28 września 2009

BJ - Feelings Gone

Po kilku dniach słuchania nowego dzieła duetu Basement Jaxx zatytułowanego ‘Scars’ mogę stwierdzić, że mam paru faworytów z tej płyty. Cały krążek jest naprawdę świetny i wciągający. Sprawdza się jako całość, ale można z niego wysupłać pojedyncze numery, które wybijają się nad ponadprzeciętną jakość. Jednym z takich tracków jest ‘Feelings Gone’. Do zaśpiewania w tej piosence (lubię używać tego słowa w pozytywnym znaczeniu:) panowie zaprosili Sama Sparro. Australijski wokalista spisał się świetnie, w jego śpiew momentami wkrada się cień dramaturgii mimo, że produkcja Buxtona i Ratcliffe’a to taneczna pop house’owa bomba. Niedziwne więc, że postanowiono wybrać ten numer na drugi singiel. Niżej klip. A najlepiej kupić krążek, bo następujący po nim ‘My Turn’ jest równie niesamowity. Że nie wspomnę o featuringu dziewczyn z Yo Majesty w kawałku ‘Twerk’.

Basement Jaxx – Feelings Gone feat. Sam Sparro
recki spodziewajcie się niedługo;)

25 września 2009

Gus Gus - wynocha na emeryture...



GUS GUS
24/7
Kompakt
* * i pół


Gus Gus to zespół, który dostarczał nadzwyczajnie interesującej rozrywki, momentami zachowując się niczym typowy boysband. Wszystko zaczęło się od dziewięciu osób, potem szóstka muzyków odeszła. Po nagraniu przedostatniej płyty z producentami pożegnała się Earth, a przyszłość Islandczyków stanęła pod znakiem zapytania. Nagle pojawił się Daníel Ágúst, który uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił, kiedy odchodził z zespołu. Postanowił więc powrócić i zaśpiewać na najnowszym albumie Gus Gus – ‘24/7’. Na polu personalnym działo się wiele, było ciekawie, ale to niekoniecznie przełożyło się na brzmienie płyty.
Wielkie poruszenie wywołał ‘Polydistortion’ - do tej pory uznawany za jeden z trip hopowych klasyków album. Pamiętam również wzburzone reakcje fanów i krytyki na ‘Forever’ – poprzedni krążek. Wtedy zawzięcie broniłem ich płyty, uznając, że utwory, jakie się na niej znalazły są naprawde fajne, dobre do klubu, a i w domu się sprawdzają. Teraz jednak bronić Gus Gus nie zamierzam.


ps. Szczerze mówiąc miałem wielką ochotę wystawić jeden na pięć. Ale jeden punkt mają za wokale Daniela, drugi za te kilka minutowych momentów a połówka... z sentymentu?

24 września 2009

PERCEPTION


Electric Wire Hustle - Perception


Wrzucam klip, bo koniecznie muszę go mieć tutaj, na szybko, pod ręką. Genialny numer tria z Nowej Zelandii. Osadzony w hip hopie, elektroniczny beat, soulowy wokal, niesamowicie kojąca miękkość i bujanie, jakiego doświadczyć można tylko u najlepszych. To jedna z tych grup, których płytę mieć po prostu trzeba, nieważne jakim kosztem. Sprawdźcie klip, sprawdźcie MYSPACE i zamieszczone na nim kawałki i delektujcie się tym brzmieniem. Warszawiakom zazdroszczę, że 3 PAŹDZIERNIKA mogą zobaczyć Nowozelandczyków na żywo podczas Warsoul Session Live w klubie Powiększenie.

23 września 2009

Nie ma haka na Majora Lazera!!



MAJOR LAZER
Guns Don't Kill People... Lazers Do
Downtown Records
* * * * *

‘Guns Don't Kill People… Lazers Do’ to sprawka mocno rozchwytywanych producentów – Diplo, który na początku roku podsumował swoją karierę zbiorem własnych kawałków i remixów oraz Switcha, zarabiającego na chleb głównie tymi drugimi. Panowie wymyślili ciekawą fabułę, kreując fikcyjnego Majora Lazera, który po utracie ręki zyskał zamiast niej karabin maszynowy i na latającej desce zwalcza zombie i wampiry. O tym mówili wszyscy, zaś kiedy w obieg został puszczony pierwszy numer – ‘Hold The Line’ – podekscytowanie wzrosło o kolejne sto procent. Super historyjka, dwójka mega dobrych producentów i do tego przezabawny, kozacki kawałek wzbogacony o jajcarskie sample? To będzie hit!
Przyznam, że po pierwszym wysłuchaniu albumu byłem nieco zaskoczony. Słychać, że panowie podeszli do tematu z powagą, decydując się nadać płycie dancehallowy sznyt, bez fidgetowego efekciarstwa, hipsterskiej otoczki, bassline’owego hałasowania i walenia po uszach. I właśnie to mnie zaskoczyło - przez singlowy numer nastawiłem się bardziej na przebojowość uzyskaną za pomocą niepoważnych sampli. Okazało się, że ich współpraca nie miała być jednorazowym wyskokiem, stworzonym na haju numerem, który puści się w YouTube dla żartu. Punkt dla duetu. Jeden z wielu.

22 września 2009

Któż nie lubi Jacka Penate...


JACK PENATE
Everything Is New
XL Recordings
* * * * i pół

Jack Penate, chociaż młody – ma dopiero 24 lata – to już powszechnie znany wokalista. Odkryty na MySpace, stawiany w jednym szeregu z hitową Lily Allen czy Adele nie wywołał jednak wielkiego zamieszania w Polsce. Do tej pory, bo może i wydany w 2006 roku debiut gdzieś cicho przeminął, ale płyty ‘Everything Is New’ tak łatwo odpuścić się nie da. Bo to po prostu jest zbiór przebojów i to o wiele ciekawszych od dokonań pyskatej panny Allen.

Penate serwuje nam zestaw zaledwie dziewięciu kompozycji. Cały album trwa nieco ponad pół godziny. To zdecydowanie za krótki krążek, bo mnogość chwytliwych melodii, które się na nim znalazły aż kuszą by zadać pytanie „dlaczego tak mało?”. Może gdyby młody Jack posiedział choćby pół roku dłużej, wymyśliłby jeszcze kilka innych piosenek i wzbogacił nimi nową płytę. Z drugiej strony mogę ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że Londyńczyk nie zaprezentował 3 singli wspartych zapychaczami, a rasowy krążek oscylujący na granicy indie rocka i popu...........

21 września 2009

Bez składu, z odrobiną ładu


Jakoś tak w tym roku mało wpisów w porównaniu z rokiem poprzednim. Pewnie jest to wywołane faktem, że od pewnego czasu wciąż publikuje w przeważającej części recenzje i to jakoś doprowadziło do tego, że została sama muzyka, a wątki – powiedzmy - osobiste poszły całkiem w kąt. Z drugiej strony celem tego bloga nie jest i nie było wywlekanie wielkich problemów tego świata. Chciałbym tutaj mimo wszystko trochę pozmieniać. Dodawać więcej „niereckowych” wpisów. Oczywiście nie mam na myśli zamiany „Życia na CD” w pożal się Boże dziennik. Chodzi bardziej o wrzucanie innych, związanych także z muzyką, notek. Coś na zasadzie wkleił nowy klip i napisał po co to zrobił. Co tygodniowych cykli imitować nie mam zamiaru, to nie dla mnie. To tak tytułem wstępu, a co z tego wyjdzie - się zobaczy.
Dobra, pierdoły odkładamy na bok. Z ważniejszych rzeczy: przygotowuje kolejne teksty. Z wielkim trudem – przyznaje. Ostatnio samopoczucie kiepskie, ale pisać trzeba i w trudnych warunkach. Gotowa jest już recenzja znakomitej płyty Major Lazer (Diplo + Switch), zaś w przygotowaniu kolejne. Bardziej klubowe, bo są m.in. krążki Dinky, Marcela Knopfa czy Silicone Soul. Dostałem również najnowsze „dzieło” grupy Gus Gus. Przyznaję, że powiedzieć że jestem rozczarowany, to mało. Wszystko już niedługo ukaże się na stronach portalu muzikanova:) Tam również możecie przeczytać napisaną przeze mnie very-short bio Ghosta - genialnego bitmakera. Bio znajduje się Tutaj, a recenzja jego krążka kilka postów w dół;)
Dodatkowo niedługo powroty do starszych krążków (ostatnio było i o Jimpsterze, i o N*E*R*D – może z tego jakiś cykl;). Pojawi się tekst o LCD Soundsystem, który niedawno wydał zbiór remixów kawałka 45:33. Zestawu jeszcze nie mam, ale chętnie wracam do ‘Sound Of Silver’ – tekstu spodziewajcie się na dniach.
Wciąż na liście oczekiwanych mam kolejne krążki i nowości z 2009 roku. Drugi tydzień czekam na sprowadzenie kompilacji ‘Total’ , która ukazała się nakładem niemieckiego Kompaktu, a i przeglądam neta mając niemałe rozterki co do tego, jakie albumy by tu pokupować.
Recenzja, którą jakiś czas temu mogliście przeczytać na tym blogu, została wyróżniona przez portal muzka.onet.pl. Nie kryję, że się cieszę, bo dodało mi to nieco pewności siebie. Tekst – na stronach onetowskich – TUTAJ; zastanawiam się jaką nagrodę dostanę – podobno jakaś będzie wysłana. Trochę gorzej sprawa ma się w innej kwestii, związanej również z moja pasją, ale póki co bez szczegółów. Obiecałem sobie, że dopóki nie będzie to pewna rzecz – cisza. To chyba wszystko, co chciałem przekazać. A i możecie sobie włączyć kawałek 40 Love, który wyprodukował DJ Koze – to tak apropo kompilacji ‘Total 10’, świetny numer z intrygującym początkiem, który gładko rozwija się w motyw główny. Facet ma łeb, od dawna to mówię!

PS. Ostatnio link do swojego bloga coraz częściej spotykam u innych. Dzięki Wam bardzo, że tu wpadacie i doceniacie tę stronę. Dobrze wiedzieć, że życie na CD nie kurzy się w internetowych czeluściach;) Też do Was zaglądam i czytam regularnie!! :) Pozdr!

16 września 2009

Let me show ya!!


JAZZANOVA - LET ME SHOW YA (HENRIK SCHWARZ REMIX)

Pierwszy raz usłyszałem ten remix na kompilacji zrobionej przez Dixona. Momentalnie zachwyciło mnie jego disco house'owe brzmienie i aranżacja wokali. Powyżej remix w oryginalnej wersji, zaś na 'Temporary Secretary' (którą recenzowałem TUTAJ) znalazł się w edicie Dixona - kolejne smaczki. Polujcie na tą kompilacje, premiera już 13 października!!

15 września 2009

Laurent Garnier kleptomanem


LAURENT GARNIER
Tales Of A Kleptomaniac
[PIAS]
* * * *


Na swoim nowym albumie Laurent Garnier połączył techno z energią rocka, zadziornością hip hopu, funkową radością, a nawet i drum'n'bassem. To nic nowego, bo do tego słuchaczy zdążył już przyzwyczaić, ale tym razem, za jego muzyką jakby stoi coś więcej.

Przede wszystkim jest o wiele bardziej energetycznie niż na ostatnim albumie Francuza. Klimaty przeplatają się na tyle niezauważalnie, że tworzą coś w rodzaju nowej jakości, a dograne żywe instrumenty dodają całości charakteru, podkreślając jednocześnie organiczne brzmienie produkcji Garniera. Już sam początek zdradza nam, że przez najbliższe 75 minut nie będzie nudno. Album złożony z dwunastu kompozycji, raz mniej, raz bardziej, ale cały czas trzyma napięcie, a wytchnienie daje dopiero zakończenie krążka.
Nasuwają mi się dwa wnioski dotyczące tego albumu. Pierwszy to taki, że Laurent Garnier bez wątpienia wypracował styl produkcji i brzmienie do perfekcji. Drugi wniosek dotyczy odbioru krążka. Jest coś, co nie pozwala mi się w pełni zachwycić ‘Tales Of A Kleptomaniac’. Swoisty mur, którego nie da się przebić i chociaż jest miło, to po odsłuchaniu płyty zostaje niedosyt. Tak jakby do stuprocentowej radości brakowało dosłownie kilku dźwięków. Kilku, ale jak widać kluczowych. Ważną rzeczą jest też fakt, że kompletny odbiór tej muzyki jest możliwy przy dokładnym wsłuchaniu i wyłapaniu pozornie niewielu niuansów. Tylko wtedy z czystym sumieniem można stwierdzić, że opowieści Francuza są porywające. Bez tego, chociaż wciąż taneczne, bywają jedynie ciekawe.

14 września 2009

Ghost - Freedom Of Thought



GHOST
Freedom Of Thought
Breakin' Bread
* * * * *


Jesień zbliża się nieuchronnie, nie da się ukryć. Wieczory będą dłuższe i chłodniejsze, co z pewnością nie będzie motywować do pracy w szalonym tempie. Przydałby się jeszcze jakiś soundtrack do szarości dnia codziennego. Zawiało spleenem? Spokojnie, płyta, która owy soundtrack może stanowić, nie jest wcale dołująca. Nieco mroczna, nieco smutna, ale bogata w intrygujące dźwięki – uwaga, oto przed wami Ghost i jego ‘Freedom Of Thought’.

Już intro albumu zapowiada, że to nie jest radosna produkcja, przepełnionego słońcem bitmakera. Raczej stonowane dzieło człowieka, który z pewnością w czołówce ulubionych płyt stawia ‘Endtroducing….’ DJ Shadowa. A to z kolei najlepiej słychać już w drugim numerze ‘Return Journey’. Ghost bawi się pociętymi samplami bębnów, basu, smyczków i mało radosnych klawiszy, które w połączeniu dają ciekawe bity oparte na hip hopie, a tak naprawdę wymykające się spod jakiejkolwiek klasyfikacji. Podobną sytuacje mamy w przypadku znakomitych ‘The Day After’, ‘Day Dreaming’ czy ‘From the Beginning’.

W zasadzie w jednym tylko utworze ujawnia się promyk szalonego, funkowego, a może nawet i dekadenckiego szaleństwa rodem z ubiegłych dekad. ‘It’s All Love’ to dowód na to, że pośród winyli producenta znajdują się także i takie, z których wyczarować można prawie że rock’n’rollowe tracki.

Ale ‘Freedom Of Thought’ to dzieło nie tylko samego Ghosta. Ten postanowił bowiem zaprosić do współudziału paru MC. Ci zaś niesamowicie dobrze odnaleźli się na bitach producenta i wzbogacili krążek o swoje nawijki. ‘Elevate’ z udziałem DJ IQ & Jehst czy ‘Frozen In Time’, gdzie na featuringu pojawia się Verb T to przykłady niebanalnych, klimatycznych kawałków, nadających się do słuchania podczas wieczornych, miejskich spacerów.

Ta płyta to nic innego, jak wręcz wybitne wykorzystane sampli i połączenie ich w jedną, spójną, wciągającą całość. W swoich produkcjach Ghost zasiał nutkę niepokojącej atmosfery, która z pewnością będzie towarzyszyć mi przez najbliższy czas. Bo jakoś trudno jest wyjąć mi ten krążek z odtwarzacza. Zdecydowanie to jeden z najlepszych albumów tego roku. A DJ Shadow? Cóż...

11 września 2009

Panorama Bar 02


V.A.
Panorama Bar 02 - Tama Sumo
Ostgut Ton
* * * * *


Na krążku znajduje się blisko osiemdziesięciominutowy mix złożony z dwudziestu jeden tracków. Jak twierdzi główna bohaterka, ważne było dla niej, by stworzyć emocjonalny, mocny, house’owy mix. To faktycznie jej się udało, gdyż na kompilacji w zasadzie brak słabych momentów, które wybiłyby słuchacza z rytmu. Od początku do końca to fascynująca podróż przez wciągające, lekkie i płynące dźwięki. Przekrój z pozoru szeroki, bo mamy i deep house, Detroit i dub techno, a nawet pop, ale z drugiej strony gatunki te są sobie tak bliskie, że trudno w kontekście ‘Panorama Bar 02’ mówić o różnorodności gatunkowej........

9 września 2009

Wygrzebany staroć.

Tekst, który widnieje poniżej napisałem przed premierą 'Brotherhood'. Miał sie ukazać w jednej z krakowskich gazet. Jednak nic z tego nie wyszło, a ja, przeszukując zapomniane kąty dysku twardego, go znalazłem. Więc wrzucam, żeby nie zginął dowód mojej skończonej tak szybko, jak zaczętej, kariery w prasie;)

The Chemical Brothers pre-release:

The Chemical Brothers, którzy niedawno wystąpili w Polsce na fenomenalnym Heineken Open’er Festiwal, chyba próbują zarobić w łatwy i bezbolesny sposób. Oto wydają kompilację swych największych hitów, tzw. „the Best of…” pod nazwą „Brotherhood”. Ostatnie wydawnictwo tego typu pojawiło się w 2003 roku, a więc 5 lat temu. Pomiędzy nim, a tym najnowszym, które ukazać ma się 1 września pojawiły się jedynie dwie płyty: „Push The Button” oraz „We Are The Night”. Skąd więc takie posunięcie? W zasadzie nie byłoby o czym mówić, gdyby nie fakt, iż „Brotherhood” ma się ukazać w dwóch wersjach. Pierwsza to jednopłytowy zbiór najbardziej popularnych numerów duetu. Pojawią się na nim m.in. „Star Guitar”, „Hey Boy, Hey Girl” czy „Block Rockin’ Beats”. Tracklista w dużej mierze pokrywa się z wydawnictwem sprzed pięciu lat… Druga wersja to podstawowy krążek i dodana do niego płyta z utworami, które ukazały się pod szyldem Electronic Battle Weapons. Na CD znajdziemy wszystkie 10 części, zaś ostatnia z nich, nazwana „Midnight Madness” promuje całość. Jest to o tyle ważny fakt, że wcześniej kawałki te wysyłane były jedynie do DJów czy stacji radiowych. Teraz staną się ogólnodostępne i każdy będzie mógł się przekonać jak brzmią. Dlatego właśnie warto odłożyć trochę więcej pieniędzy i zaopatrzyć się w dwupłytową wersję ‘Brotherhood’. Może osiągnięte zyski pozwolą chemicznym braciom wydać coś nowego?


The Chemical Brothers
“Brotherhood”
1 września 2008
Freestyle Dust

8 września 2009

Jimpster - Amour



JIMPSTER
Amour
Freerange Records
* * * * *


‘Amour’ z 2006 roku, było pierwszą płytą Jamiego Odella wydaną w wytwórni, której szefuje – Freerange Records. Zarówno to, jak i ścieżka, którą label kroczył, zobowiązywały do pewnych zmian. Future jazzowe brzmienie uzyskane na poprzednich krążkach poszło troszkę na bok, ustępując miejsca deep house’owym, wzbogaconym o downtempowe chill outowe wstawki, brzmieniom. Taka właśnie jest czwarta płyta w dorobku Jimpstera.
Zaczynając od łagodnego, ciepłego ‘In An Analogue Way’ przez ponad godzinę pozostajemy w klimacie lekko kołyszących, a jedynie momentami bardziej tanecznych kompozycji. Wszystkie kawałki mają w sobie pierwiastek rozmycia, pozwalają odpłynąć i znakomicie nadają się do relaksu na wygodnej kanapie. W przeciwieństwie jednak do choćby ‘Martian Arts’ pozbawione są nużących i monotonnych fragmentów. Tutaj miejsca na ziewanie nie ma, brzmienie jest bardziej zróżnicowane, a do tego pojawią się goście. I to nie byle jacy. W nagraniach wzięli Capitol A w organicznym ‘Left & Right’ czy Diamondancer w najbardziej chyba house’owym numerze na krążku.
Znowu doszło do sytuacji, w której numery bardziej sprawdzają się bardziej do chillowania niż klubowych harców, bo usłyszeć je na parkiecie, może poza warm-upem, pewnie było trudno. Piszę używając czasu przeszłego, ale jestem zdania że ta płyta się nie zestarzała i wciąż bardzo miło się jej słucha. Zwłaszcza podczas nocnych powrotów samochodem. A na nowy krążek Jimpstera trzeba pewnie jeszcze trochę poczekać...

7 września 2009

Brownswood Bubblers FOUR



V.A.
Brownswood Bubblers FOUR
Brownswood Recordings
* * * * i pół

Już od czterech lat wytwórnia Brownswood Recordings, prowadzona przez (u)znanego radiowca Gillesa Petersona, raczy nas labelowymi kompilacjami z serii „Brownswood Bubblers”. Pierwsze dwie części serii spotkały się z gorącym przyjęciem, trzecia zaś wśród niektórych wywołała drobne narzekanie. Przyszła pora na czwartą edycję, która pozbawi argumentów wszystkich krytycznie nastawionych do poprzedniczki.
Zacznijmy od tego, że dostajemy czternaście nowych i świeżych wygrzebanych przez Gillesa numerów. Te trzymają wysoki poziom już od samego początku, kiedy to znany z wydania siódemki w kształcie serca Mayer Hawthorne, lekko wyśpiewuje ‘Maybe So, Maybe No’. Energii odmówić mu nie można, ale i tak album nastraja bardziej do siedzenia pod kocem w fotelu z kubkiem kawy……

Podsumowanie wakacyjne

Minęły wakacje (lub też okres letni) i warto by jakoś to podsumować. Konkretniej – podsumować muzycznie. Osobiście mam tak, że latem słucham jednak czegoś innego niż zimą. Kręcą mnie wtedy lekkie rytmy – funk, soul, hip hop czy deep house – nieważne. Ważne by było pogodnie, energetycznie i luźno. Słonecznie też. Poniżej minilista płyt, które towarzyszyły mi najczęściej podczas minionych dwóch (trzech!) miesięcy. Bez miejsc i szeregowania, w końcu nie to jest tu najważniejsze:)


Permanent Vacation – Selected Label Works No1
Tej dwupłytowej kompilacji nie mogło tu zabraknąć nie tylko ze względu na nazwę labelu, ale przede wszystkim dlatego, że wypełniona jest cudownymi, rozleniwiającymi rytmami pogranicza nu disco i deep house’u. Lekkostrawne, długie numery, jak nic nadawały się wakacyjnego chill outu. A nawet leżenia na plaży

The Young Lovers – The Young Lovers
Najnowszy projekt Joshuy Harveya, który postanowił z ciemnego klubu wyjść na zielone łąki. A konkretniej – pobujać się w hamaku. Ten krążek to lounge’owy majstersztyk. I chociaż nie cierpie słowa ‘lounge’, tak ten album polubiłem od pierwszego wysłuchania.

Q-Tip – The Renaissance
Wypełniony słonecznymi bitami ostatni album członka ATCQ, to jeden z najfajniejszych hip hopowych krążków, jakie miałem okazję usłyszeć. Lekki, prosty, przebojowy. Do tego znakomity numer z udziałem Norah Jones – ‘Life Is Better’. Faktycznie ‘is better’, kiedy słucha się takich płyt.

Freerange Records Colour Series: Blue 02
Kolejna kompilacja na liście. Często słuchana podczas godzin spędzonych na plaży. Znakomicie nadawała się również podczas długich podróży samochodowych. Mieszanka house’u z odrobiną ciepłych, quasi-latino wstawek i energią rodem z plażowej imprezy. Pobudzające i relaksujące zarazem.

Diplo – Decent Work For Decent Pay
To zdecydowanie samochodowy krążek. Jak żaden inny nadaje się do jazdy szybką trasą, w pełnym słońcu z butelką zimnego napoju pod ręką. Klimatyzacja wliczona w cenę. Mega taneczne rytmy, szalone i nieprzewidywalne, niepozbawione ciekawych melodii czy wokali. Zbiór produkcji i remixów Diplo celująco zdał egzamin z poprawiania humoru i wyciągania z lenistwa, kiedy trwało za długo.

Daniel Drumz – Electric Relaxation vol2.
Ten krążek umilał letnie wieczory w magiczny sposób. Wywołał ogromne poruszenie, pierwsze tłoczenie rozeszło się już w pre-orderze, na allegro rozpanoszył się drugi obieg, w którym album ten sprzedawany był za wysokie stawki. Cierpliwi – w tym i ja - zostali wynagrodzeni drugim tłoczeniem. Genialne wydanie, Forin znowu mnie rozłożył swoim projektem graficznym, i piękna muzyka zmiksowana w diabelnie umiejętny sposób. 100% winyli.

A poza tymi jeszcze:
Dub Pistols ‘Rum & Coke’
Greenjesus ‘Leśna Strona Dźwięku’
Break SL ‘City Wasteland’
Powyższych nie będę opisywał, bo może w końcu je zrecenzuje, co?;)

6 września 2009

Zatańcz z gwizdami.

Przerzucając programy w tv, trafiłem na (chyba) dziesiątą edycje popularnego tvnowskiego show Taniec z Gwiazdami. Fakt, że czwarta miała być tą ostatnią pominę, skupiając się jedynie na tym, co gryzło mnie chyba najbardziej. A najbardziej gryzło mnie...samo istnienie takiego programu. Po pierwsze zastanawiam się czy ktoś jeszcze to ogląda z takim samym zainteresowaniem jak i pierwszą edycję. Show zapewne ma stałych odbiorców. Zarówno takich, którzy kibicują swoim ulubieńcom, jak i tych którzy tylko czekają aż córka ważnej osobistości czy „aktor” się potkną. Nie ukrywam, że chętnie bym zobaczył jakiś zabawny upadek – nie żeby ktoś łamał nogę, ale takie zdarcie kiecy z jednej czy drugiej niuni byłoby zabawne. Nieco mniej śmieszne, a na pewno żałosne jest nazywanie tych ludzi poprzez słowo gwiazdy. Jakoś mnie irytuje to, że na biorących udział w tym programie niektórzy mówią używając wielkiego słowa. Ktoś zresztą stwierdził, że momentami nie można już odróżnić czy tancerze, z którymi parowane są „gwiazdy” to jeszcze tancerze czy może też już gwiazdy? Chociaż może w Polsce dla pewnej grupy ludzi słowo „gwiazda” straciło pierwotne znaczenie i używane jest raczej z dystansem i ironią? Kto wie... Dla mnie na pewno nie jest już nic warte. Podobnie jak nic warte są umiejętności prezentowane przez rekrutowanych do programu. Dzisiaj miałem okazję zobaczyć ruszającego się jak kłoda na wodzie Piotra Zelta, który od Beaty Tyszkiewicz dostał potem 9 punktów. Ta zaś otwarcie przyznała się do wypełniania krzyżówki w ‘Tele Tygodniu’. A kasa leci. Swoją drogą, zastanawiam się, skąd TVN ma tyle pieniędzy: na opłacenie tańczących, oceniających, nagród i ogólną organizację. Ciekawe, kiedy wyczerpie się formuła programu? Może kiedy zabraknie „gwiazd”, a zaczną się gwizdy? Ilona Łepkowska kiedyś powiedziała, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja. No a poza tym, każdy chciałby mieć Porsche, więc „gwiazd” Polsce przybywa...
Tylko Agata Kulesza zdobyła się na to, żeby samochód oddać. Może właśnie, zamiast grać o korzyści dla siebie, zagrać o pieniądze dla tych, którym NFZ nie pozostawił nadziei?

3 września 2009

A gdyby tak przedłużyć wakacje...Na stałe!


V.A.
Permanent Vacation Selected Label Works No 1
Permanent Vacation
* * * * *


Niemiecka wytwórnia Permanent Vacation postanowiła, korzystając z ogromnego zainteresowania, jak i powrotu do łask muzyki disco (do którego sama się zresztą przyczyniła), wydać pierwszy zbiór kawałków ukazujących się jej nakładem. Dwudyskową kompilacją zatytułowaną ‘Selected Label Works No 1’, label podsumowuje dotychczasową działalność, jak również pokazuje kierunek, w którym podąża. Oprócz numerów wypuszczonych już wcześniej na dwunastkach, dostajemy również nowe – wcześniej nieujawnione.

Nie ma wprowadzonego jakiegokolwiek podziału na płytę spokojniejszą i bardziej taneczną. Oba krążki wypełnione są muzyką w jednakowym klimacie. To, najprościej mówiąc, mieszanka deep house’owego flow i typowych dla disco shakerów, syntezatorów oraz klawiszy tworzących nad wszystkim przestrzenne tło.......