13 sierpnia 2008

Zawsze świetne #12

Siedzę, patrząc na pustą 'kartkę' w notatniku, bo cholera, nie wiem, jak zacząć pisać o tej płycie. Że jest wielka - wie każdy, kto jej posłuchał. Można ją albo kochać, albo nienawidzić - nie ma półśrodków. Mało jest takich płyt, a przynajmniej mało jest ich w sorcie muzyki, którą słucham. Sam tytuł płyty jest równie tajemniczy, jak jej autorka. Muzyka, od której bije chłodem, jak z kraju, z którego pochodzi. I ta cisza stanowiąca tło do wspaniałego wokalu. Jeśli ktoś wciąż zastanawia się, o jakiej płycie piszę: Björk - 'Medúlla'. Podobno najtrudniejsza płyta w jej dorobku (nie licząc 'Drawing Restraint 9' - która momentami jest hardcore'owa). Słuchać Björk zaczałem własnie od tego krążka. Najpierw wciągnął mnie singiel Oceania. Powstał do niego całkiem ciekawy klip. A ten wrzask... Potem zachciało mi się zgłębić dalej. Bo wszyscy mówili o niej. O wielkiej artystce z Islandii. Czy to Karolina Kozak z dr.no, czy Novika wymieniały ją jako jedną z ulubionych. Wreszcie i do mnie trafiła Medúlla. Pełna wokalu - reszta się nie liczy. Beatbox, gardłowe śpiewanie, gdzieś pojawia się pianino - jak we wspaniałym utworze 'Ancestors'. Brak tu przypadku czy zapychaczy. Każdy kolejny kawałek, w którym słychać charakterysztyczny śpiew Islandki i jej emocje, nie pozwala oderwać się od albumu. Trudno tu wyróżnić cokolwiek, bo żadnego numeru nie można oderwać od całości. To jest, jak układanka - poskładana, więc żal niszczyć. Najlepiej posłuchać wszystkiego - od początku do końca, zgłębiając się w ten niesamowity projekt. To album, na którym Björk chyba najpełniej objawiła swój talent, a ponieważ takie rzeczy nie zdarzają się dwa razy poztstaje jedynie ...Medulla.

Brak komentarzy: