13 stycznia 2009

Luomo - 'Convivial'


Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia, co sądzić o ostatnim krążku Luomo. Dość długo zwlekałem z napisaniem tego tekstu, właśnie z powodu kompletnego braku pojęcia, co mogę napisać na temat ‘Convivial’. Sasu Ripatti obiecał odrzucić popową stylistykę. Początkowo produkował te kawałki jako Vladislav Delay, w końcu jednak stanęło na projekcie Luomo. I jest popowo. Elektronika płynie, podobnie jak to jest u Booka Shade. Ale niemiecki duet tworzy bardziej kaleidoskopiczne, częściej nawet bardziej rytualne w swej taneczności utwory. Natomiast Ripatti – ni to do tańczenia, ni do kontemplacji. Szczerze mówiąc jest nudno. Kiedy po raz pierwszy włączyłem ten album wytrzymałem jedynie do połowy. Przyznaję: ziewałem, przysypiałem. Później wciągnąłem się nieco bardziej, ale nie na tyle, żeby nad krążkiem śpiewać i nałogowo go aplikować.
To dobre produkcje. Chociaż wykorzystują wciąż ten sam schemat: pocięte wokale, kliki, trochę uładzony klimat. Do współpracy zaproszeni goście, sławny house’owy wokal – Robert Owens, jeden z członków Scissor Sisters – Jake Shears czy sam Apparat, który użyczył głosu. To właśnie utwory z udziałem tej trójki są najciekawsze, najbardziej zapadają w pamięć. Cała reszta ma tendencje do zlewania się w jedną papkę, którą momentami trudno podzielić na tracki. Niby przyjemnie, ale wciąż nudno…
To podobno pierwsza płyta Luomo nagrana bez ćpania. Dużo się chwali Sasu za poprzednie albumy. Ja nic nie sugeruje. Może tylko tyle, by poszukał silniejszej inspiracji, niekoniecznie narkotykowej. Moim zdaniem krążek przeciętny, wtórny i poza kilkoma świetnymi momentami aż ziejący monotonią. Gdyby tych genialnych kawałków (‘Love You All’ czy ‘If I Can’t’) przydarzyło się więcej można by mówić o czymś interesującym, absorbującym. Niestety – nie mam ochoty słuchać ‘Convivial’ w kółko czy często do niej wracać. Brak tu tego specyficznego magnesu…

Brak komentarzy: