6 kwietnia 2009

Recomposed by Carl Craig & Moritz von Oswald. Music by Maurice Ravel & Modest Mussorgsky.


„Wielcy klasycy pewnie przewróciliby się w grobie, gdyby wiedzieli, co to się wyprawia z ich muzyką obecnie!” – to zdanie z pewnością chodzi po głowie niejednemu, który usłyszał o przedsięwzięciu wytwórni Deutsche Grammophon. Panowie Carl Craig i Moritz von Oswald, w ramach serii ‘Recomposed by…’ (dokładnie to już trzecia część!), wzięli na warsztat utwory Maurice Ravela i Modesta Mussorgsky’ego i postanowili z klasyki zrobić techno. I jeżeli ktoś spodziewa się szaleńczo tanecznego krążka, to jest w błędzie. Poprawnie myślą natomiast stawiający na wysoką jakość w połączeniu ze świetnym klimatem.

Przede wszystkim sample wyjęte z klasycznych kompozycji, wykonanych dwadzieścia lat temu przez orkiestrę pod batutą Herberta von Karajana, posłużyły głownie jako wyjście, inspiracja do stworzenia czegoś nowego – opartego, co prawda na starym brzmieniu muzyki poważnej, ale jednak świeżego i nowatorskiego. Całość podzielona jest na 8 części, z których dwie to ‘Intro’ i ‘Interlude’, zaś reszta to tzw. Movement, których jest na albumie 6, a każdy różny od poprzednika. Swobodnie płynące ambientowe intro, zbudowane z plam dźwiękowych rozpoczyna ponad godzinną metamorfozę klasyki w muzykę techno. Następnie pojawia się znany motyw perkusyjny pochodzący z ‘Bolero’ Ravela. W tym momencie zaczyna się kilkusegmentowa kompozycja, która trwa aż do wejścia ‘Interlude’. Podczas trwającej ponad 25 minut sesji od wkręcających się zapętlonych trąbek, przechodzimy w syntetyczne elektro brzmienie opierające się na hipnotycznym pulsowaniu i dźwięku przypominającym odgłos pracującej piły tarczowej. ‘Movement 4’ to już dość taneczna kompozycja, chociaż i tak nie obiecujcie sobie zbyt wiele – to bardziej muzyka do słuchania, nasuwająca obrazy, powoli budująca wewnętrzne napięcie. Nagle, skumulowana energia znajduje ujście – kolejny ambientowy utwór poprzedza wejście niepokojącego, pełnego mroku, wręcz minimalowego ‘Movement 5’. Tutaj techniczny beat zderza się z tradycyjnym brzmieniem np. instrumentów dętych. Krążek kończy zaś transowa melodia pełna spokoju i harmonii. Jest w tym wszystkim pewien czar – zwie się spójność. To nie pozwala oderwać się od albumu będącego dowodem na to, że przenikanie się epok to tylko kwestia czasu. A w zasadzie już fakt. Natomiast przewracanie się w grobie jest już passe.

Brak komentarzy: