1 listopada 2008

Fabric 39 i Fabric 42

Fabric to uznana w Europie, może nawet i świecie, marka. Znany londyński klub słynący z zapraszania niebanalnych DJów, niesponsorowanych imprez i przyjaznej klubowiczowi atmosfery. Stworzony po prostu z miłości do muzyki, a nie pieniędzy. Otwarty pod koniec 1999 roku zdążył zdobyć przez te 9 lat nie tylko imię najlepszej balangowni, ale także renomowanej wytwórni! Od 2001 roku działając jako fabric records, klub-wytwórnia co miesiąc raczy djskimi setami na krążku CD. Wydawane na zmianę cykle Fabric i FabricLive, podobnie jak klub, szybko zdobyły popularność i uznanie wśród słuchaczy. Keith Reilly - właściciel Fabric: "Zależało mi, by ilość wydawnictw i ich cena odzwierciedlały to, jak sam je postrzegam - jako licencjonowane kasety rave'owe. Dlatego sprzedajemy je po 6 funtów"*. W Polsce niestety płyty te nie są traktowane jak rejwowe mixtejpy, ale jako coś ekskluzywnego. Ktoś może się zdziwić, dlaczego piszę 'niestety'. Ze względu na cenę. Gdyby przeliczyć 6 funtów na walutę polską otrzymamy około 27-30 PLN. Tymczasem na metkach sklepowych widnieją kwoty w przedziale od 60 do 80 złotych. Pod względem pozostałych aspektów, fabryczne miksów mogą być już traktowane jako ekskluzywne, tak jak w Anglii.
Tyle tytułem wstępu zbudowanego pod pretekstem opisania dwóch tegorocznych płyt z cyklu Fabric. Opatrzone numerkami 39 i 42 albumy zmiksowali odpowiednio Robert Hood i Ame. To niesamowicie różniące się krążki, udowadniające tylko, jak eklektyczna jest selekcja szefów Fabrica.
Fabric39 - mocny, bardzo taneczny i szybki mix. Oscyluje w gatunkach tech-house, minimal z wpływami techno. Nie ma miejsca na przerwy, na odpoczynek i zmniejszenie liczby bitów na minutę. Do tego dochodzi szybkie tempo grania - 32 kawałki w 70 minut. Wychodzi około 1,5 minuty na numer, a i tak niektóre liczą niewiele ponad minutę. Tylko jeden z obecnych w secie utworów ma minut 4 - to 'Side Effect' wyprodukowany przez autora mixu. Takich produkcji Roberta Hooda znajdujemy więcej. Dokładnie 8 (w tym jeden remix) plus 5 tzw. 'Element', które DJ wplótł w seta.
Fabric 41 - autorstwa Ame. To już zupełnie inna bajka. To bardziej muzyka do słuchania, do obserwowania, jak się rozwija, jaki tworzy klimat. Zbiór 14 numerów trwa 70 minut. To dwa razy mniej kawałków niż u Hooda. Daje to w rezultacie kilka 8-minutowych kawałków, jak np. kultowe wręcz LFO vs Fuse - 'Loop (Fuse Mix)', które jest niejako podsumowaniem całości. Całości pełnej niepokojących numerów, pociętych wokali a w zasadzie zapętlonych wycinków wokali, i atmosfery ciemnego miasta. Spotkałem się z opiniami, że set Ame jest nudny i nieciekawy. Ale nie mogę się zgodzić z tym zdaniem. Wystarczy dokładnie się wsłuchać, zobaczyć i oglądać obrazy, które album przywołuje. Nie można też powiedzieć, że mix jest całkowicie nietaneczny. W jego połowie pojawiają się numery, przy których parkiet byłby pożądany. Przejście z klimatów słuchanych do tańczonych następuje między 76-79 'Six Ten' a wspólną produkcją panów z Innervisions - Henrika Schwarza, Ame i Dixona i ich 'D.P.O.M.B (Version 1)'. Potem jest już miejsce dla, wspomnianych wcześniej, długich produkcji.
Zestawiając oba sety można by stwierdzić, że pierwszy nadaje się na rozkręcenie imprezy, zaś drugi to wycinek z jej centrum. Oba krążki są jednak warte uwagi, jak zapewne cała Fabricowa seria. Nie nastawiajcie się jednak w przypadku seta Roberta Hooda na jakiekolwiek edukacyjne jego wartości. To po prostu świetny mix przeznaczony do hedonistycznej zabawy, a nie naukowych wywodów. No chyba, że ktoś po 1,5 minutowym fragmencie stwierdzi, że koniecznie musi mieć cały numer. W przypadku Ame jest nieco inaczej, chociaż są to w 93% nowe kawałki (z wyjątkiem 'Loop' właśnie) i ich żywotność pewnie długa nie będzie. Jednakże mix, jako całość często będzie w moim odtwarzaczu gościć.
_____
* cytat pochodzi z Laifa nr 52-53/2008

Brak komentarzy: