18 kwietnia 2009

Radiokijada - nuevos sonidos afro peruanos


Radiokijadę stworzyło dwóch panów: Rudolfo Munoz Ramirez i Christoph H.Muller. Ten drugi jest znany z Gotan Project, co mnie nieco przerażało, gdyż obawiałem się typowo „gotanowego” brzmienia. Szczerze mówiąc, słysząc pierwsze kompozycje na albumie, odetchnąłem z ulgą. Nie jest całkiem „gotanowo" i, mimo że w dalszym ciągu mamy do czynienia z fascynacją brzmieniem Ameryki Południowej, to nie objawia się ono w postaci argentyńskiego tanga, lecz afro-peruwiańskiego stylu i energii. 

Wszystko opiera się głównie na kilku instrumentach, wśród których najciekawsza jest kijada. Otóż jest to wynalazek Czarnych niewolników, wywodzący się jeszcze z czasów wielkich podbojów geograficznych, wykonany z żuchwy muła, osła lub konia. Jego brzmienie mamy okazję usłyszeć m.in. w otwierającym album numerze ‘Intro Kijada’. Dźwięk quijady jest dość charakterystyczny, ale nie tylko on definiuje w 100 procentach muzykę zawartą na ‘nuevos sonidos afro peruanos’. Rozbrzmiewają jeszcze gitary akustyczne, pojawia się również sporo bębnów, co w zasadzie jest charakterystyczne, jeśli mowa o określeniu „afro”. ‘Tumba y Cajón’ to jeden z tych kawałków, w których fuzja tegoż stylu i amerykańskiego soundu objawia się najpełniej. Zaś w ‘Zapateo Con Ron’ wykorzystani zostali tancerze zajmujący się stepowaniem. Sporo takich ciekawych smaczków można usłyszeć na krążku (i wyczytać w interesującym booklecie). To powoduje, że płyta nie jest jedynie przyjemnym tłem, ale również kopalnią wiedzy na temat kultury Peruwiańczyków. Na szczęście producentom udało się także uniknąć rozlazłego, zbyt loungowego klimatu, który mógłby stanowić pożywkę dla różnego rodzaju składaków z ‘coffee’ w nazwie. Mimo iż większa część ‘nuevos…’ uspokaja niczym letnia bryza i zazwyczaj jest kojąco, to pojawiają się też momenty energiczne i żywiołowe (‘Quema!’ czy ‘Lima – Paris’). 

Projekt Radiokijada to porządna muzyka, silnie zakorzeniona w tradycji i pędzie wyrastającym gdzieś w nowoczesnym świecie. Tak mniej więcej głosi zresztą tekst promujący płytę. I słusznie, chociaż trzeba przyznać, że na albumie więcej tradycjonalizmu niż nowoczesności, co w zasadzie działa tylko na jego korzyść. Elektronika jest na tyle subtelna, że nie rzuca się w uszy, gdyż stanowi narzędzie, a nie tworzywo. Nie całkiem typowy latino chill.

Brak komentarzy: