Rok 2012 w muzyce swoim okiem opisałem w tekście w innym miejscu, publikacja niebawem. Tymczasem tutaj zamieszczam 10 kawałków, który lubiłem sobie zapętlać podczas tych 365 dni. Gatunkowy misz-masz. Jak zawsze!
Na początku listopada pisałem, że zazdroszczę Warszawiakom takiego koncertu. Sam nie mogłem tam być z różnych przyczyn, ale myślałem, że z pewnością do Polski jeszcze wróci. Nie wróci. Zmarł.
Wróciłem do domu, zobaczyłem powklejane klipy z youtube'a z jego muzyką i dopiski 'RIP' i poczułem się, jakbym dostał kamieniem w głowę. To był chłopak, który nie tylko już wiele osiągnął, ale mógł osiągnąć jeszcze więcej. Mam wrażenie, że brainfeeder straciło ważnego muzyka, jego rodzina straciła syna, a my straciliśmy jego pianino. Dziwne jest poczucie, że na półce stoi płyta 'Endless Planets' skomponowana przez 21 letniego wtedy Austina, która rok później staje się płytą przedwcześnie zmarłego muzyka.
Dźwięki, które komponował otwierały serce i umysł tak samo, jak elektroniczne popisy Flying Lotusa czy głęboki, przejmujący ale i ciepły śpiew Eryki Badu. I nie bez powodu stawiam go na równi z tymi właśnie postaciami... Tak bardzo szkoda, że nie zdążył nagrać więcej, nie zdążył wziąć udziału w kolejnych sesjach z FlyLo czy Thundercatem, nie zdążył zrealizować wizji, które rodziły się w jego muzycznej wyobraźni...
Austin Peralta (October 25, 1990 - November 21, 2012)
Poniżej chyba najlepszy tribute to Martin Dawson... Znałem dobrze twórczość tego producenta i z tyłu głowy miałem jego kawałki, ale słuchając tego miksu co rusz łapałem się na "i to też faktycznie jego numer/remix/etc". Szkoda, wielka szkoda, bo miał bardzo dobre wyczucie i rozeznanie w deep house'owych trickach (sprawdźcie sami w poniższym secie), a jego kawałki często lądowały w mojej mptrójce zapętlone miesiącami.
Przelot by Mr.Lex / 13.11.2012 - tribute to M.Dawson.
Długo zwlekałem z opisaniem trzeciego już albumu trójmiejskiej grupy Loco Star. Nie dlatego, że musiałem wyrobić sobie ostateczne zdanie czy być pewnym swoich wrażeń dotyczących muzyki, ale po to, by odpowiednio ubrać w słowa to, co dzieje się na tym krążku. A dzieje się nie mało.
Przede wszystkim członkowie zespołu mogli pozwolić sobie na wiele swobody w trakcie produkcji i realizacje własnych pomysłów opartych o zaskakujące nieraz inspiracje. Nie pretendują do miana super gwiazd polskiego rynku muzycznego, nie silą się na pisanie przebojów dla kierowców, lubiących zapuścić sobie wiadomo-które-radio i nie gonią modnych obecnie trendów. W tym tkwi magia tego, co robią – w puszczaniu wodzy muzycznej fantazji, jak tylko im się podoba. Pewnie właśnie dlatego każda ich płyta jest inna i eksploruje pokłady muzyki, najogólniej rzecz ujmując elektronicznej.
‘Shelter’ to album niby najbardziej przystępny w dyskografii grupy, a jednocześnie wymagający największej koncentracji. Popowe melodie urzekają wpadającym w ucho brzmieniem, refreny szybko zapadają w pamięć, a teksty są tak ciekawe, że naprawdę trudno jest oprzeć się stwierdzeniu, iż jest to album kompletny. Z drugiej jednak strony ilość produkcyjnych smaczków, na jakie pozwolili sobie Loco Starcy (hehe) przyprawia o zawrót głowy. Tu ciekawie pocięte bębny, gdzie indziej wpada zmiana rytmu, szybkie tempo przechodzi w łagodny ton. Przysłuchiwanie się temu, jako całości sprawia naprawdę ogromną przyjemność.
‘Shelter’ to również płyta niosąca trochę zmian. Do mikrofonu dorwał się Tomasz Ziętek, do tej pory zajmujący się głównie produkcją i okazało się, że duet wokalny, który w kilku numerach tworzy wraz z Marsiją świetnie się sprawdza. Więcej również na tym krążku melancholijnego wydźwięku skrytego pomiędzy z pozoru lekkimi dźwiękami. Najbardziej wyczuwalny jest w utworze ‘Slo Mo’, ale odnajdziemy go również wsłuchując się w ‘Artifiction’ czy ‘Orla’. Równoważą go natomiast pogodne ‘TV Head’ (z zabawną fabułką) i piękny instrumental zamykający album - ‘Shelf’, w którym najmocniej zespół pokazuje się z tej bardziej improwizacyjnej, elektronicznej strony.
Oczywiście rzeczona nostalgiczna atmosfera nie przyprawia o depresję, jednak trudno odbierać całość jako zbiór chill outowych piosenek. Tym bardziej, że używanie jakichkolwiek ram gatunkowych w przypadku Loco Star byłoby moim zdaniem wielkim błędem. To po prostu bardzo wciągający album, gwarantujący wiele fajnie spędzonych godzin.
Warszawiakom zazdroszczę, że na żywo obejrzą to, co możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. Muzyka, która przenika duszę i gatunkowe granicę i sprawia ogromną przyjemność. Cover tego numeru, w takim stylu...czysty outerspace.
Więcej o Peralcie przeczytacie tutaj, Sebol zrobił to najlepiej, pozostaje mi tylko Was odesłać do tego tekstu i na koncert. Koniecznie.
...kilka fajnych numerów i mixtape. Bez specjalnego klucza, a dla wielkiej przyjemności słuchania.
Na początek Shingo Suzuki z kompilacji 'LA loves Japan loves LA Volume 1', czyli j-beats, jak się patrzy.
Outtake z nadchodzącej płyty 'Kidsuke', czyli Toy Jam & Earl. Muzycznie bardzo odbiegający od tego, co można usłyszeć na albumie, ale wciąż intrygujący i pomysłowy, jak pozostałe tracki autorstwa tego duetu.Uwaga: FREE DOWNLOAD:)
A tu coś, o czym nie wiem kompletnie nic, bo kiedy wszedłem na stronę projektu cała była zasypana japońskimi znakami bez angielskiej wersji strony. Dlatego jako dźwiękowy cukierek wrzucam ten wielki znak zapytania;)
Tutaj hip hopowy mix mojego ulubionego producenta Kidkanevila. Podobno jeden z pierwszych, które nagrał. Cala historia do poczytania TUTAJ (a'propo polecam site Bonafide Magazine, mają tam więcej ciekawych mixtape'ów), a na playliście Common, Lord Quas, Lootpack czy ATCQ. Za friko może znaleźć się na Waszym kompie/iPodzie.
Odkrycie dzisiejszego wieczoru, czyli canooooopy, o którym nie wiem nic poza tym, że klejąc sample tworzy wysmakowane abstrakcyjne bity silnie zakotwiczone w hip hopie, a pomykające gdzieś pod granice IDMu i surrealistycznych marzeń sennych. Wiem też, że jest z Japonii. Sprawdźcie sami poniżej, via bandcamp, a najlepiej ściagając sobie na dysk darmowe wydawnictwo złożone z 21 bitów. Nie pożałujecie.
Kolejna porcja jesiennych nowości – płyt, które dopiero co się ukazały i koniecznie powinniście ich posłuchać.
Na pierwszy rzut polska grupa Loco Star. To zespół, który jeszcze nie nagrał słabej płyty. Tak samo jest, gdy mowa o ‘Shelter’ – najnowszym albumie trójmiejskiej grupy. To ich trzeci krążek i zgodnie z tradycją brzmi inaczej niż poprzednicy. Tym razem mamy do czynienia z melodiami, które chociaż brzmią najbardziej przebojowo spośród dotychczasowych dokonań LS, jednocześnie wymagają sporej uwagi, by wychwycić wszystkie niuanse. Członkowie zespołu zadbali o to, by ładne teksty okrasić płynącą muzyką pełną elektronicznych i organicznych smaczków. Nie będę się nawet starał umieszczać ich dokonań w jakichkolwiek gatunkowych ramach, bo to jedynie zaszkodziłoby odbiorowi tej wspaniałej płyty – niby lekkiej, ale podszytej melancholią. Polecam sprawić sobie wersję pudełkową. Dosłownie: pudełkową. A na zachętę poniżej singlowy utwór ‘Artifiction’ wraz z kilkoma remiksami.
Zostańmy jeszcze przez chwilę w Polsce i przysłuchajmy się temu, co ma do zaprezentowania Roux Spana. Przez całe wakacje producent w każdy poniedziałek wrzucał na soundclouda jeden utwór związany z letnią tematyką zamkniętą w ramy muzyki stylu soulu, nowych bitów, boogie funku i ejtisowego klimatu. Całość ukazała się pod wspólnym tytułem ‘9 Weeks Of Sun’ i jest dostępna do pobrania całkowicie za darmo wraz z czterema bonusowymi trackami. Świetna muzyka, warto wgrać sobie na swój odtwarzacz, by wspomóc się w walce z jesienią.
A skoro jesteśmy przy temacie darmowej muzyki sprawdźcie kompilację ‘Robot Soup’. Znajdziecie ją pod tym linkiem. Składa się ona z 17 utworów wyprodukowanych m.in. przez Kidkanevila, Jamesa Pantsa czy B.Lewis oraz cały szereg mniej sławnych beatmakerów, tworzących niemniej dobre bity:) Warto mieć to na swoim dysku.
Na sam koniec krążek, który zaskoczył mnie tym, że się pokazał. Ni z tego, ni z owego, swój kolejny album wydal DJ Vadim. Gdzieś oczywiście przewijały się informacje o tym, że płyta ma pojawić się na rynku, ale szczerze przyznaję, że mi to umknęło. Tym większa niespodzianka, gdyż okazuje się, że ‘Don’t Be Scared’ wypełnione jest bardzo fajnymi dźwiękami i sporą ilością basu. Całość brzmi tak, że zapominam o porze roku i temperaturze za oknem. Wam również polecam – idealna kuracja na przeziębienie i chandrę. Pogibać można się też. Nie ma zresztą innej możliwości.
Pierwszy poważniejszy tekst o płycie hip hopowej, którą zaliczyłbym do jednych z lepszych w tym roku. Duet Jarel-Doom odwalił kawał dobrej roboty i zarówno pod względem bitów, jak i rapu nie mam tu nic do zarzucenia. Więcej o JJ Doom 'Key To The Kuffs' do poczytania w tym miejscu.
Ostatnie wydawnictwo Four Teta, czyli album 'Pink', do którego z początku byłem nastawiony bardzo sceptycznie ze względu na to, że to jedynie zbiór wcześniej wydanych utworów. Na koniec wyszło tak, że muzyka mi się wkręciła, a sama idea zebrania tego w jedną całość okraszoną dwiema nowymi kompozycjami okazała się trafionym pomysł, gdyż całość nie brzmi, jak składak, ale pełnoprawny longplay. Cała recenzja do poczytania tutaj.
Kilka słów o bardzo ciekawym wydawnictwie duetu hau_mikaelukazało się z kolei na Don't Panic Online. Podwójna dwunastka składa się z 2 autorskich numerów i aż dziewięciu remiksów wykonanych przez naprawdę dobry zespół producentów, między którymi wymienić można Envee'ego, Zeppy Zepa czy Fulgeanca. Warto posłuchać!
Za oknem leje, więc nie ma co wychodzić z domu. Lepiej wcisnąć się między kołdrę a prześcieradło, na uszy wrzucić słuchawki, a w słuchawki wrzucić poniższe numery, które z opcją darmowego downloadu fruwają po sieci.
PS. W obecnych czasach free DL wcale nie oznacza słabej jakości, ale to chyba wiemy, nie?;)
Sotu The Traveller, autor jednaj z najlepszych EP, jakie kiedykolwiek słyszałem (nawiasem mówiąc, do odsłuchu tutaj ==>KLIK)
A teraz uwaga - koleś ma 16 lat i na koncie kawałek z Thundercatem. Plus: nagrywa muzę o wiele lepiej niż jego równolatek który ma za dużo chromosomów płciowych (XXYYXX...) Zack Sekoff i jego EPka Ancestor's.
+
Monokle - Swan (Daisuke Tanabe Remix) /klik prawym + zapisz jako/ Beacon - No Body EP / EPka duetu, którym warto się zainteresować, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił. Właśnie wydali kolejne wydawnictwo dla Ghostly International. 'No Body EP' to ich poprzednie dzieło. Nagrywają muzykę w klimacie slo mo r'n'b, tak ostatnio popularnego m.in. dzięki działalności The XX czy The Weeknd. Z tym, że The Weeknd przynudza - a duet Beacon zdecydowanie przeciwnie / Beacon - Safety's Off /To z nowej EPki/ Beacon - The Rip (Portishead cover)
+
Various Artists - Dusty Milk Crates vol.2 - darmowa kompilacja w klimacie nu beats x modern funk z bitami producentów, o których mało, kto słyszał. A powinien usłyszeć.
Wspominałem o tym mixtapie na koniec marca, kiedy myślałem, że do daty jego wydania już niedaleko. Mamy październik, a wydawnictwa jak nie było, tak nie ma. Nie udało mi się znaleźć konkretniejszej daty premiery poza "2012" (przypomina mi to sytuację z MadGibbsem...), ale pojawiły się przynajmniej kolejne dwa wycieki z albumu, brzmiące bardziej niż konkretnie.
Oba produkował Pharrell, który dodatkowo do 'As Far As They Know' dograł swoje wersy. Nie spieprzył roboty, numery zawierają wszystko to, za co uwielbiam jego produkcje. Soulową lekkość i erotyczne podszycie. Rzecz jasna bębny też Pharrell-characteristic. Czekam z niecierpliwością na całego mixtape'a, a póki co jaram się tymi dwoma jointami. Zwłaszcza 'Inspired', jou!
Jose James - It's All Over Your Body, czyli nowy singiel pochodzący z pięciotrackowej EPki zapowiadającej album (styczeń 2013) w remiksie Oddisee.
en2ak, czyli jeden z producentów wydających w U Know Me Records x Spisek Jednego - członek Night Marks Electric Trio w jednym, wspólnym kawałku o filmach kung-fu. Z darmowym downloadem!
Na koniec istna perełka. Świeżutka kompozycja Niewinnych Czarodziejów, którzy w tym roku obchodzą dziesięciolecie istnienia. Sprawdźcie, kto jest na featuringu i szybko wciskajcie PLAY - miód.
Za nieco ponad 22 godziny premiera mixtape'u Freddiego Gibbsa, z którego pochodzi ten numer:
Jest na co czekać, gdyż powyższy numer to konkretny rozjeb. Myślę, że wydawnictwo chociaż trochę osłodzi oczekiwanie na pełnowymiarowy album duetu Madlib x Gibbs, zapowiadany dotychczas dwiema EPkami.
Tegoroczna jesień będzie zajebista, mówię Wam. Chociaż być może już to pisałem? Tak czy inaczej dzisiaj kolejne przykłady potwierdzające tezę, którą postawiłem na wstępie.
Na początek dzisiejsza premiera, a więc świeżutka kompilacja z serii Brownswood Electric. Trzecia odsłona oferuje nam kolejny zestaw kawałków, od producentów, o których słyszy chyba tylko lokalna scena. Tym lepiej, że istnieje taki label, jak Brownswood, gdzie promowanie dobrej muzyki jest na pierwszym miejscu. Wyjątkiem od reguły braku sławy jest numer ‘Tiny Concret Block’, promujący nie tylko ten krążek, ale również wspólny projekt autorów tego jointa, czyli Kidkanevila i Daisuke Tanabe.
Elektronicznemu brzmieniu przeciwstawiamy żywe, organiczne i swojskie dźwięki gitary i perkusji. Skubas i jego debiutancki, solowy krążek ‘Wilczełyko’ urzekł mnie swoją prostotą, szczerością i zaskoczył odejściem wokalisty od klubowego grania. Jednak zaskoczenie to w sumie może za dużo powiedziane, wszak nikt nie jest niewolnikiem uprawianego gatunku muzyki, a okazuje się że Skubasowi równie świetnie, jak w elektronice, idzie w grunge’owo-folkowym graniu. Poniżej singiel ‘Linoskoczek’, a perełek na tej płycie jest o wiele więcej
Już tylko kilka dni dzieli nas od premiery kolejnego albumu mistrza nieklasyfikowanych brzmień, które można uznać za jazz dwudziestego pierwszego wieku. ‘Until The Quiet Comes’ Flying Lotusa nadchodzi wielkimi krokami, tymczasem producent zdradził drugi singiel z krążka, do którego powstał klip. Niecierpliwym polecam również TĘ STRONĘ, na której można przedpremierowo wysłuchać całego albumu.
I znowu wracamy do Polski, by zająć się kolejnym wydawnictwem, której niebawem wyda mój ulubiony label U Know Me Records. Tym razem na wosku znajdzie się dzieło Twardowskiego zatytułowane „Soundtrack To Growing Up”. To mieszanka dźwięków oscylujących gdzieś pomiędzy disco i funkiem, gdzieś między chill outem i tańcem, których nie powstydziłby się sam Onra. Koniecznie sprawdźcie singiel zapowiadający całość oraz promomix.
Bardzo lubię natrafiać na niezależne przedsięwzięcia wydawnicze na polskim rynku. Krążek beatbattle.poznań ściśle związany jest z Mistrzostwami Polski Beatmakerów. Płyta nie tylko promuje nadchodzącą, piątą edycję wydarzenia, ale jednocześnie zbiera produkcje finalistów poprzedniej. Album złożony jest z 11 nagrań, które były dla mnie niemałym zaskoczeniem.
Faktycznie bez bicia muszę przyznać, że przy zakupie tego wydawnictwa kierowałem się udzielem wsparcia tej bez wątpienia ciekawej inicjatywie. Oczywiście ciekawiło mnie, co usłyszę na płycie, ale spodziewałem się raczej naśladowców Daniela Drumza czy innych producentów ze stajni U Know Me Records. Kiedy wrzuciłem płytkę do wieży i wcisnąłem play, szybko okazało się, jak strasznie się myliłem. Już na wejściu moją sympatię zdobył otwierający kompilację kawałek BeJotKi rozpoczynający się pokręconą melodyjką rodem z PRL-owskiej produkcji filmowej, przełamaną acidowym klimatem i bogato brzmiącymi syntezatorami. Od samego początku do końca kompilacja trzyma równy poziom.
Rozpłynąłem się przy klasycznie brzmiącym ‘Freedom’ autorstwa Pod kluczem, który kawałkowi za pomocą smyczków nadał filmowe brzmienie i urozmaicił je samplami brzmiącymi niczym z epoki disco, tyle że bardziej slo-mo. Tak samo wpłynął na mnie ‘041’ Nowoka z Nocnych Nagrań – to zdecydowany faworyt na tej płycie. Pianino i dęciaki oparte na hip hopowym bicie i sunącym basie, tworzą melancholijny klimat zadymionej knajpy, idealny do odpalenia fajki i zanurzeniu się w tej gęstej atmosferze.
Chwilę później rozbrzmiewa ‘Dancing with the dolphins’, czyli dubstep, taki, jak powinien być - trzymający z dala od irytujących wiertar. Zamiast tego Random Trip oferuje głęboki, nisko osadzony bas, subtelnie ukryte woble, powrzucane, pojedyncze plemienne zaśpiewy i lekko płynącą nad wszystkim ambientową ścieżkę. Warto zwrócić uwagę na twórcę tego numeru – osobiście czekam na jakieś większe wydawnictwo. ‘Save my soul’ Robaka to z kolei zabawa wycinkami z audycji TV przechodząca w swobodnie płynący bit o ciepłym chill outowym zabarwieniu, a zabity zaproponował typowy hip hopowy instrumental, który jest na tyle przyjemny, że wcale nie brak mi przy nim wokalu. Całość zamyka tłusty numer 'Sky Apache' pokazujący, jak za pomocą motywu na skrzypcach można odciążyć basowe dźwięki.
Mógłbym pisać o każdy kawałku z osobna, ale myślę, że o wiele większą frajdę sprawi słuchanie tego krążka, zamiast czytanie o nim. Szczerze polecam, gdyż po pierwsze jest to dowód, że kreatywnych beatmakerów w naszym kraju nie brakuje, a po drugie to zbiór świetnie wyprodukowanych kawałków, którym warto poświęcić te pół godziny i kilkanaście złotych. Polecam.
Mala zafasycnowany kubańską muzyką wydaje płytę. Na dodatek wszystko w Brownswood Recordings. Na początku byłem zaskoczony takim połączeniem, ale potem pomyślałem, że przecież Gilles ze swoimi kompilacjami around the world lubi etniczne wątki i chętnie takowe przyjmie do swojej wytwórni. Peterson to jednocześnie znak jakości i chociaż obecnie hype – jeśli można tak to określić – na tego radiowca trochę opadł, to jednak wciąż dobrze sięgnąć czasem po coś, co rekomenduje. I tak jest w przypadku krążka ‘Mala In Cuba’, bowiem okazuje się, że muzyczna podróż znanego z DMZ crew producenta to całkiem udana sprawa.
Płyta urzeka już od samego początku, kiedy w klimat wprowadza nas utwór ‘Introduction’. Połączenie kubańskiej perkusji i pianina współgrającego z głębokim, kontemplacyjnym basem tak charakterystycznym dla stylu Mali brzmi nadzwyczaj naturalnie. Zupełnie tak, jakby było sobie pisane od dawna i tylko czekało, aż ktoś na to wpadnie. Nie ma co ukrywać, że wiele do powiedzenia ma tutaj wyczucie autora płyty, bo podejrzewam, że gdyby zabrali się za to nazwijmy ich „nowopokoleniowi” dubstepowcy, z Kuby nie zostałoby nic, bo wszystko zagłuszyłyby irytujące rechoczące żaby. A tak mamy rozbujane oraz idealnie przestrzenne i wyraziste utwory podbijane gorącymi rytmami. Co więcej całości daleko do żenującego klimatu w stylu muzyki miejsc, świata czy innego pseudo-etno projektu. Producent uniknął banału i ciekawy koncept przekuł na interesujący godzinny album. Za to właśnie należą się Mali brawa.
Następna gorąca nazwa tej jesieni - The Underachievers. Duet z Nowego Jorku może narobić niemałe zamieszanie. Po pierwsze dlatego, że nagrywają hip hop, który brzmi niczym nagrywany w latach 90tych. Lekki, płynny i co najważniejsze wciągający flow, prowadzony na intrygujących bitach, które czerpią z klasycznego brzmienia hip hopu lat 90tych, ale jednocześnie mają w sobie pierwiastek nowoczesności. Ich muzyka przesiąknięta jest klimatem wywołującym ciary. I z tego wynika 'po drugie' - otóż pod swoje skrzydła przyjął ich nie kto inny, jak Flying Lotus.A dokładniej na stronie labelubrainfeeder ogłoszono, że właśnie rozpoczęli z chłopakami współpracę. Liczę więc na gruby longplay, a póki co poniżej dwa jointy. (Jak dobrze poszperacie na yt, to znajdziecie linki prowadzące do tego, że numery znajdą się na waszych dyskach)
Przez mniej więcej połowę roku z wakacjami włącznie wydaje się, że nie będzie o czym pisac, kiedy przyjdzie poczynić coroczne muzyczne podsumowanie. A potem przychodzi jesień, która naszpikowana jest ciekawymi premierami, np taką, jak ta...
Grizzly Bear - Yet Again (from Shields LP 17/09/2012)
Nie zapominam oczywiście o polskich projektach. Tydzień temu na rynku ukazała się kompilacja 'Inside Out przedstawia RBMA Bass Camp Warsaw CD'. I nawet nie wiem, od czego mam zacząć pisanie o tej płycie. Czy od tego, że każdy kawałek zawarty na tym wydawnictwie to absolutny sztos? Czy może od tego, że gatunkowy misz masz, który serwują nam takie postacie jak Envee, Teielte, Zeppy Zep, ale też obdarzona pięknym głosem Kasia Malenda, jest wręcz cudowny? A może od tego, że to wszystko w naszym kraju na ultrawysokim poziomie... Sam nie wiem, bo gdzieś między tym trzeba jeszcze dodać, że to wszystko za darmo!!
A skoro przy nowych polskich beatach jesteśmy - rzućcie uchem na produkcje duetu hau_mikael. Nowe wydawnictwo na U Know Me Records wręcz poraża multigatunkowością, ktorą zapewnia aż 9 remiksów!! Oryginalne nagrania utrzymane są w klimacie nu soulu - ta klasyczna współpraca na linii producent-wokalista zaowocowała idealnie pościelowymi, nastrojowymi kawałkami 'Good Vibe' oraz 'Back To The Game', za które wzięli się tacy producenci, jak Lower Entrance, The Phantom czy Tanzlife. Razem udało im się stworzyć wielowymiarowy album, prezentujący przekrój od eksperymentalnych abstrakcyjnych bitów do UK House'owe wycieczek.
Całość do posłuchania na przykład poniżej, chociaż osobiście polecam zaopatrzyć się w podwójną 12'', gdyż ozdobiona jest wyjątkowym artworkiem.
Uff, na razie tyle, bo to jest co najmniej tydzień słuchania, jeśli nie dłużej!
PS.W takich momentach wydaje się, że nie ma nic piękniejszego ponad ten cały muzyczny świat.
...czyli dwa mixy, które nagrałem do audycji Leniwy Chillout. Pasmo w Radio ROXY w każdą niedzielę o 22:00 prowadzi Novika. Poniżej mixy do odsłuchu i free download!
Tracklista:
Intro
DJ Shadow feat. Yukimi Nagano - Scale It Back(Jim Dunloop Remix)
Erik Jackson - Starlight (Remix)
Mux Mool - Lazy Soul
Exile - Your Summer Song
Tweet - Call Me (TOKiMONSTA Remix)
Minoo - Enemies
TOKiMONSTA - Bready Soul
Flightrisk - Brokes
Elliot - A Moment With You
En2ak feat. Night Marks Electric Trio - Trust Bust
Dominique - He Said
Benjamin Damage & Doc Daneeka - Halo
Gonjasufi - Sheep
Tracklista:
Essay - Love & Air
Great Skies - Festival
Apparat - Black Water
Telefon Tel Aviv - Lengthening Shadows
Benjamin Damage & Doc Daneeka - Charlottenburg
Sepalcure - Hold On
Manuel Tur - Such A Dream
Sorrow - Through The Night
Andreya Triana - A Town Called Obsolete (Mount Kimbie Remix)
Wisp - Flat Rock
Uffe - I'll Leave Soon (Catz'n'Dogz Spaced Out Remix)
Że się produkcjami kidkanevila jaram, to wiadomo nie od dziś, bo już od dawna teksty o nim przewijają się przez tego bloga. Od momentu, kiedy zacząłem go słuchać, czyli jakiś 2008 rok (sam nie wiedziałem że to już cztery lata minęły!), kid bardzo zmienił swój styl. W tym momencie jest na etapie eksplorowania dźwięków nintendo krzyżowanych ze stylistyką anime, co już gdzieś wcześniej przemykało w jego produkcjach, nigdy jednak na taką skalę, jak obecnie. Cieszą jego remixy, są urocze i przy tym bardzo perfekcyjnie zaplanowane. Przypominają takie krótkie opowiastki, minigry albo haiku. Niedługo ukazuje się efekt jego współpracy z Daisuke Tanabe, czyli album projektu KIDSUKE, a tymczasem wrzucam kilka jego reflipów, które bawią mnie dzisiaj od samego rana.
Siadam do pisania tego tekstu, podczas, gdy z głośnika słyszę po raz nie wiem już który bity zawarte na Niewidzialnej Nerce. Myśląc, co mogę napisać o tym projekcie, przez głowę przewijały mi się różne koncepcje. A to taka, żeby uderzyć w gówniarskie czasy, kiedy z kumplami biegało się po blokowisku, a potem hejtowało jednych raperów, drugich doceniając za dobre rapsy. Innym pomysłem był powrót do okresu, kiedy hip hop w Polsce startował, kiedy każdy z wykonawców intuicyjnie kleił swoje rymy, producenci tworzyli bity w piwnicach na pierwszym sprzęcie, jaki dostali. Ale jestem przekonany, że i tak nie opowiem tego lepiej niż właśnie dwupłytowe wydawnictwo zatytułowane ‘Niewidzialna Nerka’. I właśnie w tym całym przedsięwzięciu najbardziej niesamowite jest to, że głos oddaje się muzyce stworzonej z sampli wyciągniętych z klasycznych kawałków, jak ‘Nie ma skróconych dróg’ z niezapomnianego krążka ‘Światła miasta’, ‘Polepionego’ z pierwszej płyty Fisza czy ‘Dźwięków stereo’. A właściwie producentom, którzy niejako pośredniczą w tej opowieści jednocześnie oddając hołd polskiemu hip hopowi. Okazuje się, że to wciąż chwyta, przywołując sentymentalne wspomnienia, obrazy, a przede wszystkim dźwięki.
Ktoś gdzieś na temat tej płyty napisał, że można by sprzeczać się, który bit jest najciekawszy, który najlepszy, a który zachował najwięcej z oryginału, ale nie ma to sensu. I ja się do tego zdania przychylam. Trudno bowiem traktować te kawałki, jako pojedyncze kompozycje. Poza tym cała inicjatywa, wysiłek, jaki podjęli inicjatorzy tej akcji (S1Warsaw) i kreatywność, którą wykazały się takie postacie, jak Kixnare, Praktik, Daniel Drumz, Roux Spana czy Night Marks Electric Trio, zasługuje na wielkiego plusa i dozgonną wdzięczność tych, którzy wiedzą, co w tej grze jest najważniejsze: zajawka. Nie ma się nad czym zastanawiać, tylko czym prędzej zamawiać swoją kopię. Fajnie mieć ten album na półce tym bardziej, że jest oprawiony w klimatyczny digipack. Powrót do przeszłości w nowoczesnej formie sprawia naprawdę wielką frajdę.
Nowy kawałek FlyLo brzmi trochę, jak niedobitek odratowany z sesji nagraniowej do 'The Golden Age Of Apocalypse' Thundercata i szczerze mówiąc nie wzbudził we mnie aż takiego entuzjazmu, jak wcześniej publikowany numer z udziałem Earla z Odd Future.
No cóż, pozostaje poczekać do premiery krążka - na samym początku października, zawsze zostaje ta nadzieja, że 'See Thru To U' zestawione z resztą materiału pokaże się w innym, lepszym świetle.
Każdego roku na wakacje dostajemy muzykę idealnie skrojoną na tę porę roku. W 2012 nie mogło być inaczej. Różnica jest jedna: do tej pory były to przeważnie indie popowe produkty pokroju FosterThePeople, MGMT czy Empire Of The Sun. Tym razem jest inaczej. Po pierwsze, zgodnie z tym, co obecnie najmodniejsze, dostajemy popową interpretację muzyki styku UK Funky i UK House, zaś po drugie jest szansa na to, że krążek ‘Trouble’ ma dłuższą datę przydatności, sięgającą daleko ponad 31 sierpnia.
Mowa o młodym producencie Orlando Higginbottomie, który, co tu dużo mówić, jest dość specyficzną postacią. Jako pseudonim artystyczny wybrał sobie chyba najdłuższą z możliwych nazw opisujących jednoosobowy projekt. W klipach podtrzymuje wizerunek lekko ekscentrycznego nerda z twarzą, która nie zdradza żadnych emocji, a na scenie, gdzie towarzyszą mu urocze tancerki przebiera się w strój dinozaura. Przede wszystkim jednak tworzy bardzo ciekawy muzyczny zlepek i co ciekawe, wcale nie potrzebował ogromnej promocji żeby przebić się do świadomości szerszego grona odbiorców. Chociaż z pewnością udział numeru ‘Garden’ w reklamie jednego z telefonów komórkowych mu nie zaszkodził.
Nie zaszkodziło mu również to, że na długo przed wydaniem longplaya można było posłuchać wielu utworów, które weszły na ostateczną tracklistę. ‘Household Goods’ czy ‘Tapes & Money’ znał każdy, natomiast ogrywane na koncertach ‘Stronger’, choćby nie wiem jak bardzo się chciało, trudno jest wyrzucić z pamięci. W rezultacie otrzymujemy zestaw przebojów które znamy, lubimy, do których tańczyliśmy, albo słyszeliśmy przypadkiem, nawet nie wiedząc że to robota T.E.E.Da. Przyznaję, że pierwsze wyobrażenie o płycie pojawiło się w mojej głowie po przedpremierowym koncercie na krakowskim Selectorze. Już wtedy ogłosiłem, że być może będziemy mieć do czynienia z jednym z albumów roku.
Na całe szczęście okazało się, że nie musze niczego odszczekiwać. To nieważne, że spomiędzy niektórych kawałków wylewają się tony słodkości, że Orlando śpiewa na granicy fałszu, słabym, obojętnym wokalem o nieudanej miłości i tęsknocie za uczuciem. Wiadomo – to już kiedyś było. Ale forma, jaką temu wszystkiemu nadaje, począwszy od wspomnianego wyżej wizerunku do brzmień, które towarzyszą tekstom, mocno urzeka. T.E.E.D. wyselekcjonował z modnych brzmień to, co w nich najciekawsze, nadał temu popowy sznyt i zręcznie wyważył wszystko w taki sposób, by całość nie trąciła tanim towarem z bazaru, a była świeża, pomysłowa i co najważniejsze – jednoczyła rzesze fanów we wspólnym tańcu podczas występów. Poza tym wymyśla ładne, łatwo zapadające w pamięć melodie. Czego chcieć więcej? Mogę tego słuchać na festiwalu, mogę potańczyć do tego klubie, ponucić sobie w domu, na wyjeździe i gdziekolwiek tylko chcę. I szybko mi się to nie znudzi.
Nowe wydawnictwo na Pets Recordings ustawia praktycznie cały dzień.
Energetyczny poranek i pracowity dzień? Najlepszy będzie I'll Leave Soon (Catz'n Dogz Just Leave Remix)
Chill out wieczorem po miejskich wędrówkach w upale? I'll leave soon (Catz 'n Dogz Spaced Out Remix)
Zaś na samotny wieczór z lampką dobrego wina zdecydowanie nadaje się oryginalna wersja utworu z bardzo ładnym klipem:
Pets Recordings decydując się wydać EPke autorstwa Uffe - producenta pochodzacego z Danii, poraz kolejny zaskoczyło mnie wyczuciem do wysmakowanej muzyki.
całość w postaci preview można posłuchać np tutaj:
Innymi słowy, zespół, którego fenomenu nie kumam do dziś, ale który podbił moje serce singlem 'Parix', nagrał cover utworu z działki klasyków nietykalnych. Pamiętacie ten klip, gdzie niewzruszony niczym koleś, idąc ulicą ściąga wszystkich z bara? W wykonie When Saints Go Machine to bardziej prześlizgiwanie się między przechodniami, gdyż delikatny, falsetujący wokal raczej nie wskazuje na mocny, twardo stąpający po ziemi krok. Mimo wszystko ładne i można posłuchać. Za darmo z Soundclouda!
Przyznam szczerze, że od czasu klapy jaką zaserwował dawno temu na swoim albumie Pharrell (klapa nosiła tytuł 'In My Mind') osłabł mój entuzjazm dla dokonań tego było-nie-było zdolnego producenta. Facet miał (praktycznie) zawsze smak i wyczucie do robienia bitów, które przepełniała klasa, styl z wielkiego salonu, posh i patenty na podrywanie dziewczyn. Z N.E.R.D. zrobili dużo dobrego (m.in. świetny album 'Seeing Sounds'), nie wspominając o współpracy z wieloma sławami z popworldu. Potem pojawili się chłopaki Sa-Ra i pozamiatali, ale nie o tym miało być. Generalnie zmierzam do tego, że poniżej macie numer, który spowodował uaktywnienie strumienia wspomnień o muzyce Pharrella i spowodował, że znowu mam ochotę bacznie przyglądać się jego dokonaniom. Może nawet jakaś wycieczka w przeszłość? Póki co - macie i się delektujcie. Pyszne!
Numer pochodzi z nadchodzącego mixtape'u Buddy'ego, który nosi tytuł 'Idle Time'. Artwork wyświetla się w okienku yt podczas słuchania. A ponieważ od pewnego czasu pączki chodzą za mną, nie odstępując mnie na krok, toteż i ten cover wywołał u mnie same pozytywne odczucia. Czekam na całość. Zajarałem się.
Nie ma co się zastanawiać: wiosna nadeszła i miejmy nadzieje, że zagości na długo. Mózg pracuje inaczej, myśli płyną swobodniej. Zimowe kurtki wędrują do szafy, szaliki do pudełek na szafach, zaś smutne i smętne piosenki z iPoda wracają na dysk, by tam przeczekać do następnego sezonu grzewczego. Co zatem warto wgrać na przenośne odtwarzacze żeby umlić sobie a) wiosenny spacer, b) dojazd tramwajem w pełnym słońcu c) bieganie nad Wisła czy po innym lesie? Luźne propozycje poniżej, moja wiosenna selekta:)
Shahrokh Sound Of K. - Leave Your Hat On (feat. Siri Svegler)
Sobura - Organic Lo-Fi /album snippet/ - release date 26 marca on U Know Me Rec. kolejny mocny strzał ze stajni UKM - nie wiem, jak oni to robią... txt niedługo.
Benny Sings And Rednose Distrikt - Miss Moral /stare, ale wciąż dobre i świeże/
Dobra, przyznaję, że jak zobaczyłem trackliste tego mixa to się napaliłem i to na coś bardzo fajnego. Być może moje oczekiwania były zbyt duże, bo wyszła house'owa siekanka, ale niektórym może się to spodobać. Wypośrodkowana ocena i recenzja do poczytania tutaj, a ja wracam do znakomitych kompilacji z ubiegłego roku.
...może na przykład klip? I to do mojego ulubionego remixu z płyty 'Mixfinder' (nominowanej do Fryderyka), czyli 'Kinds Of Love' w interpretacji Rawskiego. Kawałek był moim osobistym remixem roku 2011, a obrazek niżej - nie nastawiajcie się na wielkie efekty specjalne i oszałamiające chwile. Raczej na ciekawą, sympatyczną ilustrację z pomysłem. Cztery minuty przyjemne dla oka i ucha.
Dzisiaj, sześć dni po szóstej rocznicy śmierci J Dilli, kiedy wszyscy przestali oklejać swoje ściany na fejsie kawałkami, w których ten producent maczał palce, ja na spokojnie odpalam jego numery. Zastanawiam się nad fenomenem tego człowieka. Głupia sprawa co? Zastanawiać się nad czymś wręcz oczywistym. Rura trochę mięknie, jeśli pomyśleć, że ponad połowa twierdzących "J Dilla changed my life", nie potrafi powiedzieć o nim nic więcej. A mojego życia Jay Dee nie zmienił - i wcale nie mówię tego, by wywołać jakieś wzburzenie (kogo to zresztą obchodzi). Bardziej mam na myśli to, że nie chcę snobować się na bycie wielkim znawcą czy kimś, kto niczym owca w stadzie mówi tak, bo wypada czy jest to w cenie. Skąd więc taki post na tym blogu?
Kiedy 10 lutego 2006 świat dowiedział się o śmierci J Dilli, ja dopiero dowiedziałem się o istnieniu tego człowieka. Brzmi żałośnie? Może. Ale przyznaję się do tego otwarcie - nie znałem go, bo nie słuchałem hip hopu, ta muzyka mnie nie ruszała. Hip hop w pełni odkryłem dla siebie jakiś rok czy dwa lata później. I wcale nie była to prosta znajomość. Nie wiedziałem nic o Slum Village, nie jarałem się ATCQ. Q-Tipa poznałem dopiero przy okazji płyty 'The Rennaisance". A co z Jayem? Wpadłem na jego produkcje, usłyszałem o sławetnych 'Donuts' i wiem o jego istnieniu od sześciu lat, ale dopiero dzisiaj mogę stwierdzić, że zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Włączyłem jego numery i nagle przyszła inspiracja. Nie zapragnąłem być zajebistym beatmakerem, ale zyskałem po prostu pokład dobrej energii, chęci do zrobienia czegoś pożytecznego, czegoś fajnego, nawet na własny użytek. I w tym DLA MNIE tkwi siła muzyki J Dilla - w inspiracji. Szanowałem i szanuję jego ogromny wkład w rozwój muzyki, który dziś, z perspektywy czasu jest dla mnie rzeczą oczywistą. Nie zamierzam piać z zachwytu czy zawalać wszystkich możliwych miejsc linkami z youtube'a, ale patrzę na jego twórczość jeszcze inaczej niż dotychczas. To może nic nie znaczyć dla świata, dla mnie znaczy wiele. Dlatego teraz mogę świadomie podziękować J Dilli za to, co po sobie pozostawił. A na temat jego muzyki niech wypowiedzą się inni, którzy zrobią to zdecydowanie lepiej ode mnie.
