8 grudnia 2009

Marcel Knopf, czyli krwisty house

















MARCEL KNOPF
Dusty Dance
Mo's Ferry Prod.
* * * *



Włączając pierwszy raz najnowszy album Marcela Knopfa, miałem przed oczami tekst, w którym wspomina on, że może i minimal jest fajny, ale tak naprawdę ludźmi bardziej kręci house. Tą ideę postarał się wdrożyć w życie na swojej pierwszej pełnowymiarowej płycie. Co prawda nie wyeliminował zupełnie na niej minimalu, bo charakterystyczne klikanie przewija się jako element składowy ‘Dusty Dance’. Mimo tego główną osią tego krążka ustanowił tradycyjne, konkretne brzmienie house z odciśniętym na nim berlińskim piętnem.

Intro spokojnie wprowadza nas w klimat wydawnictwa, które poza ostatnim numerem nagranym wespół z recytującą wiersz Padberg, pięknie pulsuje tanecznym rytmem kumulującym energię głównie w nogach, chociaż wszelakie smaczki, które w swoich numerach umieścił Knopf powodują, że równie fajnie słucha się tego materiału. Czy to brzmiące niczym kradzione z gier na pierwsze komputery sample, czy dogrywane wokale – wszystko ładnie dopasowuje się do bitów stworzonych przez producenta.

Całość, jak na prawdziwy house przystoi jest dość euforyczna i lekka. Brakuje tu mrocznych eksperymentów z pokrętłami, kwaśnych dodatków czy głębi deepowych klawiszy. Nie oznacza to jednak, że dźwięki są nieambitne – wręcz przeciwnie. Płycie ‘Dusty Dance’ do przymiotnika przereklamowany jest tak samo blisko jak Koreom do pojednania.

House, jak wiemy, zaliczał pewne upadki, ale miewał też i wzloty i to właśnie z nich Marcel zaczerpnął to, co najlepsze. Do tego porozrzucane jakby bezładnie dęciaki, pocięte i zapętlone loopy, czyli... wszystkie znane nam zagrywki. A jednak to działa na tyle mocno, że trudno jest doszukać się jakichś większych minusów. Bardzo łatwo natomiast znaleźć faworytów. W ‘Skinny Bitches’ autor świetnie zbudował napięcie przez „przycinające” efekty i fajnie zgrany hi-hat, ‘Crazy About’ z featuringiem Camara to podręcznikowy przykład na to, jak brzmi house, a ‘Rec-Chord’ z dubowym posmakiem brzmi, jakby w jego produkcji maczali palce panowie ze Swayzaka.

Z imprezowego klimatu wyprowadza nas bujający, spokojny i deepowy kawałek ‘Leave It Alone’, a ja już mam ochotę nacisnąć repeat żeby znowu posłuchać ‘Dusty Dance’. Pośród szału na przeróżne odmiany starego poczciwego house’u, mało ukazuje się krążków pobrzmiewających czystym brzmieniem nieskalanym żadnym electro brudem czy fidgetowym szaleństwem. Marcel Knopf trafił w punkt, jego album jest po prostu bardzo dobry.

TAKŻE NA MUZIKANOVA.PL

Brak komentarzy: