31 sierpnia 2009

FESTIWAL NOWA MUZYKA 2009


Nie wiem czy powszechnie wiadomą rzeczą jest (był) mój pobyt na Festiwalu Nowa Muzyka;). Tych, którzy nie byli, bądź chcieliby sobie przypomnieć co i jak się tam działo zapraszam do przeczytaia mojej relacji z tego trzydniowego eventu. Klikajcie w link poniżej. Na portalu również mega wielka galeria z każdego dnia wydarzenia. Jest co oglądać, co czytać i co wspominać.

Z osobistych uwag w ramach uzupełnienia oficjalnej relacji:
1. Pomysł z zagrodzeniem strefy dla pijących, jedzacych itd był nieco dziwny, bo szkoda trochę, że chcąc się czegoś napić należało opuścić koncerty...
2. Podobnie przymusowe wyrzucanie picia przed wejściem na teren festiwalu. Ja rozumiem alkohol itd, ale czy wniesienie małej butelki wody to aż tak duży problem i finansowa strata dla festiwalu?
3. Całkiem sprawny okazał się kuponowy system, jeśli zdarzały się kolejki to były małe, a obsługa miła i szybka. Dziwiły tylko niektóre ceny - herbata za 6 PLN ?? Tyle samo, co piwo...
4. Jedyną poważniejszą wpadką organizatorów było rozdawanie festiwalowego informatora z nieaktualnym line-upem. Zdaję sobie sprawę z tego, że zmiany mogły być niezależne od gospodarzy, ale mimo wszystko wydrukowanie jednej kartki z prawidłowym rozkładem jazdy w większym nakładzie nie byłoby czymś złym, a przeciwnie.
5. Prywatna trójka najlepszych koncertów to zdecydowanie Flying Lotus, Onra i Dan le Sac vs. Scroobius Pip. Ci ostatni dali jedyny koncert, przy któym można było poskakać...
6. ... a reszta albo bujanie, albo "rytmiczne uginanie kolan". Właśnie - brakło mi choćby jeszcze ze dwóch artystów, przy których można było się wyszaleć do upadłego.
7. Jeśli miałbym porównać tego roczną edycją z tą z 2008 roku, to z pewnością w przypadku obu znajdą się i plusy, i minusy - trudno jest wyłonić te lepszą. W zeszłym roku z pewnością bardziej można było się skupić na koncertach, gdyż było ich mniej. W tym roku momentami trzeba było wybierać. Co oczywiście nie jest żadną wadą - świadczy jedynie o rozwoju przedsięwzięcia. Za rok liczę na jeszcze większe rozterki!!

27 sierpnia 2009

SA-RA CREATIVE PARTNERS !!!!!!


THE SA-RA CREATIVE PARTNERS
Nuclear Evolution: The Age Of Love
Ubiquity
* * * * * * (!!!)

Pierwszy raz od dłuższego czasu zagościła w moim odtwarzaczu płyta, którą łykam w całości bez marudzenia, bez myślenia sobie: „tutaj mogliby poprawić, tego mogłoby nie być”. Chłopaki z Sa-Ra Creative Partners po tym, jak w 2007 wydali debiutancką płytę ogłoszoną potem jedynie zbiorem kolaboracji i kawałków, które światło dzienne już ujrzały, nareszcie wrócili, w pełni glorii i chwały objawiając swe dzieło. Podwójny album o długim, ale bardzo adekwatnym do zawartości tytule ‘Nuclear Evolution: The Age Of Love’ to rzecz kompletna, pokazująca trio z najjaśniejszej, najlepszej i najzdolniejszej strony, a także dowodząca tego, że są w pełni świadomi swego talentu, wiedzą co chcą osiągnąć i jak zrealizować swoje wizje. A tych mają jak słychać sporo.

Już od samego początku, gdy rozlegają się pierwsze dźwięki ‘Spacefruit’ wiadomo, że mamy do czynienia z mega świetną muzyką, wyprodukowaną powyżej światowych standardów. Słowo „powyżej” nie jest żadną pomyłką. Kalifornijskie trio jest setki kilometrów przed całą resztą muzycznego świata i wybiegło tak daleko, że praktycznie nikt nie jest w stanie mu dorównać. Magiczne brzmienie, jakie uzyskali na albumie nie jest porównywalne z niczym innym, co wyszło wcześniej. Jak sami twierdzą, spróbowali połączyć dźwięki, jakich nikt przedtem nie odważył się ze sobą zmieszać. I słusznie prawią – to nowa jakość.

Trudno jest wyróżniać jakikolwiek numer na albumie. Każdy z nich jest wyjątkowy, każdy ma w sobie element z miejsca wywołujący ogromny entuzjazm, ciarki, uśmiech czy uczucie błogości. Nieco wykręcone brzmienie ‘Dirty Beauty’ nagrane z udziałem samej Eryki Badu, lekkie, przyjemne i melodyjne kawałki ‘I Swear’ (cudownie wyśpiewane przez Noni Limar) oraz Melodee N’Mynor, hip hopowe i zadziorne ‘Traffika’ czy słodkie i wzruszające ‘My Star’ – każdy z tracków urzeka.

Tak jak trudno wyróżnić pojedyncze utwory, tak samo trudno słuchać ich pojedynczo. ‘Nuclear Evolution...’ to niepodzielna całość. Panowie Keith, Arnold i Husayn wykreowali na albumie świat w który porywa nas już pierwsza kompozycja i tak naprawdę wyrwać się z niego jest niemożliwością. Inna sprawa, że kto by chciał porzucać tak piękny świat pełen niczym nieskrępowanej radości tworzenia, inspirujących piosenek i kosmicznej energii.

Ciśnie się pytanie, w jaką stronę pójdzie Sa-Ra na kolejnej płycie (która podobno była przygotowywana równocześnie z tą). Może znów wybiorą gatunkową mieszankę, jak w przypadku ‘Nuclear...’? Czy też będzie to instrumentalny, abstrakcyjny hip hop jak w ‘Souls Brother’? A może postanowią wydać krążek rozmarzony i odprężający niczym cudowne ‘Love Czars’? Zawsze mogą też postawić na wyraziste i mocne bębny (‘Move Your Ass’) czy przebojowe refreny (‘White Cloud’). Jakikolwiek kierunek z powyższych zdecydują się obrać, to jestem pewien tego, że kolejny raz zaskoczą mnie równie fantastycznym albumem jak ‘Nuclear Evolution: The Age Of Love’.

25 sierpnia 2009

Dixon - Temporary Secretary




DIXON
Temporary Secretary
Innervisions
* * * * i pół



Włączając ten krążek, po głowie chodziło mi jedno pytanie: po co tak w ogóle powstał ten mix? Ani Dixon, ani label Innervisions nie obchodzili i nie obchodzą urodzin, jakiejś innej specjalnej okazji również nie było. W zasadzie to samo pytanie stawia wytwórnia, próbując w sensowny sposób na nie odpowiedzieć. Tylko, że, dość przewrotnie, odpowiedzią na nie jest właśnie 'Temporary Secretary' - pierwszy oficjalny mix Dixona od czasu, gdy popełnił jedną z częsci serii kompilacji dla Get Physical - Body Language. Zarówno niemiecki DJ, jak i label starają się udowodnić, że warto jest inwestować pieniądze w tego rodzaju albumy, gdyż przynoszą one nie tylko przyjemnie brzmiący zbiór muzyki, ale... No właśnie - co?

Zaczyna się pogodnym i spokojnym kawałkiem 'Ongou'. Tylko, że jeśli wydaje się wam, że to definiuje brzmienie całości, to jesteście w błędzie. Zaraz potem rozlegają się niepokojące kawałki Fever Ray (projekt wokalistki The Knife) i Rolanda Bocqueta. Może nie jest jeszcze zbyt tanecznie, ale to złożone z trzech numerów intro do mixu, znakomicie wprowadza nas w klimat kompilacji. (...)

23 sierpnia 2009

N*E*R*D - Seeing Sounds


N*E*R*D
Seeing Sounds
Star Trak
* * * * i pół



Można kwestionować i łapać się za głowę, z kim to N.E.R.D. a zwłaszcza Pharrell nie podejmowali współpracy. Sam Williams zresztą podjął próbę robienia kariery solo, wydając swój krążek ‘In My Mind’. Trochę mu nie wyszedł, więc szybko podkulił ogon i wrócił do macierzystego trio, które wydało album ‘Seeing Sounds’. Gatunkowy misz-masz to temat przewodni tej płyty. Z pozoru odległe od siebie dźwięki Williams, Hugo i Haley połączyli w spójną i interesującą całość. Na krążku nie ma miejsca na nudę czy oklepane patenty, panowie tworzą własny styl i konsekwentnie się go trzymają. Zaczyna się mocnym numerem ‘Time For Some Action’ – temat grany na basie natychmiast wpada w ucho. Podobnie jak track ‘Everyone Nose’ ze znaną wszem i wobec frazą ‘all the girls standing in the line for the bathroom’ – to już przebój. Podobnymi stać się mogą ‘Spaz’ z ciekawie zaaranżowaną i połamaną perkusją czy ‘Yeah You’ – moim zdaniem najlepszy numer na ‘Seeing Sounds’. W takich utworach jak ‘Anti-Matter’ czy ‘Kill Joy’ elektronika wchodzi z kolaboracje z energią rocka. Trudno nie zauważyć, że producenci garściami czerpią z wielu estetyk. Te z kolei łączą się również i z przebojowością popu, dając owoce w postaci słonecznego ‘Happy’ czy lekkiej ballady ‘Sooner Or Later’, która momentami i tak zaskakuje zadziornym refrenem. Totalnie gładką atmosferą charakteryzuje się natomiast ‘Love Bomb’. Słabych momentów w zasadzie brak. We wkładce czytamy, że za praktycznie każdy z numerów odpowiada sam Pharrell – wnioski nasuwają się same. To prawdziwy hitmaker.

22 sierpnia 2009

Freerange Records Colour Series: Blue 02



VARIOUS ARTISTS
Freerange Records Colour Series: Blue 02
Freerange Records
* * * * *

Próbując jakoś skrzyżować dwa tematy przewodnie, którymi są plaża i house, postanowiłem wypróbować kilka krążków w warunkach nadmorskich. Świetnie w klimat krajobrazu wpasowała się druga część kolorowej serii Freerange. Album oczywiście nie jest najnowszy, bo liczy sobie już 4 lata, ale warto jednak wrócić do tej niebieskiej kompilacji. Mimo, że kawałki nie są najświeższe, znakomicie sprawdzają się jako tło do letniego relaksu. Nawet takiego bardziej aktywnego. Na Blue02 znaleźć możemy zabarwione południowym podbiciem chill house'owe kawałki Square One'a czy Audiomontage, jazzujące ‘Lotta Livin’’ Trevora Loveysa. Jednakże im głębiej tym robi się taneczniej. Do wcześniej wspomnianej aktywności skutecznie pobudzają te numery, które zremixował Jimpster ('Tiny Forces' i 'Move On' - oba świetne), jak i klubowy sztos wyprodukowany przez Switcha - spokojnie, to nie fidget (przecież to freerange), ale solidna dawka zapętlonego mocnego bitu z łagodnymi klawiszami. Równie fajny jest kawałek Generations w remixie Bretta Johnsona - numer osadzony na głębokim basowym riffie porywa z miejsca. Całość jest spójna, a klimaty naturalnie się przeplatają. Co tu dużo pisać - idealny krążek na upalną porę!

5 sierpnia 2009

Boxcutter - Arecibo Message



BOXCUTTER
Arecibo Message
Planet Mu
* * * *


Niezły album z momentami - tak najlepiej można określić tegoroczny krążek dubstepowego producencta kryjącego się pod pseudonimem Boxcutter. Prawdę mówiąc nie wiem czy więcej tu dubstepu, czy zwyczajnej zabawy dźwiękiem, której najbliżej do gatunku "gęsty jak smoła niski rejestr". Czasem utwory zawarte na 'Arecibo Message' są niczym nieujarzmione, rozbiegane i chaotyczne stworzenia. Rytm gdzieś zanika a ustępuje miejsca klikaniu, plumkaniu i piskom, które osadzone na linii basowej wędrują gładko wprost do ucha. Mam wrażenie, że Barry'emu nie do końca udało się zapanować nad efektem końcowym, bo momentami łapę się na tym, że leci już kolejny track - a co z poprzednim? Umknął. Może to wszystko brzmi zbyt podobnie, stąd dziwne odczucie, że chwilami Lynn przynudza? Jednakże z drugiej strony sporo w jego muzyce smaczków, które odkrywane są z kolejnymi odsłuchaniami krążka. Faktem jest to, że producent starał się bardzo walczyć z monotonią w każdym z numerów - to słychać, lecz może troche przekombinował. Są oczywiście momenty megadobre i wciągające. Otwierający całość utwór 'Sidetrak' zachwyca gęstą sekcją perkusyjną, zaś skrócona wersja 'A Familiar Sound' jest znakomicie zbalansowana miękkim wokalem. Równie interesujące jest zakończenie 'Arecibo Message' - kawałek 'A Cosmic Parent' urzeka regularnym, wręcz hip hopowym bitem. Szczerze powiedziawszy, będąc rozdarty pomiędzy podziwem, a zwykłą przyjemnością ze słuchania, daję dobrą notę - bo mimo wszystko, to po prostu fajna płyta. Do tego z niezłym artworkiem na okładce.

Z tego krążka: 'A Familiar Sound' , 'A Cosmic Parent', 'Sidereal Day'

1 sierpnia 2009

Decent Work For Decent Pay


DIPLO
Decent Work For Decent Pay Selected Works Volume 1
Big Dada
* * * * *


"Pieprzyć szufladki, kogo obchodzą gatunki, metki i inne temu podobne pierdoły!" mam ochotę zakrzyknąć, kiedy słucham ostatniego albumu Diplo. Teraz należałoby sprostować dwie kwestie. Po pierwsze skąd wziął się taki okrzyk. Otóż stąd, że w jakikolwiek "puzzlowy kształt" chciałbym ułożyć muzykę zawartą na 'Decent Work For Decent Pay Selected Works Volume 1' (uff...), tak by pasował on do układanki, to postępuję bezsensownie. Nie można jednoznacznie powiedzieć, z czym to się je. Ba, trudno nawet wymyśleć taką zlepke gatunków, by dobrze opisała, co otrzymaliśmy na albumie. W jedno nie wątpie - jakkolwiek ta mieszanka się nazywa, jest naprawde bardzo dobra. Z czego się składa? W pierwszej kolejności z produkcji, w których palce maczał nasz bohater, Diplo, a także z remixów przez niego poczynionych. Jeśli przypisać go do grona najbardziej lubianych, tworzących - powiedzmy - niełatwą w odbiorze muzykę, producentów (Diplo, Switch, Herve, Sinden), to jego kawałki są najbardziej przystępne i wszystkie bez wyjątku zjadliwe.
Dostajemy 'Paper Planes', w którym celebrytka M.I.A schodzi na dalszy plan, bo śpiewa jedynie refreny, znakomity remix numeru Spank Rock 'Put That Pussy On Me' czy przebojową wersję kawałka 'Where Is Home' (Bloc Party). Na sam zaś koniec przebojowy i ograny w reklamach gwizd pochodzacy z 'Young Folks' słyszymy w interpretacji zatytułowanej 'Diplo Youngest Folks Remix'. Jest szybko, pojawiają się rap i tradycyjne śpiewanie, troche darcia. Dzięki temu zyskujemy różnorodny krążek, który jakimś cudem został spięty w spójną całość. Ten cud nazywa się talent Diplo.
Aha, miały być dwie kwestie. Druga to taka, że nie wiem czy można 'Decent...' nazwać albumem, ale kto by się tym przejmował. A na dokładke dostajemy darmowe mp3.