17 marca 2013

[review] Trus'me - Treat Me Right


David Wolstencroft powraca z trzecim albumem i ktoś, kto zatrzymał się na jego poprzednim longplayu, nie śledząc choćby remixów, które ukazały się niedawno, może być zdziwiony. Producent dotąd kojarzy ze slomo house’owym stylem, podbija tempo nagrań. Tym razem proponuje muzykę znajdującą się na styku rasowego techno i nowoczesnego house’u doprawionego mocnym, zdecydowanym basem. 
Właściwie potrzeba czasu, by oswoić się z tym krążkiem, co może wydawać się dziwne przy pierwszym odsłuchu. Początkowe wrażenie, że mamy do czynienia jedynie ze zbiorem tracków przeznaczonych na parkiet jest wysoce zwodnicze. Rzecz jasna 40 minut spędzonych z ‘Treat Me Right’ przynosi zestaw konkretnych, parkietowych killerów, które charakteryzuje intensywność i ekstatyczna motoryczność. Tyle że całość składa się na wprawnie opowiedzianą historię, co jest właściwie specyficzne dla krążków Wolstencrofta.
Można wyczuć, że Trus’me nie do końca zrezygnował z poprzednich dokonań, co ujawnia stosując znane skądinąd techniki produkcyjne. Szczególnie mocno słychać to w otwierającym ‘Hindsight’ i kończącym album ‘Long Distance’. W tym ostatnim kawałku, niczym na pierwszej płycie, pojawia długi, filmowy dialog („Big Blue” z 1988 roku) i spokojny chill outowy klimat. ‘Handsight’ z kolei wydaje się być zebraniem wszystkiego, co najlepsze na poprzedniej płycie – ‘In The Red’. Powiązania z drugim krążkiem artysty wykazuje także ‘Moonlight Kiss’ – lekko abstrakcyjny track, choć nie zwalniający tempa narzuconego przez inne kompozycje. 
Z drugiej strony trafiają się też hardkorowe sztosy, jak np. nieco acidowy ‘I Want You’, brzmiący nieco, jak zeszłoroczne kooperacje Boddiki i Joy Orbisona. Równie intensywny jest ‘Somebody’ – motoryczny numer oparty na wielokrotnych zapętleniach, szybkim i równym tempie, gęsto posiekanym hi hacie i wokalnym samplu. Ciekawy i przyjazny „wybiegowy” house przynosi ‘T’es Une Pute’. Im więcej czasu poświęci się dźwiękom zgromadzonym na ‘Treat Me Right’, tym więcej zauważyć można smaczków budujących dźwiękowe bogactwo zawarte na albumie. Utwory poskładane są z wielu ścieżek, odkrywają soczyste i organiczne brzmienie, któremu daleko do surowego, syntetycznego stylu. 

Kluczem do łyknięcia tego albumu jest pozbycie się syndromu „niewolnika wizerunku artysty”. Domowe tracki idealne na sobotnie popołudnia Wolstencroft nagrywał kiedyś. Teraz postawił na produkowanie klubowych sztosów. Te perfekcyjnie zaplanowane i rozegrane numery, którym niczego nie brakuje, zachwycają bogactwem brzmienia i melodyjnością. Trus’me jak zwykle nie zawiódł.



w tym miejscu świetny miks nagrany dla XLR8R, w którym usłyszeć mozna kilka kawałków z 'Treat Me Right', polecam.

Brak komentarzy: