Mala zafasycnowany kubańską muzyką wydaje płytę. Na dodatek wszystko w Brownswood Recordings. Na początku byłem zaskoczony takim połączeniem, ale potem pomyślałem, że przecież Gilles ze swoimi kompilacjami around the world lubi etniczne wątki i chętnie takowe przyjmie do swojej wytwórni. Peterson to jednocześnie znak jakości i chociaż obecnie hype – jeśli można tak to określić – na tego radiowca trochę opadł, to jednak wciąż dobrze sięgnąć czasem po coś, co rekomenduje. I tak jest w przypadku krążka ‘Mala In Cuba’, bowiem okazuje się, że muzyczna podróż znanego z DMZ crew producenta to całkiem udana sprawa.
Płyta urzeka już od samego początku, kiedy w klimat wprowadza nas utwór ‘Introduction’. Połączenie kubańskiej perkusji i pianina współgrającego z głębokim, kontemplacyjnym basem tak charakterystycznym dla stylu Mali brzmi nadzwyczaj naturalnie. Zupełnie tak, jakby było sobie pisane od dawna i tylko czekało, aż ktoś na to wpadnie. Nie ma co ukrywać, że wiele do powiedzenia ma tutaj wyczucie autora płyty, bo podejrzewam, że gdyby zabrali się za to nazwijmy ich „nowopokoleniowi” dubstepowcy, z Kuby nie zostałoby nic, bo wszystko zagłuszyłyby irytujące rechoczące żaby. A tak mamy rozbujane oraz idealnie przestrzenne i wyraziste utwory podbijane gorącymi rytmami. Co więcej całości daleko do żenującego klimatu w stylu muzyki miejsc, świata czy innego pseudo-etno projektu. Producent uniknął banału i ciekawy koncept przekuł na interesujący godzinny album. Za to właśnie należą się Mali brawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz