Wydajność czy aktywność? A może ogromna ilość pomysłów i głowa otwarta na kolejne propozycje i inspiracje? Bo jak tu określić producenta Danger Mouse’a? Najpierw debiut jako Pelican City – dwie płyty i jedna EPka. Następnie już jako Danger Mouse szereg projektów, w które się wkręcił. Album Gorillaz, za które otrzymał nominacje do nagród Grammy jako najlepszy producent, kontrowersyjny ‘Grey Album’, który mimo iż tajny, rozprzestrzenił się za pomocą Internetu, kolaboracja z MF Doom’em zaś zaowocowała ogromnie gorąco przyjętym projektem DANGERDOOM. W końcu w 2006 roku przyszedł czas dla Gnarls Barkley. Duet Danger Mouse i Cee-Lo (który także ma sporo na koncie) szybko stał się popularny dzięki singlowi ‘Crazy’, przez wiele tygodniu okupującego szczyty brytyjskich list przebojów. Pierwszy krążek GB był obfitujący raczej w przebojowe kawałki. Na ‘The Odd Couple’ hitów jest już mniej, bo ustąpiły miejsca dużo ciekawszym numerom.
Różnicę pomiędzy ‘Gone Daddy Gone’ (kolejny singiel z pierwszego albumu), a ‘Going On’ (singiel z drugiej płyty) słyszy się natychmiast. Ten drugi kawałek jest bogatszy w dźwiękowe struktury, zmiany, zbudowany na trochę bardziej skomplikowanej zasadzie. Chociaż i tak wiadomo, że Gnarls Barkley bardziej otwarty jest na mainstream niż choćby DANGERDOOM, mimo tego celuje w tą odmianę mainstreamu, która balansuje na granicy „że się sprzeda, ale jest ciekawe i wielobarwne”. Właśnie drugi krążek najlepiej obrazuje tą zasadę. Stąd porównanie singli.
Na całej płycie spotkać możemy mieszankę atmosfery z przebojowością. ‘Who’s Gonna Save My Soul’ to idealny przykład na nastrojowy, wolny i poruszający utwór – swoją drogą aż dziw, że został wybrany jako trzeci kawałek promujący płytę, bo brak mu nuty komercyjności. Podobnych mu numerów nie brakuje. ‘No Time Soon’ czy ‘Neighbors’ to ten sam klimat. Szybsze tempo charakteryzuje natomiast ‘Run’ czy znakomity, otwierający krążek ‘Charity Case’. Do tego skradające się ‘Would Be Killer’, dramatyczne i wykrzyczane ‘Open Book’ z ciekawym, wybijanym przez sample bębnów, rytmem. Charakterystyczny rytm pojawia się też w ‘She Knows’ z kolei wpływy rocka zdradza chaotyczny i szalony ‘Whatever’ Zabawy dźwiękami i różnorodności tu nie brak, ale wszystko osadzone jest mocnej stopie i tłustym basie, ujawniającym się najbardziej w zamykającym album ‘A Little Better’. Danger Mouse wykazał się naprawdę ogromnym talentem. Melodyjność utworów wcale nie stanowiła przeszkody dla wykazania się. Równie wysoki poziom prezentuje Cee-Lo. Jego mocny, głęboko soulowy, a jednocześnie z psychodeliczną nutą, wokal, świetnie wpasowuje się w produkcje drugiej połowy duetu. Gdzieś to wszystko można nazwać alternatywnym hip hopem choć nie pojawiają się tu klasyczne nawijki. Słychać za to spory wpływ muzyki ubiegłych dekad – chociaż nie oczywiście nie ma tu kopiowania pomysłów i patentów, pojawiają się jedynie lekkie inspiracje.
Krążek jest to krótki, bo trwa niecałe 40 minut. Ale to coś w stylu proszku do prania EuroCompact – mniej kilogramów za to większa kondensacja. I tutaj tak samo. Nie ma słabych momentów. Płyta nie pozostawia wrażenia niedosytu, przesytu też nie. Idealnie wyważony album. Wyważony nie tylko pod względem długości i jakości, ale również przebojowości i zachowania swojego stylu. Album ‘The Odd Couple’ bez wstydu można postawić na półce i zachwalać ile można, gdyż jest tego wart. Z niecierpliwością czekam na trzeci krok duetu, gdyż tendencja wskazuje na coraz mniejszą „chęć wstrzeliwania się” w gusta większego grona słuchaczy. Czas pokaże czy to funkcja stała, a póki co cieszmy się drugą płytą Gnarls Barkley.
Różnicę pomiędzy ‘Gone Daddy Gone’ (kolejny singiel z pierwszego albumu), a ‘Going On’ (singiel z drugiej płyty) słyszy się natychmiast. Ten drugi kawałek jest bogatszy w dźwiękowe struktury, zmiany, zbudowany na trochę bardziej skomplikowanej zasadzie. Chociaż i tak wiadomo, że Gnarls Barkley bardziej otwarty jest na mainstream niż choćby DANGERDOOM, mimo tego celuje w tą odmianę mainstreamu, która balansuje na granicy „że się sprzeda, ale jest ciekawe i wielobarwne”. Właśnie drugi krążek najlepiej obrazuje tą zasadę. Stąd porównanie singli.
Na całej płycie spotkać możemy mieszankę atmosfery z przebojowością. ‘Who’s Gonna Save My Soul’ to idealny przykład na nastrojowy, wolny i poruszający utwór – swoją drogą aż dziw, że został wybrany jako trzeci kawałek promujący płytę, bo brak mu nuty komercyjności. Podobnych mu numerów nie brakuje. ‘No Time Soon’ czy ‘Neighbors’ to ten sam klimat. Szybsze tempo charakteryzuje natomiast ‘Run’ czy znakomity, otwierający krążek ‘Charity Case’. Do tego skradające się ‘Would Be Killer’, dramatyczne i wykrzyczane ‘Open Book’ z ciekawym, wybijanym przez sample bębnów, rytmem. Charakterystyczny rytm pojawia się też w ‘She Knows’ z kolei wpływy rocka zdradza chaotyczny i szalony ‘Whatever’ Zabawy dźwiękami i różnorodności tu nie brak, ale wszystko osadzone jest mocnej stopie i tłustym basie, ujawniającym się najbardziej w zamykającym album ‘A Little Better’. Danger Mouse wykazał się naprawdę ogromnym talentem. Melodyjność utworów wcale nie stanowiła przeszkody dla wykazania się. Równie wysoki poziom prezentuje Cee-Lo. Jego mocny, głęboko soulowy, a jednocześnie z psychodeliczną nutą, wokal, świetnie wpasowuje się w produkcje drugiej połowy duetu. Gdzieś to wszystko można nazwać alternatywnym hip hopem choć nie pojawiają się tu klasyczne nawijki. Słychać za to spory wpływ muzyki ubiegłych dekad – chociaż nie oczywiście nie ma tu kopiowania pomysłów i patentów, pojawiają się jedynie lekkie inspiracje.
Krążek jest to krótki, bo trwa niecałe 40 minut. Ale to coś w stylu proszku do prania EuroCompact – mniej kilogramów za to większa kondensacja. I tutaj tak samo. Nie ma słabych momentów. Płyta nie pozostawia wrażenia niedosytu, przesytu też nie. Idealnie wyważony album. Wyważony nie tylko pod względem długości i jakości, ale również przebojowości i zachowania swojego stylu. Album ‘The Odd Couple’ bez wstydu można postawić na półce i zachwalać ile można, gdyż jest tego wart. Z niecierpliwością czekam na trzeci krok duetu, gdyż tendencja wskazuje na coraz mniejszą „chęć wstrzeliwania się” w gusta większego grona słuchaczy. Czas pokaże czy to funkcja stała, a póki co cieszmy się drugą płytą Gnarls Barkley.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz