22 stycznia 2009

The Jonesz - 'Season One'


Fala zagranicznego hip hopu w labelu Asfalt trwa. Wcześniej Skill Mega – kumple Ostrego, potem Witchdoctor Wise – kumpel Skill Mega. Kilka kolaboracji The Returners z czołówką światowych raperów. Teraz The Jonesz. Tylko, że ci ostatni to w sumie zlepiany duet. Zlepiany bo polsko-kanadyjski. Polskę reprezentuje producent patr00, a Kanadę raper Jesse. Chłopaki swój pierwszy album ‘Season One’ wydali jednak nie w USA, Kanadzie czy innym ‘wielkim świecie’, ale w Polsce właśnie (tuz potem premiera odbyła się w Japonii!).

Od samego początku album trzyma w napięciu. Wyprodukowane na MPCetce beaty urzekają ciepłem, klawiszowymi elementami. Czuć też nutkę nostalgii, jak np. w otwierającym krążek kawałku ‘The Pilot’ czy ‘Lemonade’, w którym pianopodobne dźwięki są wręcz wzruszające. Z drugiej strony: szybkie tempo (‘Super8Supperclub’) - pobudza i wciąga równie mocno. Otrzymujemy dawkę świetnych produkcji, opartych na prawdziwej szkole rapu. Brak tutaj miejsca na zagrywki typowe dla buchających ekspresją madafaka producentów zza wielkiej wody, nie ma popowych kompromisów. Pod względem muzycznym album wymiata, patr00 spisał się znakomicie i przyniósł Polsce chlubę (wszak to nie pierwszy świetny polski producent nagrywający z zachodnimi raperami).

Tekstowo mamy tu nieco osobiste wycieczki w codzienność. Trochę o życiu, trochę o ludziach. Jest też kawałek o tym, jak chłopaki się poznali. Wszystko pozbawione jest nadmuchanego pimpowania, gangsta raperki czy tandetnego powtarza tych samych zwrotów w kółko. Brak zaśpiewek i ‘say yo’ na początku każdego numeru. Czysty, szczery rap. Całość (łącznie z barwą głosu Jesse’a) świetnie komponuje się z bitami. Wystarczy się wsłuchać – album oferuje naprawdę bardzo dużo. Przede wszystkim pokazuje, że są ludzie, którym chce się to robić z czystej pasji. Przecież The Jonesz nie mają wielkiej popularności, nie świecą na nich wszystkie światła. Z pewnością też nie spodziewali się sprzedania dużej liczby albumów. Może szkoda, bo ‘Season One’ pozostanie niedoceniony (chociaż kto wie… jest jeszcze Japonia). Z drugiej jednak strony będzie takim diamentem, dość ekskluzywnym, którego posiadaczami będą prawdziwi słuchacze hip hopu, a nie jakaś pokazówka. Jak macie okazję – kupcie. Cena wielka nie jest, a w zamian otrzymujemy sporo.

Brak komentarzy: