Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brownswood. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brownswood. Pokaż wszystkie posty

5 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012

W trakcie pośpiesznych przygotowań do świąt, nadchodzi również moment na podsumowanie muzyki rok w rok dostarczającej wielu emocji i jak się okazuje, wciąż potrafiącej czymś zaskoczyć. Właściwie pod pewnymi względami rok 2012 stanowił czystą kontynuacje zjawisk rozpoczętych rok wcześniej – życie wciąż nabiera tempa, wszystko sprowadza się do Internetu, tak samo dzieje się właśnie z muzyką, której powstaje coraz więcej. Albo powstaje jej tyle, co zawsze, tyle że obecnie każdy ma do niej taki sam dostęp i może przebierać pomiędzy japońskimi producentami parającymi się j-beatem czy nowo zelandzkimi kreatorami ciepłego klimatu. Do wyboru, do koloru – a jak jest z jakością?

Właściwie odpowiem sam sobie na to pytanie pukaniem w głowę, bo to temat rzeka, a miejsce jest ograniczone. Można się spierać na temat tego czy narastająca ilość bedroom producers to fajne zjawisko. Tylko, kto ma na to czas, skoro woli spędzać go na soundcloudzie sprawdzając Dashboarda w poszukiwaniach kolejnego domorosłego producenta z Anglii, który lajkuje numer gościa z Holandii, nagrywającego w kooperacji z beatmakerem z Chin kolejną zbasowaną hybrydę? Sam zresztą spędziłem tak mnóstwo chwil wyszukując darmowe mp3ki, wylewające się praktycznie z każdej strony. Wpadałem na przeróżne kompilacje złożone z wykręconych beatów, jak ‘Dusty Milk Crates vol2’ czy ‘Robot Soup’.
Równie ciekawe okazały się płyta Japończyka, niejakiego canooooopy, prezentująca połączenie instrumentalnego hip hopu z IDMem i abstrakcyjną głębią oraz EPka Zacka Sekoffa – szesnastolatka nagrywającego klimatyczny LAbeat, który ma na koncie współpracę z samym Thundercatem! Byłem w szoku i przyznaję, że nawet trochę zazdrościłem.
Ale nie muszę sięgać za granicę naszego kraju, gdyż w Polsce darmowe wydawnictwa również miały się całkiem dobrze. Dla przykładu wspomnę o EPce z remiksami kawałków grupy We Call It A Sound czy wydawnictwie ‘9 weeks of Sun’ autorstwa Roux Spany, który przez całe lato wypuszczał co tydzień jeden kawałek, żeby wszystko potem zebrać w całość i wypuścić jako free DL. Materiał ukazał się pod szyldem wytwórni U Know Me Records, którą w zeszłym roku uznałem za jeden z labeli roku. Okazuje się, że równie dobrze mógłbym wskazać tę wytwórnie jako pretendenta do tytułu i w tym roku, gdyż nie spuścili z tonu a wydawnictwa en2aka, Daniela Drumza czy nowych-starych debiutantów hau_mikael okazały się bardzo smakowitymi kąskami, wypuszczonymi rzecz jasna na winylach.
Osobne słowo należy się przedsięwzięciu S1 Warsaw, z przypomnienie słuchaczom starych dobrych czasów dzięki reinterpretacjom hip hopowych klasyków na projekcie ‘Niewidzialna nerka’ oraz za stawianie na nowe projekty i młodych producentów i wydanie kompilacji Bass Camp całkowicie za darmo.
Skoro poruszyłem kwestię polskiej muzyki, to warto pochwalić i innych z naszego podwórka, dla którego 2012 rok oznaczał prawdziwy wysyp interesujących wydawnictw. Fanów elektroniki z pewnością rozbujał magiczny, trzeci już krążek trójmiejskiej grupy Loco Star, a lubujący się w mocniejszych, gitarowych rytmach na pewno nie ominęli drugiego, znakomitego albumu projektu Kim Nowak. Wielbiciele lekko melancholijnych piosenek do wyboru mieli Skubasa (dla fanów śpiewających facetów) czy Melę Koteluk (ukłon w stronę wielbicieli wokalistek), fani Heya otrzymali kolejną bardzo dojrzałą płytę, a dobrego hip hopu nie brakowało tym, którzy zaopatrzyli się w projekt Medium. Acha, oczywiście nie zapomniałem o długo wyczekiwanym debiucie Kamp!, który tak mocno podzielił odbiorców na oczarowanych i rozczarowanych. Mnie z kolei pokazał tę grupę z innej strony i tak dołączyłem do grona klikających „Lubię to”.
Na sam koniec pozostawiłem muzykę zagraniczną, gdzie jak zwykle działo się dużo. Przyspieszając może całą ceremonię, jako miks-kompilację roku wskazuję krążek ‘Tiga Non Stop’ – tak dobrze skrojonego, wciągającego i róznorodnego tech-house’owego miksu na CD nie słuchałem dawno. Natomiast jeśli chodzi o zbiór pojedynczych numerów, bezapelacyjnie wygrywa Brownswood Electric 3, zbierający dokonania mniej znanych, ale nie mniej zdolnych producentów, parających się najogólniej mówiąc futurebassem. I tu doszedłem do momentu usilnie odwlekanego w czasie, a jednak nieodwołalnego – wyboru albumu roku. Szczerze mówiąc trudno mi wskazać jedną płytę, o tych, które w tym roku mnie urzekły było wiele, dlatego zawęziłem wybór do tych najważniejszych dla mnie. Przede wszystkim album, na który czekałem, jak na żaden inny, czyli ‘Kidsuke’ duetu Kidkanevil & Daisuke Tanabe. Ponadto Robert Glasper Experiment ‘Black Radio’, Benjamin Damage & Doc Daneeka ‘THEY!LIVE’, Shed ‘The Killer’, Frank Ocean ‘channel.Orange’, S_W_Z_K ‘S_W_Z_K’, Memotone ‘I Sleep. At Waking’, Georgia Anne Muldrow ‘Seeds’, T.E.E.D ‘Trouble’ i jeszcze Kendrick Lamar ‘good kid, m.A.A.d City’.
To w takim telegraficznym skrócie, bo przecież ciekawych płyt było więcej, a to świadczy tylko o jednym: rok 2012 był rokiem apokalipsy, ale dla portfeli aktywnych słuchaczy muzyki. I dobrze – oby kolejny był jeszcze bogatszy w równie intrygujące dźwięki, a będzie rewelacyjnie.

Tekst dla muno.pl

24 września 2012

Gorące premiery tej jesieni [2]

Tegoroczna jesień będzie zajebista, mówię Wam. Chociaż być może już to pisałem? Tak czy inaczej dzisiaj kolejne przykłady potwierdzające tezę, którą postawiłem na wstępie. Na początek dzisiejsza premiera, a więc świeżutka kompilacja z serii Brownswood Electric. Trzecia odsłona oferuje nam kolejny zestaw kawałków, od producentów, o których słyszy chyba tylko lokalna scena. Tym lepiej, że istnieje taki label, jak Brownswood, gdzie promowanie dobrej muzyki jest na pierwszym miejscu. Wyjątkiem od reguły braku sławy jest numer ‘Tiny Concret Block’, promujący nie tylko ten krążek, ale również wspólny projekt autorów tego jointa, czyli Kidkanevila i Daisuke Tanabe

Elektronicznemu brzmieniu przeciwstawiamy żywe, organiczne i swojskie dźwięki gitary i perkusji. Skubas i jego debiutancki, solowy krążek ‘Wilczełyko’ urzekł mnie swoją prostotą, szczerością i zaskoczył odejściem wokalisty od klubowego grania. Jednak zaskoczenie to w sumie może za dużo powiedziane, wszak nikt nie jest niewolnikiem uprawianego gatunku muzyki, a okazuje się że Skubasowi równie świetnie, jak w elektronice, idzie w grunge’owo-folkowym graniu. Poniżej singiel ‘Linoskoczek’, a perełek na tej płycie jest o wiele więcej 

Już tylko kilka dni dzieli nas od premiery kolejnego albumu mistrza nieklasyfikowanych brzmień, które można uznać za jazz dwudziestego pierwszego wieku. ‘Until The Quiet Comes’ Flying Lotusa nadchodzi wielkimi krokami, tymczasem producent zdradził drugi singiel z krążka, do którego powstał klip. Niecierpliwym polecam również TĘ STRONĘ, na której można przedpremierowo wysłuchać całego albumu. 

I znowu wracamy do Polski, by zająć się kolejnym wydawnictwem, której niebawem wyda mój ulubiony label U Know Me Records. Tym razem na wosku znajdzie się dzieło Twardowskiego zatytułowane „Soundtrack To Growing Up”. To mieszanka dźwięków oscylujących gdzieś pomiędzy disco i funkiem, gdzieś między chill outem i tańcem, których nie powstydziłby się sam Onra. Koniecznie sprawdźcie singiel zapowiadający całość oraz promomix. 

 I co, nie mówiłem, że jesień będzie gorąca?

22 września 2012

Konkretnie o: "Mala in Cuba"

Mala zafasycnowany kubańską muzyką wydaje płytę. Na dodatek wszystko w Brownswood Recordings. Na początku byłem zaskoczony takim połączeniem, ale potem pomyślałem, że przecież Gilles ze swoimi kompilacjami around the world lubi etniczne wątki i chętnie takowe przyjmie do swojej wytwórni. Peterson to jednocześnie znak jakości i chociaż obecnie hype – jeśli można tak to określić – na tego radiowca trochę opadł, to jednak wciąż dobrze sięgnąć czasem po coś, co rekomenduje. I tak jest w przypadku krążka ‘Mala In Cuba’, bowiem okazuje się, że muzyczna podróż znanego z DMZ crew producenta to całkiem udana sprawa.

Płyta urzeka już od samego początku, kiedy w klimat wprowadza nas utwór ‘Introduction’. Połączenie kubańskiej perkusji i pianina współgrającego z głębokim, kontemplacyjnym basem tak charakterystycznym dla stylu Mali brzmi nadzwyczaj naturalnie. Zupełnie tak, jakby było sobie pisane od dawna i tylko czekało, aż ktoś na to wpadnie. Nie ma co ukrywać, że wiele do powiedzenia ma tutaj wyczucie autora płyty, bo podejrzewam, że gdyby zabrali się za to nazwijmy ich „nowopokoleniowi” dubstepowcy, z Kuby nie zostałoby nic, bo wszystko zagłuszyłyby irytujące rechoczące żaby. A tak mamy rozbujane oraz idealnie przestrzenne i wyraziste utwory podbijane gorącymi rytmami. Co więcej całości daleko do żenującego klimatu w stylu muzyki miejsc, świata czy innego pseudo-etno projektu. Producent uniknął banału i ciekawy koncept przekuł na interesujący godzinny album. Za to właśnie należą się Mali brawa.