Jeśli pada hasło fidget house, to zaraz za nią padają ksywy: Switch, Sinden i Herve. Ten pierwszy twierdzi, że nazwę fidget house wymyślił dla zgrywy, ale tak już się przyjęło i przylgnęło do wyżej wymienionych. Jak opisać najprościej brzmienie tego gatunku? Szybki beat 4/4, brak standardowego dla klubowych numerów wprowadzania, pocięte sample, agresywnie łupiący bas i spora dawka diabolicznego wręcz humoru połączona z tak wykręconym rytmem, że niejeden pyta „jak do tego tańczyć?”. Oto muzyka, która w minionym roku opanowała kluby i rozpanoszyła się głównie za pomocą blogów po świecie. I jeśli dalej nie możecie sobie wyobrazić „z czym to się je”, spokojnie, bo niedawno ukazała się kompilacja, która wszystko może wyjaśnić dokładniej niż jakiś opis. Jeżeli ktoś nie poczuł fidgetu to teraz albo go polubi, albo znienawidzi.
‘Ghetto Bass’, czyli dwupłytowy mix dokonany przez Herva to blisko dwie godziny muzyki, której tematem przewodnim jest…bas. W zasadzie niekoniecznie zawsze idzie w parze z fidget housem, bo pojawia się nawet i dubstep. Podział jest jednak jasny – pierwszy krążek zdominowały agresywne house’owe rytmy. Proste, może i prymitywne, ale ekstatyczne i nieziemsko taneczne. Trudno usiedzieć na miejscu. Wszystko pięknie poskładane i zmiksowane, chociaż niektórych razić może monotonność i jednostajnie szybkie tempo krążka, innych zaś to właśnie rusza najbardziej. Miksowane są numery Action Mena, Count of Monte Cristal czy Machines Don’t Care, czyli … Herve’a lub projektów, w których maczał palce. Poza nim pojawiają się N.A.S.A. czy the Chemical Brothers – oczywiście odpowiednio przemieleni na fidżetową nutę. Na drugim krążku pojawiają się np. Skream, Zomby, Benga, a w dalszej części zremiksowani Buraka Som Sistema oraz Project Bassline. Tu pora właśnie na wspomniane dubstepy, które tylko z początku brzmią łagodnie, potem przechodzą w coraz gwałtowniejsze brzmienia i znowu zaczyna się „pół-łupanka”. Przyznaję jednak – ja to kupuję. Mimo tego, że czasem trzeszczy, że są momenty, kiedy trudno znieść rozdzierające brzmienie i że sąsiedzi mogą mieć problemy – kupuję. A to dlatego, że nie ma tu durnej bezmyślności, nie ma też tragicznie słabych kawałków czy wciskanych na siłę wypełniaczy. Numer w numer wkręcające beaty, niebanalne bassline’y i efekty. Tą muzykę trzeba po prostu czuć, jeżeli ktoś jest w stanie wojny z tym gatunkiem muzyki, to przed nim niewykonalne zadanie. Zostają fani, ci, którzy jeszcze nie zasmakowali oraz tacy, którzy takiego stylu słuchają okazjonalnie, bo zwyczajnie mają ochotę. Dla tej grupy ludzi ‘Ghetto bass’ będzie ciekawą pozycją. Cała reszta i tak patrzy niechętnie…
2 komentarze:
oj fajnie sie do tego bawi jesli nie wpadnie fluodzieciarnia z aparatami foto z lampa blyskowa wieksza od ich glowy ... lans lans bejbi ice ice baby :P
Tyś jest fluo :P
Prześlij komentarz