(Pisane na setkę, w tym momencie chodzi o emocje, nie elokwencję.)
Dobrze po tych wszystkich połamanych dźwiękach, których nie wytrzymuje 85% ludzkiej populacji, usłyszeć coś w starym dobrym, miękkim i kojącym deepowym stylu. Lorca i jego nowy singiel na Dummy Records - egzotycznie brzmiąca perkusja w numerze 'Can't See Higher' od razu rwie nogi do tańca; do tego delikatny, dopasowany sampel z wokalem. 'Missed Me' w nieco połamanym rytmie, ale wciąż z atmosferycznymi padami w tle, przenosi do hamaka wystawionego w słońcu, owiewanego łagodną, morską bryzą. Od razu cieplej, a w uszach jakoś tak po ludzku przyjemnie.
Z nowym singlem M.I.A. mam tak, że o nim myślę, a kiedy już włączę ten kawałek, to natychmiast mam ochotę go wyłączyć. Ale zdecydowanie wolę go od nowego badziewa od Madonny - dlaczego Arulpragasam zdecydowała się na współpracę z nią? Ponieważ kawałek jest słaby, a i popularności jej nie trzeba bo ją ma, więc chodziło o kasę. Proste równanie. Tyle słowem komentarza na temat nowych ruchów w komercyjnym popie (nawiasem mówiąc czekam aż NME wymyśli jakieś krótsze określenie. Może kompop? Prawie, jak kompost). PS. żeby nie było tak całkiem sucho, ilustruje rzeczonym singlem, z teledyskiem, który nawet fajnie się ogląda. Nigdy nie jeździłem autem na kancie. Trzeba mieć kasę. Trzeba być celebrytką. Światła dla M.I.A., proszę! PS2. Madonny nie wklejam, bo szanuję tego bloga. Wasz czas też.
Kilka dni temu miałem zaszczyt i przyjemność opiniować kolejne wydawnictwo labelu U Know Me. Tym razem swoje produkcje po raz kolejny proponuje Teielte. Nie ma tu co przedłużać, to znakomita porcja zajebiście skrojonej muzyki z ogromnym potencjałem i bogactwem inspirujących świeżych dźwięków. Moja opinia poniżej + link do pozostałych opinii (m.in. Harper, SLG czy Sebol), a także promujące całość single: 'Selcouth' oraz nagrany z gościnnym udziałem Daniela Drumza 'Dont'. Jest grubo.
Po wykręconym singlu Teietle prezentuje EPkę, którą na samym początku roku wysoko podnosi poprzeczkę. Nowe wydawnictwo przynosi nie tylko pokaz znakomitych bitów z łatką abstract, ale także niezłą zagwozdkę w kwestii kwalifikacyjnej, jak również opisowej. Trudno bowiem opowiedzieć o fantastycznie połamanej muzyce, ruszającej nie tylko przysłowiową nóżkę, ale przyspieszającej bicie serca i przepływ myśli. O muzyce, która jednocześnie jest na tyle wielowarstwowa, że jej pełne odkrycie wymaga więcej niż tylko kilkurazowego, pobieżnego odsłuchania. Te produkcje dostarczają ogromną dawkę przyjemności i satysfakcji, bowiem czas spędzony z ‘Wooden Love’ z pewnością nie jest stracony. A koncentracja, jaką wykażemy podczas kontaktu z tymi dźwiękami zwróci się nam z nawiązką. Sposób, w jaki Teielte konstruuje utwory wprawia w osłupienie. Nie brakuje tu smaczków, a mimo to wszystko jest zarazem przejrzyste i głębokie. Opierając swoje kawałki o mocną stopę i bazując na elektronice, Paweł dostarcza bogato zaaranżowanych produkcji. Poszatkowanym bitom w tle przygrywają dodające nerwowości, chropowato brzmiące syntezatory. Zaś całość dopełniają łagodniejsze klawisze. Czy to pocięte w, jak w ‘Easy’, czy organowe, jak w ‘Tripf’, za każdym razem stanowią dobrze wyważone ogniwo tych numerów. Totalnym majstersztykiem jest nagrany ze współudziałem Daniela Drumza numer ‘Dont’. Na ‘Homeworkz’ Teielte wyszedł poza schemat. Tą EPką potwierdza swoją klasę i jeszcze bardziej poszerza granicę. Dobrze wiedzieć, że w dobie zalewu słabych i miałkich jednorazówek, są producenci, którzy potrafią nagrać takie perełki, mając przy tym odwagę do eksperymentowania z formą.
Na początku roku ukazał się tekst podsumowujący rok 2011 w muzyce, który napisałem na portal muno.pl. Trudno oczywiście opisać wszystko, mając ograniczony zasób miejsca, wobec czego zdecydowałem się na omówienie tego, co było najważniejsze nie tylko w subiektywnym spojrzeniu, ale również bardziej ogólnym. Starałem się zajrzeć do większości działek, specjalnie wyróżniając przy tym działalność dwu polskich labeli, które w zeszłym roku dostarczyły mi wielu wspaniałych wrażeń i utworów, które długo nie opuszczały playlisty i z pewnością niejednokrotnie będą na nią powracać. W przygotowaniu suplement dotyczący jedynie polskich wydawnictw, który piszę dla nowo powstającego serwisu Wavemagazine.pl. Strona jest w fazie przygotowań, a otwarcie w lutym.
Póki co proponuję do poczytania moje podsumowanie, które znajduje się TUTAJ, natomiast pod tym linkiem znajdziecie zebrane teksty innych dziennikarzy muzycznych podsumowujących '11 dla muno. Są to m.in. Novika, Łukasz Napora, Harper oraz redaktorzy muno.pl. Polecam, gdyż to bardziej wielokątowe spojrzenie. Enjoy! :)
Skąd taki abstrakcyjny tytuł posta? Od bardzo długiego czasu, bo w zasadzie będzie już jakieś 1,5 roku, zasłuchuje się w mixie wykonanym przez Clouds dla Hotflush Recordings w ramach serii labelowych podcastów. Znakomity zestaw, w którym serwowane nam są stonowane, wygięte i rozwleczone dźwięki, nadaje się do pielęgnowania leniwego stanu ducha. Przy okazji dostarczając nam dawkę muzyki z pogranicza dubstepu i eksperymentalnej elektroniki na wysokim poziomie.
Mix do ściągnięcia TUTAJ, a playlista poniżej. Ściągajcie, kto nie ma. Jak dla mnie to dźwiękowa perełka idealna do cichej kontemplacji.
PLAYLISTA:
[00:00] African Head Charge - Over The Sky [03:27] King Midas Sound - Earth A Killya [08:00] Cyrus - Alone [09:45] Cyrus - Underworld [12:10] Late - Future That Used To Be [14:50] Peverelist - Bluez [18:06] Late - Forgotten Fire [21:30] RRKK - In-Thru' U [23:59] Geiom - Boxes That Go Beep [27:00] Mala - Explorer [28:36] Low Density Matter - Definitions [31:30] Spectre - Alamut [34:24] Gonjasufi - Ageing [38:50] Nabo - Neighbour (Clouds Remix) [42:43] Mount Kimbie - Maybes (James Blake Remix) [44:33] Ikonika - Idiot [46:22] Clouds - Lot Of Calls From No One [52:25] African Head Charge - Language & Mentality
Podobno niedźwiedzia skóra to jedynie kostium. Podobno, by przyciągnąć uwagę. Podobno jeden z nich to Joe Goddard – członek Hot Chip. Mówią też, że drugi to Raf Rundell – z zawodu rzecznik prasowy. Podobno inspiruje ich to, co było najlepsze w muzyce house w latach 90. Podobno kostiumy przeszkadzają im w DJingu, w sikaniu, a kiedy robi się gorąco i brakuje szatni, przebierają się na tyłach swojego BMW. Podobno to wszystko prawda.
Nazywają się THE 2 BEARS i za trzy tygodnie wydają swoją debiutancką płytę, chociaż wspólne występy i produkcje kawałków przedsięwzięli w 2009 roku. Na razie raczą nas EPkami, sporą liczbą ciekawych remixów dla takich gwiazd, jak Metronomy, Toddla T czy Ben Westbeech i numerem nagranym z udziałem człowieka chorego na … zespół Turetta. 30 stycznia przekonamy się o tym czy ich longplay jest równie ciekawy, szalony i dobry jak single ‘Work’ i ‘Bear Hug’, a na razie tańczymy do tego, co mamy – jest nieźle!
Tak sobie myślę czy jest sens rozliczania się z płytą, która liczy sobie już ponad dwa lata, co biorąc pod uwagę obecne tempo powstawania nowych produkcji oznacza, że jest zwyczajnie stara. Ale ponieważ tercet oberwał ode mnie w podsumowaniu za 2009 rok, czuję się w obowiązku zwrócić im honor. Okazuje się bowiem, że to, co początkowo denerwowało mnie w płycie Moderata, teraz jest czynnikiem sprawiającym, że nad krążkiem pieję z zachwytu. No dobra, może przesadzam, ale trudno mi skłamać, stwierdzając, że jest słabo.
Przede wszystkim to sterylne, uderzające już od samego początku, brzmienie. Typowo berlińskie, trudno tego nie zauważyć. Ale jest w nim coś monumentalnego, zupełnie tak jakby założenia muzyki poważnej rozpisać na nowe trendy obowiązujące w muzyce elektronicznej. Dubowe, solidne podbicie, rozpędzony, miarowy i statyczny beat i łapiące wszystko w klamrę, łagodne klawisze na delayu. Do tego wszystkiego dochodzi zaserwowany oszczędnie wokal Saschy Ringa, który w dużej mierze odpowiada za dawkę wrażliwości, jaką naładowano to wydawnictwo. To wszystko sprawia, że nie mamy już do czynienia z techno podlegającym wpływowi innych, nowocześniejszych gatunków. To najprawdziwsza w świecie definicja emotroniki. Trudno nie zatrzymać się nad obrazowością 'Rusty Nails' czy rozłożonej na dwie części kompozycji '3 minutes of Nasty silence'. Tak samo niemożliwe jest przeoczyć dawkę poruszającej melancholii w operującej spowolnieniami 'No 22' oraz 'Out Of Sight'. Udział ikony spalonego słońcem dubu, czyli Paula St. Hilaira tylko potwierdza klasę tego krążka.
Wycofuje się ze sceptycyzmu, którym kierowałem się w momencie premiery i odwołuję swoje słowa, że to kilkanaście wersji jednego utworu. Spójna i wciągająca płyta.
Viadrina, czyli nadodrzański duet, o którym było głośno w zeszłym roku nagrał mix z serii JuNouCast. Przyjemną wędrówkę przez miękki, ciepły i diabelnie taneczny zestaw house'owych numerów umila spora ilość wokali i obecność takich numerów jak 'Night Air' Jamiego Woona w remixie Solomuna, 'Want You in My Soul' Lovebirdsa wzbogacony cudownym głosem Stee Downesa czy piękny 'Morals' w interpretacji Clockwork. Mix do łyknięcia na raz do posłuchanie na stronie MIXCLOUD TUTAJ albo poniżej.
"Nie ma tu żadnego specjalnego klucza. Ot kolekcja spokojniejszych, bardziej piosenkowych produkcji od zaufanych nazwisk, zawierająca parę prawdziwych perełek. Niby leniwie snuje się w okolicach 120 bpm, ale bit cały czas miarowo uderza, a więc drogi słuchaczu - i poruchasz i potańczysz."
Eltron John - I Knew/ Electric Worldlife EP [U Know Me Records] luty 2012
The Internet - Purple Naked Ladies [Odd Future] 31 stycznia 2012
Scuba - Personality [hotflush] 27 lutego 2012
WhoMadeWho - Brighter [Kompakt] 27 lutego 2012
Robert Glasper - Black Radio [blackhole] 27 lutego 2012
.
.
. VA - Brownswood Electric 3 [brownswood] 24 września 2012 Loco Star - Shelter [kayax] 2 października 2012 (?) Flying Lotus - Until the Quiet Comes [warp] 1/2 października 2012 Karriem Rigins - Alone Together [stones throw] 23 października 2012 KIDSUKE - Kidsuke [Project:Mooncircle] 2 listopada 2012
Na youtubie od tygodnia mnożą się linki, pod którymi posłuchać można demowej wersji nowego nagrania The XX. W komentarzach ludzie się zachwycają, podkreślając rolę hipnotyzującego głosu Romy Madley Croft i intymny klimat utworu. Czyli w zasadzie nic nowego, bo wszystko to mieliśmy na debiucie. Ale mimo wszystko wierzę, że może wyjść dość ciekawy krążek.
A, jeszcze jedno – przerażające zapowiedzi, że przy nagrywaniu drugiej płyty grupa zwróciła się w stronę muzyki tanecznej, wydają się być mocno kłamliwe. I dobrze.