29 października 2008

Maria Peszek - maria Awaria


Łatwo jest w Polsce wywołać skandal. Wystarczy pokazać cycki, zabłysnąć na pierwszej stronie brukowca rozwodem, udostępnić zdjęcia z porodu czy pochwalić się kochankiem. Polski szołbiz jest tak okrutnie zaściankowy i cnotliwy, że byle kichnięcie wystarczy, aby zaszokować. To wykorzystała - chociaż nie twierdzę, że celowo - Maria Peszek. Nalezy jednak zaznaczyć, że ta znana aktorka, a teraz także wokalistka, nie korzystała z pomocy Faktu czy innego tytułu tego typu. Ona po prostu nagrała swoją drugą płytę. Krążek zatytułowany 'maria Awaria' ukazał się we wrześniu, ale już przed oficjalną premierą narobił wokół siebie sporego zamieszania. Rochodzi się tu przede wszystkim o teksty, choć słuchacz z wyrobionym uchem stwierdzi, że jego ten 'skandal' nie rusza i że wszystkie teksty wsparte są ciekawą i ładną muzyką. Odstawmy więc igrzyska na bok i zajmijmy się chlebem.
Oczywiście nie sposób nie wspomnieć, że słowa: krok, napletek czy wzwód, to główni bohaterowie albumu. Peszkówna postawiła bowiem na hedonistyczne tematy okołopieprzotowe i tego konsekwentnie się przy tworzeniu trzymała. Niektórych doprowadzić to może do obrzydzenia, ogólnego obruszenia i wręcz odepchnięcia całości, ale ci, których szokuje mimo wszystko coś więcej niż gadanie o penisach, 'marii Awarii' pozwolą wybrzmieć do końca. I albo stwierdzą, że album jest ciekawy, albo, że celowe wykorzystywanie seksu jest pomysłem niskich lotów i nie będą tego słuchać dla zasady. Ja zdecydowanie zaliczam się do entuzjastów projektu, bo jest wart uwagi.
Za muzykę - o której wcześniej napomnknałem, że jest naprawde dobra - wzięli się Andrzej Smolik i Michał 'Fox' Król. Całość, pod względem produkcyjnym jest niezwykle subtelna. Nie brak tu żywego instrumentarium: gitary, tuby, trąbki czy nagranej przez Ułanowskiego perkusji. Tworzy to delikatne i minimalistycznie zaaranżowane tła, do których swe melorecytacje dołożyła Maria Peszek. I niekoniecznie zbrukała dobrą muzykę tekstami o seksie. Zgodzę się ze zdaniem, że nie są to poetyckie wyżyny, ale z drugiej strony nie można ich całkowicie odżegnać od czci i wiary. Mimo wszystko to już całkiem inna Maria. Rozstała się z wizerunkiem zakochanej w mieście i teraz adoruje fizyczną stronę miłości. Kota zamieniła na Edka, który zresztą gościnnie udziela się w jednym z utworów na płycie. Gościnnie udziela się też Rex.
W całej zalewie skandalu, jaką zgotowała sobie wokalistka, pływa naprawde fajna i jedna z ciekawszych polskich płyt roku 2008. Może więc warto odrzucić uprzedzenia i spróbować. Nie wysyłając od razu artystki do szpitala dla chorych umysłowo. Album zyska jeszcze więcej, kiedy emocje opadną. Choć może już opadły?

Brak komentarzy: