31 lipca 2009

Fink - Distance And Time


FINK
Distance And Time
Ninja Tune
* * * * i pół



Nastały czasy, gdzie obyć się w muzyce bez użycia elektroniki jest trudno. Zewsząd atakują ostre brzmienia, wściekłe kolorowe okładki płyt i bijące w uszy dźwięki mocnych numerów. Nie twierdzę, że to złe, ale jednak czasem przydaje się odpoczynek. Warto wtedy włączyć album 'Distance And Time'. To drugi album Finka. Album niesamowicie prosty - nagrany z użyciem tworzących przestrzeń bębnów, kilku miękkich efektów, ale przede wszystkim gitary. W całość gładko wkomponowuje się ciepły i łagodny głos wokalisty, który bez wątpienia pełni rolę pierwszoplanową. Nie żadne fajerwerki, efekciarskie loopy i wręcz miażdżący bas. Tą płytę wypełnia po brzegi kameralny, piosenkowy klimat stworzony przez wokalistę. Od pierwszych momentów 'Trouble's What You're In' towarzyszą nam szczere emocje i czasem rozmyte, czasem melancholijne, a innym razem pełne radosnego podszycia melodie. Na 'Distance And Time' miejsce znalazł także utwór 'Make It Good' - to jeszcze bardziej minimalistycznie zaranżowana wersja utworu 'If You Stayed Over', która pierwotnie znalazła się na płycie 'Days To Come' Bonobo. Wszystko jest niesamowicie urzekające, wyśpiewane z prawdziwym uczuciem. Czasem blisko temu albumowi do ostatniej płyty The Cinematic Orchestra - może następnym razem zaproszą Finka do współpracy? Z pewnością wyszłoby z tego coś intersującego.

30 lipca 2009

Jimpster Selected Remixes 2004-2008


JIMPSTER
Selected Remixes 2004-2008
Freerange Records
* * * * *


Jimpster - szef uznanej brytyjskiej Freerange Records, prócz tego świetny producent, co pewien czas wypuszcza w świat remixy. W przeciągu czteech lat trochę się ich nazbierało, co udowadnia nam druga już kompilacja z interpretacjami Jamiego Odella. Dwupłytowy album zawiera numery, które ukazały się w okresie od 2004 do 2008 roku. Najbardziej interesuje nas drugi dysk, który zawiera jedenaście niezmiksowanych tracków, pośród których znajdują się naprawde dobre, parkietowe produkcje. 'Aura' Motorcitysoul, 'The Deep' Jorisa Voorna czy 'The Sad Piano' Justina Martina, wszystkie oczywiście przerobione i przepuszczone przez talent Jimpstera. Znaleźć tu możemy również utwór, którego słowa mogłyby zostać hymnem wszystkich wielbicieli house'u - to Delano Smith feat. Diamondancer 'Message For The DJ'. Gatunkowo to oczywiście tech house'owe i deepowe killery niepozbawione specyficznego dla Odella feelingu. Dysk pierwszy to te same kawałki, tyle że zmiksowane i wzbogacone o dwie kolejne produkcje, których na drugim krążku nie znajdziemy. Co prawda mix jest świetny, gdybyśmy chcieli rozkręcić fajną domówkę, ale jednak żałuję że drugiej płyty nie wypełniają kolejne, niezmiksowane kompozycje. Byłoby jeszcze więcej do zachwycania się. Mimo wszystko 'Selected Remixes' to zbiór świetnych nagrań, które nieraz robiły w klubie spory zamęt.

29 lipca 2009

The Young Lovers



THE YOUNG LOVERS
The Young Lovers
Loungin' recordings
* * * * *


Zrobiło się miło - lato i wysokie temperatury rozleniwiają. Przydałoby się trochę lekkich dźwięków do poleżenia w pełnym słońcu? Chill out i lounge odarte ze zbędnych formułek, irytujących składanek i miejskich koneksji? Jest Herve. A dokładniej jego ostatni projekt nazwany The Young Lovers. Specjalista od wiercącego, motorycznego brzmienia, postanowił chwilowo zmienić klimat i nagrać album w odmiennej stylistyce. Nie tak do końca wyparł się jednak fidgetowej szkoły. Z niej wyniósł zamiłowanie do głebokich, miażdżących linii basowych i to, oczywiście odpowiednio dostosowując do atmosfery, wykorzystał na albumie. Ponadto jest tu pare ciężkich momentów - mocno taneczny 'Love You Madly' z house'owo pobrzmiewającą trąbką oraz, użyty w ghetto bassowym mixie, 'Shake Off The Ghosts' któremu nie brak burialowego podbicia, a który z chillowaniem ma mało wspólnego. Co poza tym? Lekkie synkopowane kawałki, niepozbawione typowych dla gatunku perkusyjnych rozwiązań, a do tego nieco smutnego nastroju (poruszający 'How Lonely Does It Get' z przejmującą partią smyczków). Plus troche pociętych sampli. To pewnie już kiedyś było, tylko, że po pierwsze album 'The Young Lovers' jest niesamowicie spójny, przyjemny i chce się do niego wracać, a po drugie to produkcja Joshuy Harvey'a, który jak się okazuje nie jest tylko fidżetowym twardzielem i potrafi zrobić coś, co ukoi uszy po serwowanej przez niego pile mechanicznej w postaci kolejnego remixu.

Byłeś kiedykolwiek tak zawzięty, że... ?

Jeśli ktoś nie ma co robić przez blisko 24 minuty - polecam poniższy filmik. Jest lepszy niż niejeden program w tv. Nie wiem tylko co mnie bardziej śmieszy: to co mówi ten koleś, czy to jak robi skuche. Nie wiem też czy bardziej podziwiam cierpliwość i determinacje tego gościa czy inwencje twórczą tych, którzy zaprojektowali zamek bez podłogi, pojawiające się w najlepszym momencie znikąd boxy z monetami czy inne tego typu atrakcje. Obejrzałem całe, momentami dusząc się ze śmiechu. Czy ktoś jeszcze, po obejrzeniu tej morderczej walki o kolejny poziom, lubi Mario?? ;))

28 lipca 2009

Tiga - Ciao!


TIGA
Ciao!
PIAS Recordings
* * * *


Nerwowe oczekiwanie na kolejny album Tigi, napędzane było głównie sławą tego hajpowego producenta. Najpierw wprowadził do klubów mode na okulary przeciwsłoneczne (strasznie brzydki klip do 'Sunglasses At Night') , w 2006 roku Kanadyjczyk nagrał 'Sexor', z którego pochodzi trochę przebojowych melodii i jakoś zamilkł. Nagle w roku 2009 ukazuje się następca, powiedzmy, kultowego debiutu, a ja słysze o nim, że powstał przy współudziale m.in. duetu Soulwax czy Jamesa Murphy'ego. Zastanawiam się tylko nad tym czy ten "współudział" nie jest zbyt dużą częścią samego 'Ciao!'. Spokojnie mogę powiedzieć, że tą płytą Tiga potwierdza swoją pozycję na muzycznej scenie - jest podziwiany, ludzie chcą go słuchać i ma ładny wokal, ale nie moge stwierdzić, żeby nowy album był dowodem na wielką klasę producencką tego artysty. Bo zwyczajnie wydaje mi się, że to ściema. I to uczucie towarzyszy mi od pierwszego numeru do ostatniego. Krążek to oczywiście popowy, mega taneczny i przebojowy zbiór fajnych kawałków. Wszystko mocno piosenkowe, czasem przybrudzone gęstymi efektami electro. Odwołań do lat 80 tu nie brakuje, podobnie jak melodii, które szybko zapadają w pamięć. Do tego szczypta nostalgii za przeszłością, która najbardziej ujawnia się w zamykającym płytę 'Love Don't Dance Here Anymore'. Trudno tutaj się do czegoś przyczepić, tylko czy to na pewno Tiga?

'The Day After' ...by night

Lubicie siedzieć po nocach? Ja czasem siedze do późna, nie wiedzieć czemu, skoro od rana zaczynam kolejny dzień. Ale taki już jestem. No to poniżej świetne tło do nocnych posiadówek, nie tylko przed monitorem. Najlepiej słuchać na słuchawkach, w ciemności. Niespokojny klimat, melancholijne gitarki w tle i panujący nad wszystkim drumowy beat. Jest w tym numerze coś z DJa Shadowa...


Ghost - The Day After


24 lipca 2009

(Prawdziwy) Moby znowu na językach

Rewolucja? Może bardziej powrót do starego brzmienia. Moby chyba doszedł do wniosku, że wcale dobry z niego imprezowicz i nagrał płytę o 180 stopni odwrotną do brzmienia 'Last Night'. Słychać to po singlowym numerze 'Pale Horses'. Kawałek jest pełny smutku i melancholii, a całość dopełnia animowany klip z postacią z okładki (podobno narysowanej ręcznie, markerem). Lo-fi klimaty to chyba jednak te najbliższe cichemu producentowi. Niżej klip do rzeczonego singla, a pod nim, dla porównania, 'In This World'. Prawda, że podobne? Szczerze mówiąc, to właśnie nostalgiczny Moby jest ciekawszy w brzmieniu.



Moby - Pale Horses



Moby - In This World

Daniel Merriweather - Love And War



DANIEL MERRIWEATHER
Love And War
RCA
* * * * *

Następny młody gniewny? Nie wygląda na to. Ronsonowi współpraca z jedną młodą gniewną nie poszła. Gniewna Amy zamiast muzyki wybrała ciężkie używki, a sam Mark zabrał się z bardziej chętnym do współpracy wokalistą - 27-letnim Danielem Merriweatherem, aby wreszcie światło dzienne ujrzał debiut tego drugiego. Podobno niepierwszy to debiut, ale o tamtym nikt nie słyszał, zaś sam Daniel stał się rozpoznawalny dopiero po tym jak gościnnie wyśpiewał 'Stop me' na albumie Ronsona. I tak w zasadzie ronsonowskim stylem 'Love and War' stoi. Podbite funkową energią, rozbujane produkcje znakomicie pasują do wokalu Merriweathera. Facet śpiewa w starym stylu, nieraz krzyknie do mikrofonu, a przy tym nie męczy wydumaną manierą. Smętne melodie też mu nieznane, bo nawet kiedy jest spokojniej, to i tak wciąż z duszą i żywiołem. Gdzieś pojawia się rap w wykonaniu Wale'a, gdzieś śpiewająca w duecie z głównym bohaterem Adele. Wszystko idealnie zaaranżowane na soulowo-folkową nutę. Nie nudzi, a i szybko prowokuje do nucenia pod nosem. Wielbicielom 'Version' Ronsona wejdzie na pewno, jak tym, co cenią po prostu dobry pop. Wręcz nie ma się do czego przyczepić.

23 lipca 2009

Empire Of The Sun




EMPIRE OF THE SUN
Walking On A Dream
Virgin
* * * * i pół


Bardzo podoba mi się postawa Australijczyków wchodzących w duet Empire Of The Sun. Nick Littlemore i Luke Steele nie zapatrują się w popularną na starym kontynencie australijską stylistykę. Nie grają bujająco, nie używają dęciaków, nie funkują. Nie robią zamieszania również za pomocą skandalicznych newsów. Mają spójny wizerunek, oryginalne kostiumy i okładke płyty reprezentującą wizje bliskie Georgowi Lucasowi. A do tego tworzą pop. Pop nie byle jaki, bo alternatywny, a równocześnie przebojowy. Tylko, że po drodze, z kolejnymi trackami zawartymi na 'Walking On A Dream' te przebojowość gdzieś gubią. Ustępuje ona rozmarzonym, rozmytym kompozycjom, które być może mogą się podobać, jednak ja zdecydowanie bardziej preferuję tą szybsza połowę płyty. To w takich numerach jak 'Standing On The Shore', 'Half Mast' czy 'We Are The People' panowie prezentują się z tej najlepszej strony. Melodyjnej, z nutą nostalgii, może i poubieranej w wymyślne kostiumy i nietypowy wokal, a wręcz falsetowe zaśpiewki, ale właśnie takie Empire Of The Sun kupuje z całym dobrodziejstwem inwentarza. Na resztę mogę lekko przymknąć oko, gdyż zaraz po snujących się utworach dostaje energiczne 'Swordfish Hotkiss Night' i 'Tiger By My Side', które powodują, że aż chce mi się śpiewać razem z nimi.

22 lipca 2009

Let's Try!

Odkąd dorwałem traktora ćwiczę. Ściagając tego short-mixa możecie sprawdzić moje postepy. Wiem, że niektóre przejścia mi nie siadły. Darujcie też końcówkę, bo musiałem obciąć kolejny po remixie 'Money' numer. Prawda jest też taka, że wszystko wychodzi mi najlepiej kiedy ćwiczę bez włączonego nagrywania - dość to tajemnicze, ale przekorna rzeczywistość tak lubi w kulki lecieć. Tak czy siak, mam nadzieje, że selekcja się spodoba i że nie jedzie aż tak straszną amatorszczyzną, jaką jedzie dla mnie. Najwyżej, spalony ze wstydu, odłożę wszystko na bok ;))) Enjoy!

PVL's Let's Try mix traclist:

Kennedy - Karate
Diplo and Laidback Luke - Hey (Bombaman Remix)
The Count & Sinden - Beeper (A-Trak Remix)
Major Lazer - Pon De Floor (Vinnie, Donnie & Sjakie Remake)
Mike Snow - Animal (Fake Blood Remix)
Kid Cudi - Day'N'Night (Crookers Remix)
N.A.S.A. - Money (The Count Of Monte Cristal 'Dungeon' Remix)

Total Time 16:16

Do ściągnięcia pod tym linkiem.
Komenty i bluzgi - mile widzane.

16 lipca 2009

We Are The People

Kolejna popowa perełka od gwiazd ostatnich miesięcy. Tym razem padło na Empire Of The Sun – arcyciekawy duet pochodzący z Australii, który o dziwo nie gra funku podbitego dęciakami, jak to bywa w okolicy (FFD, Recloose czy The Black Seeds), lecz łączy nowo brzmieniowy pop z indie podszyciem. Porównywani do MGMT. Ich dość fantazyjny wizerunek nie został stworzony jednak po to, by przyćmić słabą muzykę – wręcz przeciwnie – przyciąga uwagę, do czegoś, co jest dobre i w pewnym stopniu również świeże. Kawałek ‘We Are The People’ oparty na prostym niezmiennym brzmieniu gitarki z dodanymi elektronicznymi efektami jest naprawdę dobrą propozycją. Siła tkwi w prostocie (ostatnio mocno faworyzowany trend). Do tego wokal jakby od niechcenia, z pozoru brzmiący byle jak, skrywa jednak melancholijną, ładną melodię. I gorący klip – poniżej.


Empire Of The Sun – We Are The People

15 lipca 2009

Playlista #20

Dzisiaj spis kawałków, które ostatnio często miksuje. Musze przyznać, że chyba coraz lepiej mi idzie. Wiem, że Crookersi i Kid Cudi są już tak ograni przez 4fun i mtv, że sie rzygać chce, ale mnie to jakoś mało obchodzi - ważniejsze, że podoba mi się ten numer mimo właśnie tego zarzynania. Z innych rzeczy - świetna wersja utworu La Roux 'In For The Kill' - Foamo oparł remix Skreama na burialopodobnym stepowym podbiciu i uczynił z tego parkietową zabijake. Równie ciekawe nowy kawałek Jimpstera 'Sleeper' (na deepowy początek w sam raz) a także track 'Cambodia' producenta ukrywającego się pod nazwą The Phantom. To tak naprawdę alter ego znanego wszem i wobec B.A.R.T.O. Z niecierpliwością oczekuję na kolejny track będący efektem tego "skoku w bok". O tym, że wciąz patrzę w morze za długogrającym krążkiem francuskiego tria dOP, chyba nie muszę wspominać? Muszę. Czekam.

Jimpster - Sleeper (Franc Spangler Remix)
Jimpster - Sleeper
Kid Cudi - Day'N'Nite (Crookers Remix)
Mike Snow - Animal (Fake Blood Remix)
Diplo & Laidback Luke - Hey! (Bombaman Remix)
Buraka Som Sistema - IC19 (Toadally Krossed Out Remix)
La Roux - In For The Kill (Foamo's Skream Remix Bootleg)
N.A.S.A. - Money (The Count Of Monte Cristal 'Dungeon' Remix)
Mixhell - Boom Da (Crookers Remix)
The Phantom - Cambodia
Tiga - Love Don't Dance Here Anymore
dOP - Blanche Neige

14 lipca 2009

Sleepyhead numerem roku?

Fenomenalny numer. Nostalgia łączy się z przebojowością i wesołym efekciarstwem, może troche kiczowatym przez pojawiające się słodkie dzwonki, ale co z tego, skoro daje to poruszający efekt. Falsetowe wokale zestawione z mocną stopą. Twardy rytm z zawodzącym tłem i miarowe handclapy. To chyba najlepszy popowy numer tego roku. A do tego świetne video, chyba dawno nie widziałem tak ciekawej wizualizacji do piosenki. Fakt - proste zestawienie obrazów z muzyką i rytmem, ale obracające się kostki i ciemne kolory tworzą niesamowity klimat. Polecam oglądanie po ciemku, w trybie pełnoekranowym.


Passion Pit - Sleepyhead

11 lipca 2009

Prefuse 73 - Everything She Touched Turned Ampexian

PREFUSE 73
Everything She Touched Turned Ampexian
Warp
* * * * i pół


W jednym z wywiadów Guillermo Scott Herren stwierdził, że projekt Prefuse 73 to jego osobista wizja hip hopu, będaca fundamentem, na którym stoi. To dość dobrze określa muzykę tworzoną przez tego znanego producenta, która znalazła się na ostatnim albumie o jakże długim tytule 'Everything She Touched Turned Ampexian'. Dlaczego tylko dość dobrze? Bo żeby pokusić się o stworzenie nazwy gatunku, w którym porusza sie Prefuse, należałoby spędzić nad tym wiele godzin. Łatwiej ograniczyć się do ogólnego stwierdzenia brzmiącego abstract beats. Fakt, wody szerokie, zupełnie tak jak i styl krążka.

Stworzyć 48 minut muzyki podzielonej na 29 części to szaleństwo. Jednak w przypadku Herrena, to coś więcej. To główna idea, która mu przyświecała: "Nie można tych części traktować jako pojedynczych utworów, gdyż słuchanie jej pozbawione byłoby jakiegokolwiek sensu. Płyta rozpoczyna się wraz z pierwszym trackiem, a kończy gdy zamilknie ostatni". Można więc mówić, że w radio tego puścić się nie da, że wypromować tego nijak poprzez teledysk. Tylko, że to WARP i PREFUSE 73 - marki same w sobie, którym rozgłosu niepotrzeba, ten już mają. Wystarczy zaopatrzyć ich w odpowiednie narzędzia i dać trochę czasu - resztę wykonają sami. Label dał artyście wolną rękę - nie mogli postąpić lepiej.

'Everything She Touched...' to płyta naszych czasów. W dobie słuchania singli i tworzenia zapychaczy, kiedy chętniej kupuje się składanki, bo brak czasu na słuchanie godzinnego albumu jako całości, tracki trwające po 40 sekund wydają się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Nim zdązymy się czymkolwiek na tym albumie znudzić, tuż po chwili wchodzi kolejny motyw, kolejny beat i plumkanie. Gorzej, jeśli coś nam się spodoba i zamiast oddać się hipnotycznemu bujaniu, po minucie zostajemy wyrywani z niego gwałtowną zmianą. A takich tu niemało. Prosto z granicy snu i jawy wędrujemy w post-industralne krainy szorstkiego dźwięku i nieprzyjemnego trzeszczenia. Mimo wszystko, słabych momentów tu brak. Tylko, że te bardzo dobre bywają za krótkie. Gdyby tak rozwinąć niektóre pomysły, krążek byłby wyważony idealnie.

Do rąk dostajemy coś na kształt zeszyciku z interesującymi notatkami. Wystarczy tylko dać tym dźwiękom szansę, skupić się na nich i płynąć pod ich dyktando. Wtedy z pewnością dostaniemy coś więcej niż niedorobione sample. I chyba wcale nie ma w tym większej filozofii. Może poza tą, dlaczego Prefuse'owi nie chciało się doprodukować kolejnych 30 sekund do każdego z utworów.

Wiley, why-ley?

A tak robi się track, który początkowo wkurza, a potem rozczarowuje... To jest ten nowy Wiley? Ten, który bił się o podium gatunku grime z Dizzee Rascalem?! Gdzie ciężkawy klimat? Mimo wszystko: tak robi się track, który początkowo wkurza, potem rozczarowuje, a potem wkręca się na tyle mocno, że zaczyna się podobać. Ze względu na refren śpiewany przez Merriweathera i produkcję Marka Ronsona. To po co ten Wiley?

Wiley - Cash In My Pocket

Pop XXI w.

A tak teraz robi się pop...

Esser - Work It Out

Folk XXI w.

Teraz tak się robi folk...

Chelley - Took The Night

9 lipca 2009

"Kiedy masz dużo muzyki..."

Ktoś kiedyś powiedział: "kiedy masz duzo muzyki, chcesz ją pokazać, zaczynasz miksować". Coś faktycznie w tym jest, bo kiedy zaczynałem cała przygode z muzyką w 2003 roku kupując album Smolika '2', nie spodziewałem się, że po pierwsze to przerodzi się w wielką pasję, a po drugie, że nie skończy się jedynie na słuchaniu. Zaczynam coś tam pisać, stawiac pierwsze kroki w tym cholernie trudnym biznesie jakim bywa recenzowanie. Jedni twierdzą, że nie da się opisywac muzyki, inni dziękują recenzentom, twierdząc, że odwalają kawał dobrej roboty. Prawda pewnie znajduje sie gdzieś pośrodku. Od siebie dorzuciłbym tylko tyle, że najlepiej kiedy wszystko dzieje się naturalnie, wychodzi samo z siebie. Wtedy chyba można prowadzić, często krytykowane przez innych, blogi, bawić się w pisanie o płytach i bawić się w miksowanie. To ostatnie ma być własnie głównym tematem wpisu, bo zwyczajnie mnie wciągnęło. Jasne, że program na kompie to nie to samo co decki, ale mimo wszystko coś w tym jest. Wściekam się, kiedy jeszcze nie wychodzą mi przejścia albo gdy bpm z płyty zostaje źle odczytane, bywam zły jeżeli zapominam przekręcić jedną mała gałeczke i ona mi wszystko psuje. Ale z drugiej strony, kiedy uda się zrobić coś fajnego, ciesze sie jak dzieciak na gwiazdkę. Najzabawniejsze, że póki co kleje tech house'owe tracki, które mają zblizone bpmy, bo próba łączenia kawałków z pogranicza hip hop/soul/r'n'b jakoś mi nie idzie. Brakuje mi też dojścia do nowości. Ja wiem, że beatport - ale kompletnie nie czaje obsługi tego serwisu, nie czaje opłat i tego czy musze mieć superspeszyl kartę do tego. Wszystko przychodziłoby mi dużo łatwiej, gdyby ktoś mógł mi powiedzieć: "to zjebałes, tutaj ok, ale dopracuj, a z tym poeksperymentuj". Są także i zwolennicy samouctwa, ale mnie zawsze szybciej coś przyswoić z czyjąś pomocą. Przeczucie podpowiada mi, że sporo czasu upłynie, zanim to opanuje, ale... nigdy nie mów nigdy.
Wciągnęło. Dowód? Nie wytrzymałem długo bez tej zabawki, aby ją ściągnąć posunałem się nawet do wyłaczenia antywira;)

8 lipca 2009

Namito - Eleven


NAMITO
Eleven
Kling Klong

* * * * i pół



Khalaj jest znany szerzej jako Namito – to własnie pod tym szyldem gra w klubach jako DJ i pod tym pseudonimem postanowił wydać swój pierwszy longplay, który jak twierdzi, stanowi podsumowanie jego dotychczasowej didżejskiej kariery. I chociaż pochodzi z Iranu, burzliwa historia jego rodzinnego kraju przywiała go do Berlina. Nie dziw więc, że miotając się między housem a techno, Namito postawił na zachodnie brzmienie.
‘Eleven’ w całości jest niczym dobry live act, którego chce się słuchać do samego końca w napięciu i gotowości do utraty sił na parkiecie. Jako pojedyncze tracki, zapewne świetnie sprawdzi się w klubowych warunkach – co do tego nie mam wątpliwości. Mimo tego, jednak gdzieś czuje, że to płyta tylko poprawna, mająca kilka momentów, ale jednak bez fajerwerków. Chociaż z drugiej strony, może jest aż poprawna - w końcu to debiut. Udany debiut – tego jestem pewien.

Całość na muzikanova.pl TUTAJ

Playlista #19

Lounge - to słowo budzi we mnie jedynie niechęć i rozdrażnienie. To właśnie hotelowe potrzeby doprowadziły do powstania dźwięków, które zamiast celebrować, właczamy pijąc kawę. Takie w końcu jest zamierzenie twórców mnóstwa składaków zasypujących muzyczny rynek. Jednak przyjmując te łatkę jedynie za synonim brzmienia, które się nie narzuca, zyskujemy całkiem inny wymiar tego gatunku: ciekawy, odprężający i kojący, ale nie zajeżdża wybiegiem czy inną latte. Niżej zestaw właśnie takich utworów; miejsca na klasyki takie jak 'Porcelain' czy 'La Ritournelle' oczywiście zabraknąć nie mogło;)


The Young Lovers - Midnight To Morning
Robson - Coffee Shop Lover
Parov Stelar - Little Lion
Wade - The Test Sample
Cybul - Inspiracje
Superpitcher - Fever
Moby - Porcelain
Silver Rocket feat. Marsija - Czwórka
Boozoo Bajou - Same Sun
Handsome Boy Modelling School - I've Been Thinking
Bonobo - Days To Come
Sebastian Tellier - La Ritournelle

1 lipca 2009

!!! Major Lazer !!!



Major Lazer to muzyczny projekt stworzony przez Diplo i Switcha. Na jego potrzeby została wymyślona fikcyjna postać kreskówkowa, napisano jej życiorys. Na pierwszym albumie duetu zatytułowanym 'Guns Don't Kill People...Lazers Do' pojawia się masa wokalistów, którzy zgodzili się na gościnny udział w nagraniu krążka. Santigold, Vybz Cartel, Busy Signal, Nina Sky, Amanda Blank, Mr. Vegas, T.O.K to tylko niektórzy z nich. SAMPLER ALBUMU DO ODSŁUCHU TUTAJ.
oficjalny site Major Lazer: www.majorlazer.com

A niżej link do fajnego remixu numeru 'Hold The Line'

ps. Chcę ta płyte!! :-))

Playlista #18

Loco Dice - Breakfast at Nina's
Hot Chip - We're Looking For A Lot Of Love
Break SL - My Love Is For U
Flying Lotus - Massage Situation
Prefuse 73 - No Lights Still Rock (feat. Dimlite)
DJ Koze - The Spitzer Group
Sam Sparro - Black And Gold
Franz Ferdinand - No You Girls (Noze Remix)
Elektrons - Get Up (Herve Gets Down Remix)
Spank Rock - Put That Pussy On Me (Diplo Tonite Remix)
Lindstrom - The Long Way Home (Prins Thomas Edit)

Bez tematu przewodniego. Wybrałem po prostu kawałki, które lubie - w końcu mam urodziny, nie? ;))