25 października 2008

UNSOUND: Soundproof I /Noze, dOP, Tibor Holoda, Bshosa/

Unsound to dość spory festiwal, bardzo rozciągnięty w czasie, obfitujący w występy wielu ciekawych artystów. Ja skupię się na jednej z imprez tego wydarzenia, na której miałem okazję być. Wtedy to zagrali Bshosa, dOP, Noze i Tibor Holoda. Całość odbyła się w klubie Pauza, dośc przyjemnym i sporym, jak na krakowskie warunki, miejscu. Parkiet dla gwiazd wieczoru rozgrzewał przedstawiciel warszawskiego kolektywu detroitZDRoJ! - Bshosa. Grał oczywiście bardzo technicznie, tech-housowo. Niestety, jak to zwykle bywa o tej porze, dancefloor był raczej pusty i aż żal, bo DJ grał naprawde mocno tanecznie i nogi same się rwały do tańca. Na szczęscie ludzie powoli zaczęli się schodzić i zapełniać wolne miejsce, a w końcu i zaczęli tańczyć. Niedługo potem obok Michała rozłożyli się chłopaki z dOP. Francuskie trio pokazało, że muzyka house'owa produkowana we Francji dalej ma się świetnie i wcale nie zamierza być dead. To co grali było stylistyczną kontynuacją setu ich poprzednika i klubowicze od razu załapali o co chodzi. Do tego wokale pana w śmiesznej czapce, który wychodził do publiczności. Wszystko pięknie i przez chwilę nawet myślałem, że dOP przyćmią swym blaskiem gwiazdę wieczoru, czyli swych protektorów - Noze. Ale myliłem się. Kiedy za sprzętem pojawiło się duo znane z zamiłowania do imprez suto zakrapianych alkoholem, ludzie zebrani tej nocy w Pauzie wprost oszaleli! Cały dancefloor był pełny. Najpierw wszyscy odśpiewali sto lat, gdyż jeden z członków Noze "obchodził urodziny" (a czy to prawda, to już nie wiem;), a kiedy już panowie dostali wódkę zaczęli grać. Ich liveact-set obfitował w dość duże zmiany tempa. Od ballad z udziałem jedynie klawiszy i wokalu przez techniczne numery, na kawałkch z 'Songs On The Rocks' kończąc. Te ostatnie brzmiały wręcz jakby były odgrywane z płyty, ale to nic. Wszyscy z łapami w górze, śpiewając teksty znanych 'You Have To Dance' czy 'Remember Love' podskakiwali, krzyczeli i tanczyli. Noze po prostu podbiło cały parkiet. A swój występ urozmaicali czy to przez picie wódki z gwinta, czy przez rozbieranie się na "publicznym okazywaniu miłości" kończąc :P Tuż po Noze swój set zaczął Tibor Holoda, który grał dość twardo, że tak powiem. Pochodzacemu z Bratysławy DJowi niestety nie udało się nawet w połowie podbić klubowiczów. Pewnie dlatego, że było dośc późno no i każdy był zmęczony po występach gwiazd z Francji. Na parkiecie zostało może 15 osób. Tak czy inaczej grał dośc fajnie i nawet troche szkoda, że zostało tak mało ludzi. Zdaniem: noc pełna wrażeń. Naprawde warto było tam być.

Brak komentarzy: