22 listopada 2012

Austin Peralta.

Na początku listopada pisałem, że zazdroszczę Warszawiakom takiego koncertu. Sam nie mogłem tam być z różnych przyczyn, ale myślałem, że z pewnością do Polski jeszcze wróci. Nie wróci. Zmarł.
Wróciłem do domu, zobaczyłem powklejane klipy z youtube'a z jego muzyką i dopiski 'RIP' i poczułem się, jakbym dostał kamieniem w głowę. To był chłopak, który nie tylko już wiele osiągnął, ale mógł osiągnąć jeszcze więcej. Mam wrażenie, że brainfeeder straciło ważnego muzyka, jego rodzina straciła syna, a my straciliśmy jego pianino. Dziwne jest poczucie, że na półce stoi płyta 'Endless Planets' skomponowana przez 21 letniego wtedy Austina, która rok później staje się płytą przedwcześnie zmarłego muzyka.

Dźwięki, które komponował otwierały serce i umysł tak samo, jak elektroniczne popisy Flying Lotusa czy głęboki, przejmujący ale i ciepły śpiew Eryki Badu. I nie bez powodu stawiam go na równi z tymi właśnie postaciami... Tak bardzo szkoda, że nie zdążył nagrać więcej, nie zdążył wziąć udziału w kolejnych sesjach z FlyLo czy Thundercatem, nie zdążył zrealizować wizji, które rodziły się w jego muzycznej wyobraźni...


Austin Peralta (October 25, 1990 - November 21, 2012)

Brak komentarzy: