6 stycznia 2009

Nosowska - Osiecka


Z Katarzyną Nosowską jest tak, że to już swego rodzaju marka. Kiedy w coś angażuje się ta kobieta, z góry wiadomo, że projekt nie będzie słaby. Charakterystycznym wokalem, poruszającymi i niezwykle trafnymi, celnymi tekstami zaskarbiła sobie sympatię wielu słuchaczy. Tym razem jednak postanowiła wykorzystać już istniejące teksty. Za cel obrała sobie nagranie płyty, na której zaśpiewa piosenki Osieckiej. Zadanie, o tyle trudne, gdyż teksty Agnieszki Osieckiej zdążyły już obrosnąć w pewnego rodzaju kultowość, może wręcz i świętość. Nie rusz, nie dotykaj, nie zmieniaj, nie aranżuj. Wszyscy, którzy usłyszeli o zamiarach powstania tego krążka – albo inaczej: już po wydaniu tego krążka (co było faktem nagłym i niespodziewanym) posypały się właśnie tego typu opinie: świętości się tyka. A Nosowska stwierdziła „co mi tam?” i nagrała album mimo wszystko.

Za oprawę muzyczną głosu wokalistki zabrał się UniSex Band znany z ostatniej solowej płyty Nosowskiej. Jest to kolejny atut, ponieważ dowodzi mu nie kto inny jak Marcin Macuk – człowiek, który ostatnio staje się rozchwytywanym producentem i nie przegnę, jeśli stwierdzę, że to, czego się dotknie zamienia się w złoto. Za wiele do roboty zespół nie miał, gdyż muzykę napisali już wcześniej ludzie pokroju Seweryna Krajewskiego czy Jerzego Satanowskiego. Cała robota była można rzecz odtwórcza. Wystarczyło jedynie, by tego nie spaprali. I udało się, mało tego: stworzyli naprawdę piękne i wzruszające kompozycje. Lekko ujazzowione, z nutą melancholii, smutku. W klimacie jesiennym, poważne, ale nienadęte. Chłopaki spisali się na medal, a co z Nosowską?

Kasia miała prawo zinterpretować teksty po swojemu. Stwierdziła, że dla niej śpiewanie niektórych utworów w tonie wesołym nie przystoi, po prostu kłóci się z samym przesłaniem liryki. Dlatego też na krążku dominują melodie raczej nacechowane nostalgią, zamyśleniem, swego rodzaju dramatyzmem, ale bez jednoczesnej przesady. Świetnie określiła to Agata Passent w przedmowie do płyty: „Nosowska zdejmuje niepotrzebny lukier, w jaki obrosły niektóre przeboje Osieckiej(…)”. Zgadzam się z tym zdaniem. Nosowska wybrnęła z pojedynku zwycięsko. A nawet nie ma zamiaru przypisywać sobie jakichkolwiek laurów. To się po prostu słyszy – teksty są tu najważniejsze, odgrywają główną rolę. Mimo tego, nie każdy zaśpiewałby je tak pięknie jak właśnie wokalistka Heya. Teatralne liryki w połączeniu z muzyką pozbawioną karykaturalności, zostały ukazane najlepiej, jak być mogły. Każdy utwór jest szczególny na tej płycie, brakuje złych interpretacji.

W dobie nagrywania coraz większej liczby coverów, czasem trudno jest znaleźć takie, które nagrane zostały z sercem, pomysłem i w jakimś celu. Na płycie „Osiecka” otrzymujemy zestaw dziesięciu utworów, z których każdy jeden spełnia te kryteria. Warto zapoznać się z tym krążkiem, tym bardziej, że dla niektórych może to być świetna lekcja posługiwania się słowem w sposób naturalny, swobodny i odarty ze wszelkiego rodzaju tandetności i prostactwa.

Brak komentarzy: