszy). Oby tylko się nie zgubiła! :O

18lat. Po raz trzeci! Sprzedane!

Od dziś wg menedżerów niektórych klubów, doorselektorów, a także sprzedawców alkoholi, papierosów i materiałów pirotechnicznych mam 18lat. Dlaczego?
Bo odebrałem czerwono-białą plastikową kartę.

Zawsze świetne #11


Jako, że człowiek rozczarowany jest w podłym nastroju i nie ma wtedy ochoty na słuchanie ani beatowych, ani pozytywnych numerów, włacza płyty bardziej stonowane. Momentami wręcz kontemplacyjne. A takim krążkiem jest na pewno wydany w 2003 roku 'Album Producencki' Emadego. Brat Waglewski - ten od bitów na fisza płytach, nagrał coś, co z dumą można zaprezentować za Polską granicą, na zachód od Odry i dalej. Jego bity czy to bardziej spokojne (jak właśnie na 'Producenckim'), czy bardziej bujające (patrz: FiszEmade 'Piątek13') zawsze wzbudzają podziw, zachwyt, a u niektórych piski i mokre nogi. Zaliczam się do grupy entuzjastów, która twierdzi, że nie ma lepszego bitmakera w Polsce. Bo nie ma. Taki Piotrek jest jedyny w swoim rodzaju.
Co dostajemy na jego jedynym - dotychczas - albumie. Sporą dawkę bitów i rymy zaproszonych gości. Na featuringach pojawiają się Sokół, Inespe czy O.S.T.R. Jest jeszcze gość z zagranicy - Little Egypt do tego pani, która śpiewa nieziemsko pięknie - Iza Kowalewska z Muzykoterapii. Na krązku nie mogło zabraknąć również Fisza w pięknym melancholijnym kawałku 'tylko tobie' - takie teksty się cytuje, gdzie tylko można. Równie wielkie wrażenie wywarł na mnie numer 'Jesteś tylko' z Izą na wokalu. W zasadzie dzięki temu numerowi zacząłem 'na poważnie' słuchać całego krążka. Na płytce pojawia się też remix kawałka 'Żebro Adama' autorstwa Włodiego.
A najważniejszymi, myślę, utworami są stopnie wtajemniczenia. Na albumie mamy 4 takie kawałki - wszystkie mistrzowsko zaplanowane, zbudowane, zagrane. Wchodzą za pierwszym razem. Są to instrumentale, więc tutaj talent Emadego wysuwa się na plan pierwszy, nikt nie zakłóca nam odbioru.
Dlaczego ta płyta jest taka ważna? Bo na niej Emade pokazał na co go stać. Wcześniej mógł to pokazać jedynie na płytach brata, ale większość słuchaczy bardziej skupiała się wtedy na Fiszu. Tutaj są wyłącznie pomysły Piotrka, do których dostosowała się reszta. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego wydawnictwa tego typu, a na forum asfaltu sam Tytus coś tam przebąkiwał o producenckiej EPce - co z tego wyjdzie? Czas pokaże.

10 sierpnia 2008

Zawsze świetne #10


Ok, miało być 'Zawsze świetnie', to będzie.
Co na dziś? Smolik. Znowu Smolik. Ale jak go tu nie wymieniać tak często, skoro wydał sporo płyt. Sporo-zapytacie? Przecież wyszły tylko 3 jego albumy. Owszem: wyszły trzy. Pierwszy- którego nie mam, drugi, który juz opisałem i trzeci, który jeszcze nie jest taki stary, więc póki co nie będe go opisywał w tym cyklu. Więc o co się rozchodzi? O singiel! I to nie byle jaki, bo dłuższy od kazdej z jego pełnowymiarowych płyt.
Każdy z pewnością zna letni hit 'Kremowa Rewolucja'. Mtv wraz z Sissy Records ogłosiła konkurs na remix tego utworu. Nagrodą była jego publikacja na handlowym singlu. Uhonorowanych zostało trzech kolesi: Kociołek, Boniecki i Pizło. Wszystkie trzy remixy są naprawde ładne. Najbardziej z nich wyróżnia się ten, który zajął pierwsze miejsce. Remix autorstwa Sławka Kociołka to kawał dobrej roboty. Prócz tego swoje trzy grosze dorzuciła grupa Old Time Radio.
Po przejściu przez te 4 produkcje dochodzimy do dania głównego, sprawcy całego zamieszania. To własnie remix Automatik powoduje, że ten singiel jest tak długi i wyjątkowy. Ich wersja utworu 'Kremowa Rewolucja' trwa i trwa. Przez ponad 40 minut!! I chociaż to cały czas pulsujący motyw, na bazie którego remix jest stworzony plus kilka miłych dla ucha efektów, to jednak ten kolos ma coś w sobie. Pozwala się totalnie odprężyć. W przyciemnionym pomieszczeniu chyba najlepiej odbiera się tą muzykę. Mile jest też przy nim zasypiać, śpiewać, urządzać afterparty... Nie wiem - co tylko zapragniecie. Andrzej Rajski i Rafał Nowak postarali się o bujający klimat dla tańczących inaczej. Rozbudowali numer do maksimum, jednocześnie słowo nuda wyrzucając ze słownika.
Polecam, jesli go nie macie. Szukajcie, a znajdziecie. Ja go dawno temu znalazłem na merlinie za 8 zeta.

'Kremowy dzień, kremowa rewolucja!'

9 sierpnia 2008

Przemówienie programowe.

Sporo się ostatnio działo. Powiedzmy, że sporo. Po tym, jak wróciłem z Płocka byłem kompletnie wyprany i potrzebowałem małej przerwy. Ale długo wytrzymać nie potrafię, bo zaraz się nudzę, dlategoteż po kilku dniach przerwy blog wraca (jakby go conajmniej rok nie było;P )
Planowałem zawiesić go do końca wakacji, ale to chyba nie ma sensu, bo po kilku dniach korciłoby mnie, żeby wkleić nową notkę, opisać kolejny krążek czy cieszyć się z kolejnego wakacyjnego wypadu okołomuczynego. Postanowiłem, że najlepszym wyjściem na wakacje będzie minicykl. Pare postów o płytach, które mnie ruszają od lat kilku, które były dla mnie ważne i dlaczego. Jednym zdaniem, 'Zawsze świetne' wracają i przez sierpień tego typu posty będą się pojawiały częściej: wszak wakacje to czas nie tylko wyjazdów, ale i powrotów;)
Wspomniałem o wypadach okołomuzycznych. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to czekają mnie jeszcze dwa takie. Jeden z nich musi wypalić. Pierwszy to impreza w Rondzie Sztuki, na której zagrają Pro, K'Mill i Bartek Winczewski. A że ten ostatni to reprezentant kolektywu Beats Friendly, nie może mnie tam zabraknąć. Drugie wydarzenie to Coke Live Music Festiwal, a raczej drugi dzień festiwalu, gdzie zagrają The Prodigy i - a jakże - Beats Friendly. Tutaj już nie mam takiej pewności czy dam radę, potrzebna jest przecież ekipa - sam nie pojadę - i fundusze w postaci 85 PLN. Zobaczymy, zobaczymy
W kwestii płyt działo się ostatnio równie sporo. Swoją kolekcje powiększyłem o 4 krążki, piąty zaś jest w drodze (bo jak zwykle poczta stopuje wysyłke...). Nie chcę zdradzać szczegółów - same wyjdą na jaw, kiedy zajmę się opisywaniem owych albumów. Powiem tylko, że mało kto spodziewałby się po mnie, że je kupię, a gdyby było to ze 2 lata temu, to pewnie sam bym się dziwił.

Słowem, zapraszam do dalszych odwiedzin wszystkich, którzy tu zaglądają. Korzystając z okazji dziękuje za każdy komentarz, bo to własnie one mnie motywują do częstszego tu pisania (na dowód spójrzcie na miesiąc lipiec;)
Dzięki też tym nie ujawniającym się w komentarzach. Fajnie, że bywają tu ci, którzy dla mnie stanowią autorytety w świecie muzyki i bez których nie byłbym teraz w tym miejscu:)
Do blogowania!:)

PS. Polecam nową audycję w roxy.fm - Ministerstwo Dziwnych Kroków w sobotę o 20. Lexus jak zwykle nie zawodzi:)

6 sierpnia 2008

Burial się ujawnił??


Na oficjalnym MySpace Buriala pojawiło się jego zdjęcie (powyżej) i notatka w blogu. Pisze w niej między innymi o tym, że nie chciał się ujawniać, a jedynie tworzyć dobrą muzykę, ale ponieważ tajemnica jego tożsamości zaczęła przesłaniać dźwięki, postanowił się ujawnić. W blogu czytamy, że Burial nazywa się Will Bevan i pochodzi z południowego Londynu. Dowiadujemy się także, że Burial kończy prace nad nowym krążkiem, a w niedługim czasie powinna ukazać się 12'' z 4 nowymi kawałkami.

Jestem przekonany o tym, że nie jest to prowokacja, bo to do Buriala mi nie pasuje, ale zakładam dwie sytuacje. Albo angielski producent ujawnił się naprawdę, albo wszystko wymyślił, żeby mieć spokój ze spekulacjami na temat jego tożsamości i móc nadal tworzyć muzykę. Tak czy inaczej, to kim był akurat nie spędzało mi snu z powiek, niestety angielskim brukowcom tak. Stąd całe zamieszanie... Najbardziej czekam jednak na jego nową płytę, bo jak sam Burial słusznie twierdzi - najlepiej mówi o nim jego muzyka. I niech tak zostanie.

Jak nie Ty, to kto?

A o tym słyszeliście?
29 sierpnia nakładem Asfalt Records ukaże się drugi singiel (o pierwszym pisałem tutaj) Ostrego z płyty 'Ja Tu Tylko Sprzatam'. Wydawnictwo to 3 numery z albumu wraz z instrumentalami i 2 niepublikowane wcześniej kawałki. Dodatkowo na płytce znajdą się dwa klipy i making of z klipu do '1980'. A wszystko w cenie singlowo-asfaltowej, a więc w okolicach 16-17 zł.
Przyznam szczerze, że jeśli mam kupować ten singiel to tylko dla tych dwóch niepublikowanych numerów. Szkoda tylko, że nie opublikowano instrumentali właśnie do nich, bo posiadacze wersji specjalnej pełnego albumu, wszystko inne już mają. Tak czy inaczej wątpie żebym sobie odpuścił singielka.
Okładka i dokładna playlista poniżej.

1. Jak nie Ty, to kto? feat. Brother J
2. Big Money On The Table feat. Reps, Cadillac Dale
3. Jestem tylko dzieckiem feat. El Da Sensei
4. Dwa razy Gumbao (non album)
5. O staniu w korkach (non album)
6. Jak nie Ty, to kto? (instrumental)
7. Big Money On The Table (instrumental)
8. Jestem tylko dzieckiem (instrumental)

5 sierpnia 2008

Audioriver 2008 RELACJA - foto

Głowna scena, Main Stage. + Logo festiwalu
Głowna scena o 4 nad ranem... Bosko naśmiecone;P
BYłem? Byłem, a to dowód. Dzięki http://www.muzikanova.pl/
Widok na namioty z góry, skarpy, te
Pole namiotowe. "Wielkie, ogrodzone, dostęp tylko dla tych z opaskami" - jasne:]
Chill out zone i słynne kwiaty.
Słynne kwiaty w chill out część 2.
Diodowy dywan nad didżejką w Red Tencie. Świetny pomysł!

Przepraszam za jakośc, ale fotki robiłem komórkowym urządzeniem telefonującym;))




4 sierpnia 2008

Audioriver 2008 RELACJA

Nawet jeśli wydaje się, że festiwal okaże się cienizną, warto czasem, zaryzykować. Tak było w wypadku Audiorivera, do którego podchodziłem z ogromnym sceptycyzmem. Dopiero rekomendacja Noviki i Lexusa pozwoliła patrzeć mi na wydarzenie nieco przychylniejszym okiem, a kiedy zobaczyłem line up wielkiej imprezy, pomyślałem, że może jednak trzeba tam być. W dwa dni wszystko było gotowe i jedynie 8 godzin drogi do Płocka dzieliło mnie od przekonania się na własnej skórze, jak tam jest.
Zaczęło się od nerwowego poszukiwania miejsca, w którym miał odbyć się festiwal. Tu niestety zawiodła organizacja, bo nigdzie nie było drogowskazów, jak dotrzeć do festiwalowego miasteczka. A dla kogoś, kto w Płocku znalazł się poraz pierwszy (czyli m.in. dla mnie) to nie było oczywiste. Kilku zaczepionych przechodniów później dotarłem na miejsce z opóźnieniem. Dość sporym bo prawie 3godzinnym, ale jednak. Szybkie (powiedzmy;) rozbicie namiotu i biegem do czerwonego namiotu, gdzie od 45 minut odbywał się live act Beats Friendly. Za deckami stanęli Lexus i Bartek Winczewski, wokalnie wspomogła ich Novika, a dodatkowo swoje trzy grosze dorzucił Nasko grając na klawiszach. Wszystko było - jak zwykle na imprezie Beats Friendly - niesamowicie udane i porywające od pierwszych chwil do parkietowego szału. Nie stałem sięc obojętnie, ale od razu poleciałem tańczyć pod didżejke. Świetnie wyglądał sam namiot, w którym grali. Rozgrzany do czerwoności, tak samo oświetlony, z wygodnymi siedzeniami i wiatrakami w kątach. Do tego didżejka cała w czerwonych diodach - bardzo to wszystko miłe dla oka.
Ledwo Beatsi skończyli swój live act, a już trzeba było biec pod główną scene, gdzie rozkręcała się ekipa Roni Size Reprazent. Nie wywarli na mnie tak wielkiego wrażenia, ażebym chciał od razu zapoznawać się szerzej z ich twórczością, ale z drugiej strony bardzo podobał mi się ich styl. Niesamowicie energetyczny MC, do tego wokalistka obdarzona pięknym głosem, żywe instrumenty i jak to często było podkreślane "100% live beats". Po tym, bądź co bądź fajnym występie chwila wycieczki po miasteczku - wszak wcześniej nie było czasu.
Cały festiwal odbywał się na plaży nadwiślanskiej. Wielki nie był, ale trzy sceny, strefa chill outu i kilka budek z jedzeniem, gadżetami czy... salonem fryzjerskim nie potrzebowały duzo miejsca. O poszczególnych scenach za chwilę, najpierw parę słów o pozostałych aspektach festiwalu - nieco bardziej przyziemnych: gastronomia. Spodziewałem się czegoś więcej mimo wszystko, bo dwie budki z kiełbasą, kaszanką i jedna budka z fast foodem to za mało. I już nawet nie chodzi mi o wybór posiłków, a o ilość punktów, w których można je wybierać. Ustawiały się do nich duże kolejki, przez co, jeśli ktoś był zdesperowany i musiał coś zjeść był zmuszony zarwać występ lub jego fragment...
Pora na obejście i dokładne przyjrzenie się scenom. Red Tent - opisany wyżej. Ale przy okazji warto wspomnieć o pozostałych, którzy grali właśnie na tej scenie. Pojawili się np. Glasse, Easy czy Peres. Wniosek po kilku wizytach w Red Tencie nasunął mi się taki: najbardziej lubie imprezy Beats Friendly. Chłopaki grają naprawde bardzo fajna kawałki, w których brakuje nawalanki, Novika wszystko ładnie uzupełnia swoim wokalem - mam pewność, że kitu mi nie wcisną. Nie chcę tutaj krytykować zadnego z djów, którzy występowali podczas Audioriver, ale ci po prostu grali nie w moim guście - lub po prostu wrażenie to jest spowodowane tym, że nie mogłem zostać na wszystkich imprezach na dłużej. Oprócz Beats Friendly, spośród grających w RT, wrażenie zrobił na mnie duet Luiphobia, czyli Kuba i Grom, który gra na elektronicznych bębnach (nawiasem mówiąc również należy do kolektywu Beats Friendly - coś w tym jest;). Kuba grał przyjemnie, a Grom dodawał od siebie całkiem fajne drumy. Wszystko pasowało. Żałuje, że nie mogłem zostac dłużej na ich imprezie.
Tuż obok znjadował się tzw. Chillout. Teraz - dlaczego piszę 'tzw'. Otóż, zawsze byłem przekonany, że w chilloutach gra się spokojniej i nieco ciszej niż na mainfloorze. A tym czasem wchodząc do strefy chillu na Audioriverze przekonałem się, że z chillowaniem są splecione jedynie miękkie fotele i wizualizacje rozkwitających kwiatów. Muzyka przypominała mi tą z Red Tentu. Moje wyobrażenie o chill oucie spełniło jedynie dwóch ( o ile się nie myle) zaproszonych tam djów, którzy grali przyjemnie płynące numery, pozwalające na pełen relaks. I tu załuję, ale nie jestem w stanie stwierdzić, którzy dje to byli, gdyż line up strefy chill outu był bez godzin. Jedyne, co mogę powiedzieć to, że grali w drugi dzień eventu...
Pozostał jeszcze Circus Stage, na którym w pierwszym dniu zagrali Agoria, 3 Channels czy też - chyba moje największe odkrycie festiwalowe - Loco Dice. Minimalowo-housowo i niesamowicie tanecznie zagrał producent pochodzacy z Dusseldorfu. I mimo, że nie przetańczyłem całego występu (bo dosięgło mnie lekkie zmęczenie), to wystarczyło popatrzeć na tłum, który elektryzowany przez muzykę Loco Dice'a wpadł w trans. Równie dobrze bawili się ci, którzy byli w strefie dla vipów. Spod bramek widac było i ich podrygi. W końcu i moje zmęczenie przeszło i dołączyłem do reszty! Tuż po Loco Dice swój live act dał SLG. Świetny producent pochodzący z Łodzi zagrał świetnie. Jego występ pozwolił mi na jeszcze szersze zapoznanie się z jego twórczością, ponieważ z zagranych przez SLG numerów znałem tylko 'Caffeine'. Troche publiki wymiękło, bo grał od 7 rano, ale ta część, która postanowiła zostać, bawiła się równie dobrze jak przy Loco Dice - wnioskuje po ich zachowaniu. Zresztą, ja też się nie dałem zmęczeniu i wytrwałem do końca. W drugi dzień na Circus Stage pojawili się między innymi CBass & Micobene, którzy zagrali bardzo ciekawy set, szkoda, że mieli tylko godzine i do tego zaczynali, bo trudno się w tak krótkim czasie rozkręcić, ale i tak mi się podobało. Dodać należy (dla tych którzy nie wiedzą), że ten duet pochodzi z Polski i chociaż pewnie szans na kariere w rodzimym kraju nie mają, to ich numery podobają się zagranicą. Potem na scenie Circus pojawili się np Damian Lazarus czy Ricardo Villalobos, ale - wstyd przynać - nie byłem na ich występach poza krótkimi fragmentami. Nie będę więc oceniał.
Na dużej scenie pojawili się wtedy UNKLE. Ekipa Jamesa zagrała mocno rockowo - dużo gitar, perkusja i niesamowita charyzma sprawcy całego zamieszania. Przynam, że spodziewałem się mimo wszystko więcej elektroniki, ale i tak ich koncert był jednym z jasniejszych punktów festiwalu. Być może dlatego, że wreszcie na scenie pojawił się ktoś, kto nie grał beatowo, ale bardzo mocno zasłuchałem się w ich koncert. Zmęczony (bo po pierwszym dniu spałem jakieś 40 minut) nie miałem siły poskakać, jak inni festiwalowicze, ale w głowie na długo pozostanie mi to wydarzenie. PO UNKLE na main stage rozstawił się 2020 Soundsystem ze swoim live actem. Słyszałem tylko poczatek, mocno wkręcający. Gdyby nie to, że zmęczenie zaczęło sięgać zenitu na pewno wciągnął bym się w pląsy. Zamiast tego, udałem się do chilloutu, ażeby troche odpocząć i... zasnąłem. Tym sposobem przespałem reszte live actu 2020 Soundsystem i mocno się na siebie zdenerwowałem.
I to już wszystko, co widziałem i słyszałem. Chociaż sporo przegapiłem to z drugiej strony miałem okazje usłyszeć równie dużo ciekawej muzyki. Cieszy fakt, że brakowało tu tandetnych dźwięków i przypadkowych ludzi. Publika wiedziała na co przychodzi i chociaż zdarzały się dziwne rodzaje tańca, o których wolę nie wspominać szerzej, to były sporadyczne przypadki. Jedyny fakt, którzy mi podczas festiwalu przeszkadzał to wpadki organizatorów typu brak zapowiadanych umywalek na terenie pola namiotowego, gdyż dostep do tych na terenie festiwalu był jedynie do godziny 8 rano. Jednakże pod względem muzycznym impreza była niesamowita i nie żałuje, że tam byłem!
Po zdjęcia zapraszam jutro - dzisiaj już nie mam siły na ich wrzucanie;)