21 października 2009

Nie mogę spać, panie Zwicker


ZWICKER
Songs Of Lucid Dreamers
Compost Records
* * * * *

W mieście mówiło się, że Compost Records od pewnego czasu zaliczał same doły i ogólnie spadł z podium, bo z nu-jazzu poszedł za bardzo w elektronikę i tak dalej. Label, którego nazwa w polskim języku mało kojarzy się z muzyką, postawił jednak na nowe trendy, postanawiając wydać w tym roku album pochodzącego ze Szwajcarii producenta – Zwickera.
Cyril Boehler (bo to on kryje się pod tym pseudonimem) łączy na swoim krążku brzmienie nu disco z deepowym housem i piosenkowością. Jednak mimo tego, że wymienione gatunki są taneczne, to album jest raczej do słuchania, bo bliżej mu do stylistyki downtempo. A w dodatku zwartego, bo Cyril nie rozwija 7-8 minutowych numerów, a tworzy zgrabne, melodyjne kawałki, w których równie ważną rolę, co on sam, odgrywają zaproszeni wokaliści i wokalistki. On kreuje przestrzenne, elektroniczne, gładkie i piękne podkłady, do których oni dogrywają lekkie i zapadające w pamięć wokale. Całość jest najprościej mówiąc ładna.
Zwicker na ‘Songs Of Lucid Dreamers’ trochę bawi się emocjami: intryguje w ‘Dragon Fly’, rozczula w znakomitym ‘Sleepwalking’ (z udziałem Jamiego Lloyda), zaprasza na parkiet w ‘Oddity’, a sama końcówka płyty jest już pełna poruszających, a wręcz uroczych chwil, w których dominują świetni Serpentine i Heidi Happy. Tak samo zgrabnie przeplata ze sobą taneczność z błogim lenistwem, co radość z melancholią. Momentami może nieco przesadza ze słodyczą, ale przecież lepszy słodki sen niż okropny koszmar.
Surrealistyczna, ale miła dla oka okładka nie zwodzi – krążek jest równie przyjemny. Jakby wprost stworzony dla tych, co nie śpią, śpią źle lub śnią na jawie, stęsknionych za chwilą wytchnienia pozbawioną trosk, także dla tych lubiących ładne melodie, do których można bez obciachu pośpiewać. Być może Compost Records znowu jest na wznoszącej, pewne natomiast jest to, że warto tej płyty posłuchać. Okazuje się, że lunatykowanie wcale nie jest takie złe.

Brak komentarzy: