MARGARET DYGAS
How Do You Do?
Powershovel Audio
* * * *
Podobno alias, pod którym gra jako DJka i nagrywa swoje produkcje, powstał, kiedy w szkole w Stanach nikt nie potrafił wymówić jej prawdziwego, polskiego nazwiska – Dygasiewicz. Margaret Dygas – bo o niej mowa, niedawno nakładem labelu Perlon wydała dość ciekawą płytę. Warto jednak zwrócić też uwagę na nieco starsze, bo ubiegłoroczne wydawnictwo ‘How Do You Do’, które ukazało się w barwach japońskiego Powershovelaudio.
Pełnowymiarowy debiut Margaret zainspirowany został książką ‘Peoplewatching’, będącej przewodnikiem po mowie ciała. W książce zaczytywała się w ciemne i zimne berlińskie noce. Był to prezent od wyjeżdżającego przyjaciela Małgorzaty. Stąd też tytuł płyty ma głębsze znaczenie. Podobnie jak każdy, pojedynczy numer, który stanowi odbicie rozdziału bądź aspektów poruszanych w publikacji. Brzmi jak wprawnie wymyślona koncepcja z filozoficznym podszyciem wymyślanym na siłę? Nic bardziej mylnego. Jako całość płyta jest pełna naprawdę dobrze wyprodukowanej muzyki, zawierającej mnóstwo emocji i daleko jej do tła dla przeintelektualizowanego bełkotu.
Na samym początku trzeba odrzucić jednoznaczne kojarzenie ‘How Do You Do’ z tanecznym parkietem. Nawet, jeśli kompozycje podparte są nieraz jednostajnym beatem, to odgrywa on raczej podrzędną rolę, będąc wycofanym szkieletem, na którym rozpina się kompozycja. Rzeczą jasną i charakterystyczną dla dobrych produkcji spod znaku minimalu jest spora liczba smaczków, którymi Margaret raczy słuchacza. Serwuje je jednak oszczędnie i rozwagą, tworząc przejrzyste i pełne przestrzeni utwory. Gdzieniegdzie, jak w startowym ‘introduction’ czy ‘pg21’ pojawiają się wrzucane niby przypadkowo pojedyncza frazy rozdrganego pianina. Innym razem to ciągnący się dźwięk, brzmiący niczym wydobywany z głębokiego kanału.
Wątki, które porusza Dygas często w nieoczekiwanym momencie się urywają, ustępując miejsca kolejnym. Dobrym przykładem niech będzie ‘Baton Signals’, w którym pojawiający się nieśmiało beat nagle ginie, pojawia się powrotem i znów zanika. Taka delikatna zabawa z kotka i myszkę ze słuchaczem powoduje, że płyta jest wciągająca. Jest też miejsce na delikatny eksperyment, jak w ‘You’re In My Shoes’ z chaotycznie porozrzucanymi, ulotnymi dźwiękami.
Przyznaję, że są też momenty, kiedy muzyka zawarta na ‘How Do You Do’ zaczyna nużyć. Nie prowadzi to jednak do znudzenia, a raczej wprowadza w stan głębszego relaksu. Brzmi jak celowy zabieg. Dlatego właśnie to produkcje nadające się bardziej do słuchania ich przez słuchawki niż wielkie głośniki, choć podejrzewam, że znalazłoby się trochę odważnych, którzy utwory takie jak ‘Barrier’ (minimalowe podejście wyraźnie ustępuje cudownie głębokiemu techno) czy ‘Salutation’ wprawnie wykorzystaliby do budowania napięcia w secie.
Warto na koniec zaznaczyć, że nie są to typowo kobiece produkcje. Margaret w swoich numerach potrafi pokazać też i cięższą stronę. Dość bezkompromisowy ‘Veering Intention’ znakomicie to ilustruje gęsto poszatkowaną perką i zapętlonym surowym samplem, który od czasu do czasu dochodzi do głosu. Mimo wszystko trudno nie wyczuć emocji, którymi płyta jest wręcz naładowana. Brak tu miejsca na hermetyczne dźwięki klejone niczym od linijki. Mamy za to dziesięć (nie licząc zamykającego album skitu) bardzo dobrych produkcji. Aż duma rozpiera, że to wszystko wykonała Polka.