4 sierpnia 2008

Audioriver 2008 RELACJA

Nawet jeśli wydaje się, że festiwal okaże się cienizną, warto czasem, zaryzykować. Tak było w wypadku Audiorivera, do którego podchodziłem z ogromnym sceptycyzmem. Dopiero rekomendacja Noviki i Lexusa pozwoliła patrzeć mi na wydarzenie nieco przychylniejszym okiem, a kiedy zobaczyłem line up wielkiej imprezy, pomyślałem, że może jednak trzeba tam być. W dwa dni wszystko było gotowe i jedynie 8 godzin drogi do Płocka dzieliło mnie od przekonania się na własnej skórze, jak tam jest.
Zaczęło się od nerwowego poszukiwania miejsca, w którym miał odbyć się festiwal. Tu niestety zawiodła organizacja, bo nigdzie nie było drogowskazów, jak dotrzeć do festiwalowego miasteczka. A dla kogoś, kto w Płocku znalazł się poraz pierwszy (czyli m.in. dla mnie) to nie było oczywiste. Kilku zaczepionych przechodniów później dotarłem na miejsce z opóźnieniem. Dość sporym bo prawie 3godzinnym, ale jednak. Szybkie (powiedzmy;) rozbicie namiotu i biegem do czerwonego namiotu, gdzie od 45 minut odbywał się live act Beats Friendly. Za deckami stanęli Lexus i Bartek Winczewski, wokalnie wspomogła ich Novika, a dodatkowo swoje trzy grosze dorzucił Nasko grając na klawiszach. Wszystko było - jak zwykle na imprezie Beats Friendly - niesamowicie udane i porywające od pierwszych chwil do parkietowego szału. Nie stałem sięc obojętnie, ale od razu poleciałem tańczyć pod didżejke. Świetnie wyglądał sam namiot, w którym grali. Rozgrzany do czerwoności, tak samo oświetlony, z wygodnymi siedzeniami i wiatrakami w kątach. Do tego didżejka cała w czerwonych diodach - bardzo to wszystko miłe dla oka.
Ledwo Beatsi skończyli swój live act, a już trzeba było biec pod główną scene, gdzie rozkręcała się ekipa Roni Size Reprazent. Nie wywarli na mnie tak wielkiego wrażenia, ażebym chciał od razu zapoznawać się szerzej z ich twórczością, ale z drugiej strony bardzo podobał mi się ich styl. Niesamowicie energetyczny MC, do tego wokalistka obdarzona pięknym głosem, żywe instrumenty i jak to często było podkreślane "100% live beats". Po tym, bądź co bądź fajnym występie chwila wycieczki po miasteczku - wszak wcześniej nie było czasu.
Cały festiwal odbywał się na plaży nadwiślanskiej. Wielki nie był, ale trzy sceny, strefa chill outu i kilka budek z jedzeniem, gadżetami czy... salonem fryzjerskim nie potrzebowały duzo miejsca. O poszczególnych scenach za chwilę, najpierw parę słów o pozostałych aspektach festiwalu - nieco bardziej przyziemnych: gastronomia. Spodziewałem się czegoś więcej mimo wszystko, bo dwie budki z kiełbasą, kaszanką i jedna budka z fast foodem to za mało. I już nawet nie chodzi mi o wybór posiłków, a o ilość punktów, w których można je wybierać. Ustawiały się do nich duże kolejki, przez co, jeśli ktoś był zdesperowany i musiał coś zjeść był zmuszony zarwać występ lub jego fragment...
Pora na obejście i dokładne przyjrzenie się scenom. Red Tent - opisany wyżej. Ale przy okazji warto wspomnieć o pozostałych, którzy grali właśnie na tej scenie. Pojawili się np. Glasse, Easy czy Peres. Wniosek po kilku wizytach w Red Tencie nasunął mi się taki: najbardziej lubie imprezy Beats Friendly. Chłopaki grają naprawde bardzo fajna kawałki, w których brakuje nawalanki, Novika wszystko ładnie uzupełnia swoim wokalem - mam pewność, że kitu mi nie wcisną. Nie chcę tutaj krytykować zadnego z djów, którzy występowali podczas Audioriver, ale ci po prostu grali nie w moim guście - lub po prostu wrażenie to jest spowodowane tym, że nie mogłem zostać na wszystkich imprezach na dłużej. Oprócz Beats Friendly, spośród grających w RT, wrażenie zrobił na mnie duet Luiphobia, czyli Kuba i Grom, który gra na elektronicznych bębnach (nawiasem mówiąc również należy do kolektywu Beats Friendly - coś w tym jest;). Kuba grał przyjemnie, a Grom dodawał od siebie całkiem fajne drumy. Wszystko pasowało. Żałuje, że nie mogłem zostac dłużej na ich imprezie.
Tuż obok znjadował się tzw. Chillout. Teraz - dlaczego piszę 'tzw'. Otóż, zawsze byłem przekonany, że w chilloutach gra się spokojniej i nieco ciszej niż na mainfloorze. A tym czasem wchodząc do strefy chillu na Audioriverze przekonałem się, że z chillowaniem są splecione jedynie miękkie fotele i wizualizacje rozkwitających kwiatów. Muzyka przypominała mi tą z Red Tentu. Moje wyobrażenie o chill oucie spełniło jedynie dwóch ( o ile się nie myle) zaproszonych tam djów, którzy grali przyjemnie płynące numery, pozwalające na pełen relaks. I tu załuję, ale nie jestem w stanie stwierdzić, którzy dje to byli, gdyż line up strefy chill outu był bez godzin. Jedyne, co mogę powiedzieć to, że grali w drugi dzień eventu...
Pozostał jeszcze Circus Stage, na którym w pierwszym dniu zagrali Agoria, 3 Channels czy też - chyba moje największe odkrycie festiwalowe - Loco Dice. Minimalowo-housowo i niesamowicie tanecznie zagrał producent pochodzacy z Dusseldorfu. I mimo, że nie przetańczyłem całego występu (bo dosięgło mnie lekkie zmęczenie), to wystarczyło popatrzeć na tłum, który elektryzowany przez muzykę Loco Dice'a wpadł w trans. Równie dobrze bawili się ci, którzy byli w strefie dla vipów. Spod bramek widac było i ich podrygi. W końcu i moje zmęczenie przeszło i dołączyłem do reszty! Tuż po Loco Dice swój live act dał SLG. Świetny producent pochodzący z Łodzi zagrał świetnie. Jego występ pozwolił mi na jeszcze szersze zapoznanie się z jego twórczością, ponieważ z zagranych przez SLG numerów znałem tylko 'Caffeine'. Troche publiki wymiękło, bo grał od 7 rano, ale ta część, która postanowiła zostać, bawiła się równie dobrze jak przy Loco Dice - wnioskuje po ich zachowaniu. Zresztą, ja też się nie dałem zmęczeniu i wytrwałem do końca. W drugi dzień na Circus Stage pojawili się między innymi CBass & Micobene, którzy zagrali bardzo ciekawy set, szkoda, że mieli tylko godzine i do tego zaczynali, bo trudno się w tak krótkim czasie rozkręcić, ale i tak mi się podobało. Dodać należy (dla tych którzy nie wiedzą), że ten duet pochodzi z Polski i chociaż pewnie szans na kariere w rodzimym kraju nie mają, to ich numery podobają się zagranicą. Potem na scenie Circus pojawili się np Damian Lazarus czy Ricardo Villalobos, ale - wstyd przynać - nie byłem na ich występach poza krótkimi fragmentami. Nie będę więc oceniał.
Na dużej scenie pojawili się wtedy UNKLE. Ekipa Jamesa zagrała mocno rockowo - dużo gitar, perkusja i niesamowita charyzma sprawcy całego zamieszania. Przynam, że spodziewałem się mimo wszystko więcej elektroniki, ale i tak ich koncert był jednym z jasniejszych punktów festiwalu. Być może dlatego, że wreszcie na scenie pojawił się ktoś, kto nie grał beatowo, ale bardzo mocno zasłuchałem się w ich koncert. Zmęczony (bo po pierwszym dniu spałem jakieś 40 minut) nie miałem siły poskakać, jak inni festiwalowicze, ale w głowie na długo pozostanie mi to wydarzenie. PO UNKLE na main stage rozstawił się 2020 Soundsystem ze swoim live actem. Słyszałem tylko poczatek, mocno wkręcający. Gdyby nie to, że zmęczenie zaczęło sięgać zenitu na pewno wciągnął bym się w pląsy. Zamiast tego, udałem się do chilloutu, ażeby troche odpocząć i... zasnąłem. Tym sposobem przespałem reszte live actu 2020 Soundsystem i mocno się na siebie zdenerwowałem.
I to już wszystko, co widziałem i słyszałem. Chociaż sporo przegapiłem to z drugiej strony miałem okazje usłyszeć równie dużo ciekawej muzyki. Cieszy fakt, że brakowało tu tandetnych dźwięków i przypadkowych ludzi. Publika wiedziała na co przychodzi i chociaż zdarzały się dziwne rodzaje tańca, o których wolę nie wspominać szerzej, to były sporadyczne przypadki. Jedyny fakt, którzy mi podczas festiwalu przeszkadzał to wpadki organizatorów typu brak zapowiadanych umywalek na terenie pola namiotowego, gdyż dostep do tych na terenie festiwalu był jedynie do godziny 8 rano. Jednakże pod względem muzycznym impreza była niesamowita i nie żałuje, że tam byłem!
Po zdjęcia zapraszam jutro - dzisiaj już nie mam siły na ich wrzucanie;)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

the fucking pics are here
http://pav-el.blogspot.com/2008/08/audioriver-2008-relacja-foto.html

greetz ;D