Dorwałem się dzisiaj do nowej EPki Lutto Lento. To dość ciekawy reprezentant wytwórni Transatlantyk, o której w tym roku głośno zarówno w Polsce i na świecie. Ciekawe właściwie jest tutaj wszystko, a zagłębianie się w kolejne fakty, koneksje i dygresje ujawnia coraz więcej ciekawostek. Bo mówienie o samej muzyce jako o ciekawym zjawisku jest totalnym lamerstwem – tutaj trzeba patrzeć na całe zjawisko, którego produkcje Lutto są wycinkiem, a które – posunę się do tego stwierdzenia – dźwignęło z gruzów spory wycinek polskiej elektroniki i nadało jej powiew świeżości. Myślę, że naprawdę nie musze się usprawiedliwiać z tych słów, ale pewnie i tak przyjdzie mi na to ochota – dobre rzeczy są tego warte.
Wydawnictwo zatytułowane jest ‘Mondo Hehe’. Ledwie zacząłem pisać o konkretach, a już mam piękne pole do popisu. Z czym kojarzy się wam ten tytuł? Mnie na przykład od razu przyszedł do głowy dość specyficzny gatunek filmowy – Mondo Movies. Niewprawionym w temat już tłumaczę – otóż są to filmy, które pokazują nic innego jak prawdziwą, nieucharakteryzowaną śmierć. Ktoś kogoś zabił, ktoś to nagrał, ktoś inny to obejrzał. Nie muszę chyba rozwodzić się nad tym jak bardzo popierdolony to temat, ale chętnie zastanowię się nad tym w kontekście tego wydawnictwa. Oczywiście z przymrużeniem oka odnosząc się do drugiego członu tytułu (‘Hehe’).
Punktem wyjścia należałoby tu uczynić sposób produkcji, który wypracował sobie ten producent. A jest on tyleż wariacki, co intrygujący i przyznam szczerze – mocno rozbujał moją wyobraźnię. W wywiadzie udzielonym ‘Mi Magazynowi Muzycznemu’ producent opowiada: „Rozbieram kasetę i wycinam 20 cm. Nie wiem, co jest na tej taśmie. Sklejam, składam i słucham. (…) Robiąc pętlę taśmową, w żaden sposób nie mogę przewidzieć, co z tego będzie…”. Trudno mi oczywiście wnioskować czy podobny sposób produkcji towarzyszył tworzeniu materiału zebranego na ‘Mondo Hehe’, ale biorąc pod uwagę to, że Lutto przyznaje iż takie randomowe pętle gromadzi na komputerze, całkiem możliwe, że zostały one składowymi tychże kawałków. A jak to się ma do mondo movies? Patrząc na całą ideę samplowania – zwaną dość zabawnie plądrowaniem muzycznych archiwów – puryści rzekliby, że to dosłownie „zabijanie starej dobrej muzyki”, a materiał powstający w efekcie takich zabiegów to zapis tej zbrodni. Porównanie może wydać się niektórym naciągane, jak każda teoria wyrastająca na gruncie puryzmu. Gdyby jednak głębiej się nad tym zastanowić można przyznać temu rację. Inna rzecz czy pochwalamy taką zbrodnie czy też jesteśmy jej zdecydowanie przeciwni.
Odsuwając jednak na bok etyczne zagadnienia dotyczące samplowania, weźmy na język gotowy produkt. W wypadku ‘Mondo Hehe’ zbrodnia popłaciła – dostaliśmy solidny zestaw muzyki na przekór innowacyjnej i osadzonej w przeszłości zarazem. Jednym zdaniem jest to EPka pełna sprzeczności. Wygrzebane starocie posklejane w nowe utwory, którym mimo wszystko towarzyszy oldskulowy szum w tle. Muzyka połamana i na pozór surowa, luźno osadzona jednocześnie w modnym ostatnio chicagowskim nurcie (tytułowy numer) przełamanym eksperymentalnym, psychodelicznym klimatem. Pętle perkusyjne brzmiące jak powycinane z kawałków, pamiętających świetność dawnego, melodyjnego house’u. Zaraz obok płynie ostro szajbnięta nuta przypominająca wibrafon wyjęty z dobrego horroru lat 60tych. A nad wszystkim wesoły pan recytuje jak zaklęty szalone liczby. Nie trzyma się kupy? Blef. To składowe dobrego bangera i szczerze mówiąc chciałbym kiedyś sprawdzić jak sprawdza się na pełnym parkiecie zestawione z plastikowo brzmiącym nowym albumem Julio Bashmore’a (#kijwmrowisko).
Lecimy dalej i dostajemy kolejną zbitkę sprzeczności. ‘Til Tomorro’ to twarda stopa, zmechanizowany bit, który brzmi jak wymierzony od linijki, a to wszystko umocnione zwielokrotnionymi i ponakładanymi na siebie klawiszami pożyczonymi z napisów końcowych jakiegoś peerlowskiego serialu. ‘Cold Water’ z kolei to ucieczka samolotem z kradzionymi z afrykańskiego targowiska winylami zamaskowanymi w taki sposób, żeby za nic w świecie nie dało się odkryć ich prawdziwego pochodzenia. Tak docieramy do numeru, który spokojnie mógłby nagrać Motor City Drum Ensemble, czyli ‘Casino’. Tajemniczy, ale miękki. Rozbujany, ale mrożący krew w żyłach, jakby wyjęty z dobrego thrillera motyw muzyczny osadzono na tanecznym bicie. Smaczku dodaje pojawiający się nagle kryminalnie pobrzmiewający dęciak. Hipnotyczne, klimatyczne, powalone i regularne jednocześnie.
Nie pamiętam kto ostatnio na polskiej scenie house’owej wywarł na mnie takie wrażenie, jak Lutto Lento. Jeszcze nie tak dawno zachwycałem się jego surową i mechaniczną EPka ‘Whips’, teraz dostaje do ręki wydawnictwo które jest totalnie inne, a ma z poprzednim sporo punktów wspólnych. Gdzie tu logika? Odpowiedzią może być sam tytuł. Pal licho nagrywanie śmierci. Mondo to po włosku świat – różnorodny, ale jeden. Jak muzyka Grzelaka.
#LuttoLento
#MondoHehe
#Transatlantyk
#2015