Zanim zaczniecie czytać poniższy tekst, wyrzućcie z głowy wszystkie stereotypy związane z frazą "kompilacja lounge". Przyznam, że jestem strasznie uprzedzony do wszelakiego typu składanek z muzyką lounge, które reklamuje się jako świetne płyty jako tło do towarzyskich spotkań. Po pierwsze dlatego, że nie cierpie, kiedy muzykę traktuje się jako tło, po drugie dlatego, że to jest strasznie przereklamowane, a 'muzyka' ma niewiele wspólnego z muzyką, po trzecie takie składaki posiadają zero wartości edukacyjnych. Poza tym zawsze rozwala mnie narzucany z góry klimat takich płyt. Coffee cośtam, albo jazz club, albo smooth jazz cafe czy inne caffe, latte i tym podobne.
A teraz na rynku pojawiła się kompilacja (podkreślam to słowo), którą kupiłem bez zastanowienia, mimo że reklamowana jest własnie jako zbiór muzyki lounge. I znowu, pozwolicie, wyliczę dlaczego się na nią zdecydowałem. Po pierwsze dlatego, że zabrał się za nią Rawski - a on niczego spieprzyć nie mógł, bo zna się na DOBREJ muzyce. Po drugie przyciągnęła mnie sama playlista, na której widze Nostalgie 77, Raza Oharę czy Bonobo. Po trzecie wreszcie dostaje kompilację muzyki - powiedzmy (o tym zachwile) - lounge, która nie jest oprawiona w żadne kawy czy inne tego typu historie, ale oryginalny pomysł przelotu samolotem. W środku do tego piękne zdjęcie nieba. W ogóle oprawa graficzna jest świetna, lakierowany digipack i obwoluta uekskluzywniają ten album.
Wracając do wątku muzyki lounge. Przyznam: za pierwszym razem kiedy słuchałem krążka zatytułowanego 'Terminal 1', robiłem to właśnie przez pryzmaat tego słowa: lounge. Wrażenie pozbyłem się dopiero przy drugim krązku, a teraz całkowicie zniknęło. Rawski napisał: "mi to ona wydaje się bardzo loungowa, ale chodzi raczej o nieinwazyjnosc dzwiekow i strawnosc, niz o gatunek". I ja się z nim zgodzę w 100%.
I tak jak napisał w bulletinie na myspace: to po prostu zbiór fajnej muzyki. I ja to tak traktuje, a przy okazji zdobyłem pare kawałków, które gdzieś wcześniej słyszałem, a nie mogłem nigdzie znaleźć. No i do tego przekonałem się do kupna pewnej płyty, o czym już niedługo...
A teraz na rynku pojawiła się kompilacja (podkreślam to słowo), którą kupiłem bez zastanowienia, mimo że reklamowana jest własnie jako zbiór muzyki lounge. I znowu, pozwolicie, wyliczę dlaczego się na nią zdecydowałem. Po pierwsze dlatego, że zabrał się za nią Rawski - a on niczego spieprzyć nie mógł, bo zna się na DOBREJ muzyce. Po drugie przyciągnęła mnie sama playlista, na której widze Nostalgie 77, Raza Oharę czy Bonobo. Po trzecie wreszcie dostaje kompilację muzyki - powiedzmy (o tym zachwile) - lounge, która nie jest oprawiona w żadne kawy czy inne tego typu historie, ale oryginalny pomysł przelotu samolotem. W środku do tego piękne zdjęcie nieba. W ogóle oprawa graficzna jest świetna, lakierowany digipack i obwoluta uekskluzywniają ten album.
Wracając do wątku muzyki lounge. Przyznam: za pierwszym razem kiedy słuchałem krążka zatytułowanego 'Terminal 1', robiłem to właśnie przez pryzmaat tego słowa: lounge. Wrażenie pozbyłem się dopiero przy drugim krązku, a teraz całkowicie zniknęło. Rawski napisał: "mi to ona wydaje się bardzo loungowa, ale chodzi raczej o nieinwazyjnosc dzwiekow i strawnosc, niz o gatunek". I ja się z nim zgodzę w 100%.
I tak jak napisał w bulletinie na myspace: to po prostu zbiór fajnej muzyki. I ja to tak traktuje, a przy okazji zdobyłem pare kawałków, które gdzieś wcześniej słyszałem, a nie mogłem nigdzie znaleźć. No i do tego przekonałem się do kupna pewnej płyty, o czym już niedługo...
2 komentarze:
Polecam się zainteresować płytami: Music for Dreamers, Underwater Love czy Chillout In Blue niż takim przeciętniactwem jak Arrivals and Departures.
smolik, slow train, morcheeba czy hooverphonic są dość oklepanami wyborami... i do tego atb czy isis gee... nie dzięki, ja w tego typu płytach nie szukam ani tła, ani przyjemnej leniwej muzyczki. na pierwszym miejscu stawiam raczej walory edukacyjne, a takich właśnie nie brakuje na A&D
Prześlij komentarz