25 czerwca 2009

Dirt Crew - Blow

Dirt Crew
Blow
Moodmusic
* * i pół

Panowie z utworzonego w 2004 roku duetu Dirt Crew, powracają z kolejnym albumem zatytułowanym ‘Blow’. Postanowili swoje electro-house’owe produkcje zmienić na bardziej dubowe i minimalowe. Nie wiem tylko, czy wyszło im to na dobre, gdyż w efekcie otrzymaliśmy bardzo nierówny krążek.

Zostajemy przywitani przez wiejący nudą i monotonią początek. Skąpe brzmieniowo aranżacje, aż zanadto zdradzają niemieckie pochodzenie Gijselaersa i Edera. Chłodne i wręcz wyczyszczone z jakiegokolwiek feelingu utwory ‘Depp Cover’, ‘Rough Roads’ i ‘Blow’ są na tyle zniechęcające, że przy pierwszym odsłuchu po prostu wyłączyłem album. Kiedy z obowiązku wróciłem do słuchania po dłuższej przerwie, mile zaskoczyły mnie dwie kolejne produkcje – ‘Clap’ i ‘Redux’. Te numery są już nieco cieplejsze, budują napięcie (zwłaszcza syrena w piątym tracku), a płynące brzmienie FXów w tle, nadaje choć odrobinę duszy cyfrowemu soundowi.

Miałem wielką nadzieję na utrzymanie tej tendencji, ale kolejny kawałek ściągnął mnie na ziemie. ‘Slope’ brzmi tak, jakby panowie zapętlili sample i wyszli z pokoju, zostawiając w nim kota, od czasu do czasu przebiegającego po laptopie. Sytuację ratuje ‘Parade’, w którym urozmaicenia nadaje melorecytacja i ‘Scenario’, gdzie „coś próbuje się dziać”, bo pojawiają się synth-popowe klawisze… Tylko, że po raz kolejny całość nieco trąci monotonią. Poprzez wkręcający się ‘The Real Shit’ docieramy do wieńczącego płytę numeru ‘Star’ – najlepszego w zestawie, wkręcającego się utworu w old schoolowym stylu, z ciekawą linią basową i plątającym się motywem trąbki. Szkoda, że cała płyta nie jest utrzymana w takim stylu.

‘Blow’ mógłbym najlepiej zobrazować, porównując go do „Mody na sukces” – nieważne, w którym momencie właczymy płytę i tak będziemy wiedzieć, co było wcześniej i co nastąpi za chwilę… Brak mi elementu zaskoczenia, czegoś, co sprawiłoby, że wracałbym z chęcią do całego albumu, a nie tylko do trzech, czterech numerów. A może sprawdzi się w klubie? Tyle, że o 4 nad ranem, bo usłyszeć tych tracków w prime time raczej bym się nie spodziewał, gdyż nie wywołują we mnie entuzjazmu, a zmęczenie.

22 czerwca 2009

'No You Girls Never Know!'

Franz Ferdinand

'No You Girls'

Domino Recording

* * * * *

Szczerze przyznaję, że najmniej na pięciotrackowym krążku interesuje mnie oryginalna wersja utworu – zupełnie nie w moim, indie-rockowym, klimacie. Dlatego tę pominę, wyrażając jedynie radość z tego, że dostarczyła ona sampli do ciekawych remixów również zamieszczonych na singlu. Na pierwszy ogień idzie wersja Vinca Clarke’a – indie-disco mocno przybrudzone elektro efektami i energią, która najbardziej elektryzuje, gdy rozbrzmiewa refren. Zaraz potem rozbrzmiewa nieco mniej hałaśliwa interpretacja Johna Disco. Tutaj disco zgrabnie splata się z rockiem i wychodzi coś na kształt Hot Chip pomieszanego z Simian Mobile Disco. Prawdziwa bomba to jednak trzeci remix – wykonany przez francuski duet Nôze kawałek jest wręcz lepszy od oryginału. Mocny bas, styl typowy dla Francuzów i wkręcająca się melodia. A na dokładkę miarowy, oparty na zabawie wokalem remix The Grizzl, szerzej znanego jako Claude von Stroke (właściciel labelu Mothership). Niezły kąsek. Nie tylko dla indie-młodzieży.

Because I never wonder...

Pierwszy raz od dawna kupiłem sobie singiel. Tak, singiel. Wydany w cieniutkim plastikowym pudełku z płytą w środku. Dawniej single stały po 18-20 PLN. Dzisiaj zapłaciłem 32,99... Nie żebym był kolekcjonerem. Nie jestem też fanem Franz Ferdinand, bo to ich singielek nabyłem. Zrobiłem to dla jedynego w swoim rodzaju utworu ‘No You Girls’ w remixie duetu Nôze! Tak, dla tego jednego numeru byłem w stanie wyłożyć 30 złociszy. Nie żałuję. Bo kawałek jest genialny, nie wiem czy to nie najlepszy remix roku 2009.
PS. pozostałe remixy też są niczego sobie, ale interpretacja Noze jest ko-zac-ka!


Posłuchajcie sami:

21 czerwca 2009

Mentalcut ....mixing!

Wszyscy wrzucają go na swojego bloga. Ja również wrzucę, bo dobre rzeczy trzeba promować. Bardzo ciekawy set Mentalcuta do ściągnięcia POD TYM LINKIEM.

MENTALCUT - WITHOUT A DOUBT MIX
Playlista:
1. Trackademics - Enjoy What You Do (Sammy Bananas Remix)
2. Major Lazer & Vybz Kartel - Pon De Floor
3. Wale & Lady Gaga - Chillin (Dj Benzi / Willy Joy Remix)
4. Bounce Camp - Show Me Love
5. Hollywood Holt - Hollywood (Chaise Marcel Remix)
6. Metric - Collect Call (Tom Wrecks Remix)
7. Prince - Erotic City (Morsy Mix)
8. DJ J-Laini & P-Man - After Laughter
9. T-Pain & Lil Wayne - Can't Believe It (B-Flat Trance-More Edit)
10. Bleszt & DJ Dru - Rock Yo Body
11. Erykah Badu - Honey (B.A.R.T.O. Remix)
12. Bamabounce - Hey Buddy Buddy
13. INOJ - My Boo (Solly Remix)

17 czerwca 2009

Karol XVII & MB Valence - Gone Too Far EP





Karol XVII & MB Valence
Gone Too Far feat. Robert Owens EP
Loco Records





Głosy, że house ma się nie najlepiej, słyszę od dłuższego czasu. Na słaby stan tego gatunku wpłynęło wiele, a sytuacji nie pomaga psucie go przez „muzyczne” telewizje. Na ratunek postanowił rzucić się producencki duet pochodzący z Polski. Przedstawiać tych panów nie trzeba, gdyż na scenie są obecni od dekady i przez ten czas wydawali w wielu różnych labelach. Swój nowy kawałek zdecydowali się wypuścić w barwach niezależnej wytwórni Loco Records.

Playlista #17

Karol XVII & MB Valence - Gone Too Far (feat. R. Owens)
Dirt Crew - Parade
Shur-I-Kan - Tubular
Delano Smith - Message For The DJ (Jimpster Remix)
Karizma - Renegade Ha
Underworld - Ring Road (Laidback Luke Remix)
Munk - Live Fast Die Old (Juan Maclean Remix)
Audio Bullys - Shot Me Down
Sebastian - Greel
DJ Mehdi - Lucky Girl

Selekcja klubowa - od deep house'u do filtrowanego brzmienia Ed Banger. O hitowym 'Shot Me Down' z 2005 roku nie zapominając. ;)

11 czerwca 2009

Trzy dni w Wawie.

Tym razem przyszło mi poznać Warszawę z nieco innej strony niż ostatnio. Fakt, że znowu się nie nawiedzałem jakoś specjalnie, ale i tak zasmakowałem większej ilości atrakcji niż w lutym.

Muszę to zaznaczyć: pomimo, iż w stolicy jest ciekawie i zawsze coś się dzieje, to nie chciałbym tam jednak mieszkać. Na chwilę obecną cenię jednak mniejszy tłok, wolniejsze tempo życia i niekoniecznie szybkość chodzenia bliską prędkości antylopy. Mimo wszystko kłamać nie będę, jeśli napiszę, że było świetnie.

Dzień pierwszy: nuda i rozczarowanie?
Podobnie, jak w lutym, dopadło mnie poczucie „po co ja tu przyjechałem”. Miałem ochotę zebrać się powrotem na dworzec i pojechać do domu, jak dobrze, że nie było powrotnego pociągu i jakoś się powstrzymałem. Złe samopoczucie potęgowała wisząca na ramieniu ciężka torba. Na szczęście, kiedy tylko nadszedł miły wieczór, wszystkie minusy poszły w niepamięć. Może lepiej pominę dzień pierwszy?

Dzień drugi: wow, metro!
Kiedy tylko Basia pokazała mi, że jest takie cudo jak bilet dobowy na komunikację miejską, przyszło mi do głowy pobieżne zwiedzanie. Nie żebym oglądał jakieś zabytki, nie. Postawiłem na zieleń.
Stacja: Służew
Kierunek: Młociny
Przystanek: Centrum
Cel: ???
Do centrum przyjechałem tylko się rozejrzeć, pokręciłem się godzinę po Juniorze i czym prędzej ruszyłem dalej.

Stacja: Centrum
Kierunek: Kabaty
Przystanek: Politechnika
Cel: WaxBox
Zanim jednak znalazłem ten płytowy sklep, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to ogromne połacie zieleni. Nie mogłem ominąć takiego parku w samym centrum miasta, więc czym prędzej tam pognałem. Później szybki zakup i…

Stacja: Politechnika
Kierunek: Kabaty
Przystanek: Pole Mokotowskie
Cel: zieleń!!!
Jeżeli czegoś zazdroszczę Warszawiakom, to właśnie Pola Mokotowskiego. Lasu w samym środku miasta, gdzie można pobiegać, odpocząć, po prostu się polenić w wolnej chwili. Ja zostałem tam niezbyt miło przywitany, ale aż wstyd się przyznać, co się stało. Podobno na szczęście;))

Stacja: Pole Mokotowskie
Kierunek: Kabaty
Przystanek: Służew
Cel: Przebrać się!
A potem znowu szybka wycieczka do centrum, gdzie znajduje się jakże świetny sklep SideOne. Tam dwugodzinny pobyt, odsłuchy, rozmowa o drugim obiegu (trzeba będzie rozwinąć temat w jakimś poście kiedyś) i oczywiście zakupy. „Wściekły” na siebie jestem, że aż tyle wydałem ;-))
Powrót … chyba wymarzony. Deszcz zlał mnie całego, z włosów ciekły strumienie wody, za to torba świetnie poradziła sobie z ochroną jakże cennych płyt;) Szkoda tylko, że pare godzin wcześniej rozwalił mi się od niej pasek. Jednak moje umiejętności rozwiązywania problemów w połączeniu z wyobraźnią pozwoliły mi go naprawić – trzyma się po dziś dzień…

Dzień trzeci: mam dość żarcia!
No właśnie, musiałem oprzeć się na ofercie jakże cudownej sieci, jaką jest mak fak. W pierwszy dzień, to może sprawiło mi jakąś tam przyjemność (co niezdrowe, to przyjemne), ale trzeci dzień czułem się jak typowy amerykański nastolatek. Mam nadzieję, że wielkich szkód nie narobiłem. Potem trochę stania w kolejce po bilet (brak miejsc siedzących…), ostatnie zakupy w sideone (dołożyłem do zamówienia nowego Prefuse 73 – ciekawie będzie), krótka rozmowa i… wielka bieganina! Ostatniej części rozwijał nie będę, ale adrenalina skoczyła mi wysoko, bałem się, że spóźnie się na pociąg. Na szczęście się udało.

Co przywiozłem z wyprawy? Sporo. Sprawdzajcie bloga, czytajcie, po reckach poznacie ;)

6 czerwca 2009

Beyond The Wizard's Sleeve

Talent do tworzenia chwytliwych, wpadających w ucho dźwięków, wyłapuje się już w pierwszych chwilach. Zero ściemy, zero ratowania się obecnością sławnych producentów czy gości. A do tego cudowne zwieńczenie całości w postaci poruszającej wersji ‘Losing The Will To Survive’ (Findlay Brown) na quasi-country modłę.

Beyond The Wizard's Sleeve  
Re-Animations vol.1
CAŁOŚĆ TUTAJ @ muzikanova.pl

by pavelo

3 czerwca 2009

Playlista #16

Dzisiaj zbiór popowych numerów. Fajny pop, dobry pop, pop ze smakiem. W róznych barwach i odcieniach. Od nostalgicznego do przebojowego.

Mark Ronson feat. Lily Allen - Oh My God
Psapp - Needle & Thread
The Whitest Boy Alive - Intentions
Moloko - The Only Ones
Futro - Rainy Lust...
dr.no - Free Me
Homosapiens feat. Ania Dąbrowska - Trzynastka
Unkle - What Are You To Me
N.A.S.A. - Way Down
Esser - Work It Out
Hot Chip - One Pure Thought
Who Made Who - I Lost My Voice

2 czerwca 2009

Recenzje'120' [1]

Wymyśliłem sobie, że napiszę kilka recenzji długości „prasowej”. Wynosi ona 120 słów i muszę przyznać, że łatwiej mi napisać recenzję dłuższą niż taką, z narzuconym limitem. Się zachciało, się zrobiło i oto przed wami teksty o:
- Novika ‘Finally’ /Beats friendly rec./,
- Jimpster ‘Martian Arts’ /Instinct rec./,
- Who Made Who ‘The Plot’ /Gomma/,
- Ben Westbeech ‘Welcome To The Best Years Of Your Life’ /Brownswood rec./,
- Karizma ‘A Mind Of Its Own’ /R2 Records/.
Mała wprawka przed przyszłością. Miłej lektury ;)


NOVIKA
Finally
Beats Friendly Rec.
* * * * *

W jednym z wywiadów Novika stwierdziła, że nagranie utworów z kilkoma polskimi producentami to jej marzenie. Wysłała więc wokale do Innocent Sorcerers, CLS i WAXa, Agima i Espace oraz Jacka Sienkiewicza. Wyszły z tego cztery kawałki, które zostały zebrane na, wydanej własnym sumptem, EPce ‘Finally’. Sporo ciekawych brzmień przynosi ta płyta. W pierwszym, tytułowym numerze mamy radosne, połamane bity w stylu typowym dla Niewinnych Czarodziejów. Drugi kawałek to czysty, płynący i energiczny drum’n’bass. Kolejna wersja ‘Hate Love’, przygotowana przez lidera Oszibarack to efektowny deep house, a całość zamyka ‘Reminder’ – minimal techno w wykonaniu założyciela Recognition. Do wszystkich tych produkcji śpiew wokalistki pasuje znakomicie. Niebanalne teksty i ciepła barwa głosu robią swoje. Ładne było to marzenie, szkoda, że nie ma kontynuacji.


JIMPSTER
Martian Arts
Instinct Records 
* * *

‘Martian Arts’ było pierwszym pełnowymiarowym wydawnictwem Jimpstera – obecnie jednego z najbardziej cenionych producentów, prowadzącego świetny label Freerange. Jego debiutancki album to rzecz nieco inna od prezentowanych później produkcji. Nie znajdziemy na niej imprezowych sztosów, house’owych wymiataczy. Muzyka na płycie nadaje się raczej do chill outu i posunę się nawet do stwierdzenia, że bardziej domowego, pod kocem, niż w klubie. To mieszanka jazzującego, charakterystycznie dla tamtego czasu przydymionego downtempo z nutą cosmic lounge’u. Spokojne i kojące melodie, które tu znajdziemy stanowią świetne tło do relaksu. Mogą jednak nudzić i po dłuższym czasie słuchania ‘Martian Arts’ dopada mnie ochota na coś ciekawszego. Bo jest trochę monotonnie. Zdarzyły się jednak momenty świetne, jak np. ‘Frames With Frames’. Dla fanów i zestresowanych będzie idealnie.


WHO MADE WHO
The Plot
Gomma
* * * * * 

Jaka jest nowa płyta Who Made Who? Przebojowa, świeża, niebanalna, szalona i… dość spokojna. Duńskie trio nadające na podobnych falach, co wielbiony przez wielu Hot Chip (nawet ich supportowali), nagrało album będący wypadkową disco, popu, psychodelicznego rocka i ejtisowych inspiracji. Do tego nieco zamierzonego kiczu. Ich image jest równie zwariowany niczym czas, który przy ‘The Plot’ upływa błyskawicznie. Chwytliwe melodie natychmiast mnie urzekły i zamiast nucić ‘Shake A Fist’ z miejsca przestawiłem się na ‘I Lost My Voice’ (popowy hit) czy ‘Keep Me In My Plane’ z refrenem do zapamiętania od pierwszego razu. Żadnych „patentów na dziewczyny”, a jedynie czysta energia płynąca z grania. Dodatkowo poczucie humoru i dystans. Mocna rzecz, zero nudy.


BEN WESTBEECH
Welcome To The Best Years Of Your Life
Brownswood Recordings
* * * * 

Niedawno miałem okazję zobaczyć na żywo show Bena Westbeecha i muszę przyznać, że jednak wolę go na płytach. Czy to na featuringach, czy na ‘Welcome…’ jego głos brzmi świetnie. Na swoim debiutanckim krążku, zebrał piętnaście napisanych i wyprodukowanych przez siebie numerów. Sporo w nich radości, beztroskich, ładnych i – nie boje się tego słowa użyć – popowych melodii. Przyznaję, że są oczywiście oparte na pewnym schemacie i tak naprawdę, sami możemy sobie resztę dośpiewać, ale urzekają. Urzekają lekkością i funkowym podbiciem. Czuć duszę i prawdziwe emocję. Rodzynkiem w zestawie jest jedyny drum’n’bassowy kawałek – nagrany ze współudziałem Dja Die, porywający ’Get Closer’. Facet ma talent i potencjał, szybko znalazł się na pokładzie Brownswood Recordings i z niecierpliwością oczekuję na to, co zaprezentuje kolejnym razem.

KARIZMA
A Mind Of Its Own
R2 Records
* * * * *

Ten pochodzący z Baltimore, DJ i producent, wcale nie serwuje ciężkich, nieco debilnych produkcji spod znaku miażdżącego basu. Wręcz przeciwnie - jego kawałki to deep house. Na płycie ‘A Mind Of Its Own’ otrzymujemy osiem numerów przerywanych około minutowymi skitami, nieraz opartymi na hip hopowym vibe. Karizma rozbudowuje swoje tracki powoli, stopniowo dodając nowe elementy, budując napięcie i rozwija je do długości dochodzących nawet do 12 minut. Nie ma w tym jednak krzty nudy, bo pomimo zapętlania tych samych motywów, w numerach siedzi coś więcej. To nakazuje nam wysłuchać utworu do końca, a przy tym podziwiać styl i kunszt producencki Karizmy. Płynące beaty, trochę undergroundowy klimat i wkręcające się rytmy składają się na naprawdę genialny klubowy album.